Wybory parlamentarne w Polsce z 4 i 18 czerwca 1989 r. odbyły się na zasadach uzgodnionych między częścią opozycji, wspieranej przez NSZZ „Solidarność” a tzw. strona rządową w trakcie rozmów Okrągłego Stołu. Było to swoiste referendum „tak” czy „nie” dla PRL. Wybierano 460 posłów, z których 35 procent mogła wystawić opozycja oraz 100 senatorów. Były to jeszcze Sejm i Senat PRL. Parcie ku zmianom było tak silne, że de facto zdjęcie kandydata z Lechem Wałęsą gwarantowało wybór. Przepadła lista krajowa zmieniono więc „w trakcie gry” ordynację wyborczą.
Ekipa Wojciecha Jaruzelskiego, zgadzając się na częściowo wolne wybory, zamierzała wmontować w system władzy opozycję solidarnościową w sytuacji, gdy ZSRR wycofywał swoje „aktywa” z Polski.
Preludium
Strajki z wiosny i lata 1988 r. przyśpieszyły proces przemian. We wrześniu doszło do spotkania Lecha Wałęsy z Czesławem Kiszczakiem. Od 16 września 1988 r. rozpoczęła się seria spotkań w podwarszawskiej Magdalence, podczas których Czesław Kiszczak, odpowiedzialny m.in. za SB rozkazał skrzętne filmowanie i fotografowanie uczestników rozmów. Szczególnie przy wznoszeniu toastów. Materiały te sukcesywnie „wyciekały”.
Solidarność nadaje ton
30 listopada 1988 r. Lech Wałęsa pokonał w debacie telewizyjnej szefa OPZZ Alfreda Miodowicza.
18 grudnia 1988 r. ogłoszono powołanie Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ „Solidarność”, a 7 kwietnia 1989 r. KKW „Solidarności” zadecydowała o powierzeniu prowadzenia kampanii wyborczej właśnie Komitetowi Obywatelskiemu pod logo związku. Zadanie rekomendowania kandydatów przypadło odbudowującym się strukturom regionalnym „S”.
Listę reprezentantów Komitetu Obywatelskiego opublikowała 8 maja 1989 r. w pierwszym numerze „Gazeta Wyborcza” ze znaczkiem „Solidarności”. Obok działaczy „Solidarności” znaleźli się aktywiści Ruchu Wolność i Pokój, Klubów Inteligencji Katolickiej, politycy z Kongresu Liberałów i Polskiej Partii Socjalistycznej.
Kandydatów KO wspierali artyści o międzynarodowej sławie m.in. Jane Fonda, Nastassja Kinski i Yves Montand. Symbolem wyborów kontraktowych był plakat nawiązujący do filmu „W samo południe” z Gary Cooperem ze znaczkiem „Solidarności”. Wszędzie widoczne były zdjęcia kandydatów z Lechem Wałęsą, autorstwa Erazma Ciołka.
By złamać monopol władzy na informację i cenzurę (GUKPPiW działał do maja 1990 roku) „Solidarność” kontynuowało emisję Radia Solidarność. Zaczęła się ukazywać w nakładzie 150 tys. egzemplarzy „Gazeta Wyborcza”, której redaktorem naczelnym został Adam Michnik, którego mianował Lech Wałęsa. Komitet Obywatelski otrzymał dostęp do anteny TVP z 45-minutowym, cotygodniowym programem telewizyjnym. „Studio Solidarność” prowadził Maciej Stanisław Rayzacher, Bohdan Tomaszewski wzywał w nim do głosowania na kandydatów komitetu, a Jacek Fedorowicz, udział instrukcji wyborczych. Kilkakrotnie zdarzyły się ingerencje cenzury w programy.
Bojkot i podziały
Część środowisk politycznych wzywała do bojkotu wyborów. Aktywna była tzw. Grupa Robocza NSZZ „S”, opozycyjna wobec Lecha Wałęsy, której przewodził Andrzej Gwiazda. Do bojkotu wyborów wezwała Federacja Młodzieży Walczącej i Solidarność Walcząca, której rola w 1989 roku była jednak niewielka. Ulotki wzywające do bojkotu sygnowały też Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość” i PPS-Rewolucja Demokratyczna.
Swoich kandydatów wystawili Konfederacja Polski Niepodległej, Unia Polityki Realnej i Ruch Wolnych Demokratów.
Władysław Siła-Nowicki i Kazimierz Świtoń rywalizowali z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem. Wystartowali także działacze katoliccy Ryszard Bender, Janusz Zabłocki, Henryk Goryszewski. Ale nikt z opozycji spoza KO „S” nie został wybrany do Sejmu lub Senatu.
Obóz władzy
Władze były pewne swej przewagi. Wojciech Jaruzelski, ówczesny I sekretarz KC PZPR i przewodniczący Rady Państwa był już przewidziany do objęcia urzędu prezydenta PRL.
Aparat przymusu, czyli służby MSW nie zrezygnowały z prób inwigilacji środowisk opozycyjnych. Funkcjonariuszy WUSW kierowano nadal na spotkania komitetów obywatelskich. Działania operacyjne ze strony SB objęły również inne grupy opozycyjne, w szczególności KPN.
Propagandowe i antyopozycyjne artykuły ukazywały się na łamach „Trybuny Ludu”, „Żołnierza Wolności”.
Eskalacji napięcia przysłużyło się też odrzucenie wniosku o ponowną rejestrację Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Dopiero 22 września 1989 r. NZS został ponownie zalegalizowany przez Sąd Najwyższy w Warszawie.
Klęska obozu PRL
Rządzącej „koalicji”, czyli PZPR i tzw. stronnictwom sojuszniczym ZSL i SD zagwarantowano co najmniej 299 (65 proc.) miejsc w Sejmie. Pozostałe mandaty poselskie - 161 (35 proc.) przeznaczono dla kandydatów bezpartyjnych. Wyborcy mogli demokratycznie zdecydować też o mandatach senatorskich w okręgach jednomandatowych.
Wybory zakończyły się zdecydowanym zwycięstwem opozycji solidarnościowej zorganizowanej w Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie. Kandydaci Komitetu zdobyli wszystkie 161 mandaty przeznaczone dla bezpartyjnych i 99 miejsc w Senacie.
Obóz ówczesnej władzy poniósł klęskę, a prestiżową była przegrana niemal wszystkich kandydatów z tzw. listy krajowej. Tylko dwie z 35 osób uzyskały mandaty – Mikołaj Kozakiewicz z ZSL i Adam Zieliński z PZPR. Nawet w obwodach wyborczych jednostek podległych MON i MSW skreślano luminarzy PRL. Podjęto więc próby ratowania listy krajowej.
Strona solidarnościowa nie sprzeciwiła się zmianie ordynacji wyborczej w trakcie wyborów by przenieść nie obsadzone 33 mandaty na okręgi wyborcze. I tak np. Józef Oleksy, późniejszy marszałek Sejmu i premier, uzyskał jeden z mandatów przeniesionych z listy krajowej na okręgi.
Status quo, czyli pakty dotrzymane
Resorty siłowe pozostawały jednak w rękach wojskowych i milicjantów z PZPR Floriana Siwickiego (MON) i Czesława Kiszczaka (MSW). 19 lipca 1989 r. Wojciech Jaruzelski przewagą jednego głosu w Zgromadzeniu Narodowym wybrany został prezydentem PRL. 270 posłów i senatorów głosowało za kandydaturą, 233 było przeciwnych, 34 wstrzymało się od głosu, a 7 oddało głos nieważny. Kilku posłów OKP nie uczestniczyło w wyborach, a jeden senator głosował za wyborem generała. Wymagana większość wynosiła 269 głosów.
Po tym, jak w styczniu 1990 r. rozwiązała się PZPR rząd Mazowieckiego nie zdecydował się od razu na przejęcie partyjnego majątku, rozwiązanie Służby Bezpieczeństwa i weryfikacji wymiaru sprawiedliwości.
Bramy wolności
W wyniku wyborów czerwcowych Polska stała się pierwszym państwem tzw. bloku wschodniego, w którym przedstawiciele opozycji uzyskali wpływ na sprawowanie władzy. Sejm tzw. kontraktowy wykonał pracę nie do przecenienia.
Społeczeństwo oczekiwało od strony solidarnościowej podjęcia gruntownych reform państwa. Fakt, że głosowanie z 4 czerwca 1989 r. przyniosło zdecydowane zwycięstwo opozycji solidarnościowej i druzgocącą porażkę władz PRL otworzyło mozolną drogę do demokracji i odzyskiwania przez obywateli wpływu na losy państwa. Informacja o wyniku wyborów stała się światowym newsem, sąsiadując z krwawą masakrą na placu Tian’anmen w Pekinie, której dopuściły się tego dnia władze ChRL.
Dzisiejsza arogancja politycznych elit doprowadza do sytuacji, że obywatele zniechęcają się do udziału z życiu politycznym, rezygnując nawet z udziału w wyborach, podstawowego prawa obywatelskiego.
Mur czy Brama?
Jeśli odrzucając komunizm wygrywa się wybory pod hasłem budowy nowego państwa, by zaraz potem część z tych wygranych wyborów oddać, a następnie wybiera się na prezydenta gen. Jaruzelskiego, człowieka, który niszczył „Solidarność”, to nawet nam się mąci w głowach, a co dopiero cudzoziemcowi.
W świadomości przeciętnego Europejczyka komunizm zakończył się wraz z upadkiem muru berlińskiego, a nie z buntem robotników z 1980 r. lub z wyborami z 4 czerwca. Również podniesione szlabany na wewnątrzniemieckiej granicy okazały się fotogeniczne. Nocą z 9 na 10 listopada po wypowiedzi Guntera Schabowskiego z NRD-owskiego Politbiura, tysiące mieszkańców NRD ruszyło na granicę. W rzeczywistości mur zaczął się kruszyć nocą z 20 na 21 grudnia 1989 r. Pierwszy betonowy blok padł o godz. 0.37, a 22 grudnia, mimo padającego deszczu, spotykało się przy Bramie Brandenburskiej 300 tysięcy Berlińczyków.
W czasach "kultury obrazu" do wyobraźni przemawia wyrazistość symboli. Trudno byłoby znaleźć bardziej malowniczy symbol zrzucenia żelaznej kurtyny niż upadek betonowego muru, okalającego enklawę wolności, czy zdjęcia Johna F. Kennedy'ego wołającego 26 czerwca 1963 r. przed berlińskim ratuszem Schoeneberg: "Ich bin ein Berliner!"
Czy można było zyskać więcej? Czy należało czekać kilka miesięcy i wziąć całą pulę? Na te pytania nie ma dobrych odpowiedzi.
Artur S. Górski
- 21/06/2014 18:57 - Budyń z sokiem malinowym: Sowa robi dobrze a wielu podąża w robieniu jego śladem
- 17/06/2014 14:37 - Prof. Pastusiak: Krytycznie o SLD w Trójmieście
- 15/06/2014 20:00 - Tusk do dymisji - państwo nie istnieje
- 11/06/2014 11:36 - Budyń z sokiem malinowym: W lipiec upał, w listopadzie jeszcze bardziej, a GPEC ciągle grzeje
- 11/06/2014 11:32 - Paliszewski: Obywatel już nie jest bezbronny przed Policją, strażą miejską i innymi organami ścigania w sprawach o wykroczenia
- 29/05/2014 16:18 - Budyń z sokiem malinowym: Od ubytku głowa nie boli, a na pewno nie prezydenta
- 22/05/2014 19:18 - Okiem europosła: Kto za nas zdecyduje?
- 16/05/2014 17:37 - Okiem europosła: Unia Europejska MŚP stoi
- 14/05/2014 15:31 - Prof. Longin Pastusiak: Jak Amerykanie tuszowali prawdę o Katyniu
- 09/05/2014 18:28 - Okiem europosła: Stawiajmy na młodzież