Kiedy w świat poszła wiadomość, że w Żarnowcu będzie elektrownia atomowa, na miejscu natychmiast pojawili się dziennikarze. Wszystko chcieli wiedzieć, z każdym chcieli pogadać. Najwięcej zamieszania robili ci z telewizji. Przyjechali dużymi furgonetkami z antenami satelitarnymi na dachach, zaczepiali ludzi na ulicach. Po paru godzinach zniknęli i życie wróciło do normy. Żarnowiec znów pogrążył się w sennej ciszy.
Tak było we wtorek. W środę w Żarnowcu też jest sennie i cicho. Za to kilka kilometrów dalej, w Krokowej, wójt, Henryk Doering, od rana ma ręce pełne roboty. Najpierw wywiad dla radia, potem spotkania z petentami, w końcu czytanie gazet.
A w każdej coś o Żarnowcu i elektrowni. I wszędzie wójt widzi swoje słowa.
- No teraz to się głośno zrobiło – mówi gospodarz gminy, przeglądając w swoim gabinecie prasę. – A to przecież za jakiś czas się okaże czy rzeczywiście u nas będzie ta elektrownia. Z drugiej strony, mamy najlepsze warunki. Tak powiedzieli specjaliści od sejsmografii, ekologii i inni. Myśmy w ogóle o to nie zabiegali, ale nie mamy nic przeciwko.
Wójt bardzo by chciał, żeby Żarnowiec stał się „atomową potęgą”. Bo to i prestiż i pieniądze z podatków, no i praca dla ludzi by była.
Z powodu zmian
Henryk Doering sam zaczynał karierę zawodową od pracy przy budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu. To był rok 1985 i tamta elektrownia miała być cudem i dumą socjalistycznej gospodarki.
- Ale parę lat później ustrój się zmienił i budowę przerwano – wspomina wójt Krokowej. – Szkoda. Pracowałem wtedy jako ekonomista i zajmowałem się między innymi administracją obiektów służących budowniczym. A było czym zarządzać. Kilka tysięcy ludzi przewinęło się przez tę budowę. Trzeba było stworzyć dla nich specjalne osiedla, nawet w Redzie. To były takie czasy, że mięsa w sklepach prawie w ogóle nie było, więc rząd dał kasę żeby w Lęborku masarnię dofinansować, bo robotnicy musieli coś jeść. Po papier toaletowy jeździło się do Świecia, bo normalnie nie można go było kupić, a przecież tego towaru też nie mogło na budowie zabraknąć.
Budowa szła pełną parą, a po katastrofie w Czernobylu normy bezpieczeństwa dodatkowo wzmocniono.
- Choć i tak, z tego co wiem, na budowie nie oszczędzano, szły tylko najlepsze materiały. Cement z jednej, wybranej cementowni, podobnie elementy zbrojenia – mówi Henryk Doering. – W 1986 roku wprowadzono dodatkowe systemy zabezpieczeń wyprodukowane przez Siemensa, laboratoria kontrolne pracowały bez przerwy.
To nie pomogło. W roku 1990 budowy zaniechano. Z powodu zmiany ustroju i protestów ekologów. Teraz też pewnie będą protestować, ale na razie nikt o tym nie myśli.
Strefa specjalna
W pobliżu miejsca, gdzie miała stanąć „atomówka”, nad brzegiem jeziora Żarnowieckiego, w 2001 roku utworzono Pomorską Specjalną Strefę Ekonomiczną. Ale Żarnowiec i Krokowa to tylko część całej strefy, która ma swoje oddziały w okolicznych miejscowościach oraz w Trójmieście i Tczewie. W Żarnowcu, na jej terenie działa kilkanaście firm. Dają pracę ludziom, ale zdaniem wójta i tak z pracą jest tutaj nienajgorzej.
- W całym powiecie puckim nie jest tak tragicznie, jak w innych regionach – przekonuje Doering. – A ci, którzy u nas są bezrobotni, w lecie nadrabiają zaległości finansowe, bo utrzymują się z turystyki. Jedni prowadzą gospodarstwa agroturystyczne, inni prowadzą bary, jeszcze inni są kelnerami, pracują w usługach. Zarabiają w sezonie, a przez resztę roku żyją z tych pieniędzy.
Nasz rozmówca stawia na turystykę i sporty wodne. Gmina buduje nad jeziorem kilka przystani. Niedawno delegacja z Krokowej odwiedziła jeden z północnych landów w Niemczech. Tam wójt widział, jak ludzie stawiają domki letniskowe nad jeziorem niemal tuż pod ścianą elektrowni atomowej. Nikt się niczego nie bał. W jeziorze pluskały się dzieci, po wodzie sunęły żaglówki. Liczy, że i tutaj będzie podobnie. Liczy też i na to, że wielu spośród budowniczych elektrowni zamieszka w Żarnowcu i okolicach na stałe. To zupełnie zmieni oblicze regionu. Rozbuduje się infrastruktura, wzrośnie liczba podatników, będzie popyt na nowe towary i usługi. A przy tym krajobraz całej okolicy zachowa swój charakter. Elektrownia może być kolejną atrakcją turystyczną. Stąd do morza tylko sześć kilometrów, więc wczasowicze chętnie będą zaglądać nad słynne jezioro.
Nie wyjść przed szereg
Żarnowiec składa się z głównej ulicy Lipowej i kilku ulic bocznych. Po obu stronach jezdni, oprócz domów mieszkalnych, ze dwa sklepy spożywcze, skład meblowy, sklep przemysłowy, szkoła podstawowa, kościół i klasztor cysterek żarnowieckich. I to wszystko.
Stukamy do klasztornej bramy. Chcemy spytać siostry, co myślą o planach budowy elektrowni atomowej. Niestety, matka przełożona nie znalazła czasu na rozmowę z nami. Ale szczęście nam dopisuje. Z klasztornego krużganku wchodzimy do kościoła. Akurat jedna z sióstr myje podłogę. Kiedy pytamy ją o zdanie na temat elektrowni, podnosi głowę znad wiadra z wodą i mówi głośno: - Broń Boże! Chcą nas wykończyć! Wtedy jak pierwszy raz elektrownię budowali, to odpady do nas sprowadzali, sami Rosjanie tu byli, polskich inżynierów ze dwóch, najlepsze materiały szły na budowy willi dla prominentów – mówi z przekonaniem siostra zakonna. – Teraz będzie tak samo! Ludzie się nie liczą tylko pieniądze, takie czasy.
Niestety, nie wiemy czy siostra wyraża pogląd większości żarnowieckich cysterek. Żeby przekonać się, co myślą ludzie na wsi, zaglądamy do sklepu spożywczego pod nazwą „Mini-Market”. A tam dwie kobiety, na oko po sześćdziesiątce, głośno rozmawiają o elektrowni.
- Z jednej strony to dobrze, że będą ją budować, bo dadzą pracę ludziom, z drugiej to źle, bo zatrują środowisko – stara się zachować obiektywizm pierwsza.
- Jaką pracę? Do łopat ludzi tylko wezmą i tyle! – narzeka druga. To ta sama, która dzień wcześniej w wieczornych wiadomościach mówiła, że Żarnowiec turystyką stoi, a teraz to chcą „wiochę” zniszczyć i elektrownie postawią. Kto chce zniszczyć? Nie precyzuje.
Ekspedientka, młoda, ładna dziewczyna stoi za ladą i nie wtrąca się do kłótni klientek, ale po cichu mówi nam, co myśli.
- Ja pracę w sklepie będę miała – cieszy się. – Jestem za i moi znajomi też są za. Ale głośno tego nie powiem. Tu każdy każdego zna, każdy każdego ocenia. Po co ludzie mają mieć pretensje...
Starszy mężczyzna przed sklepem nie podziela obaw przeciwników atomowej inwestycji.
- A niech budują – mówi pan Antoni. – Przynajmniej prąd będzie tani.
W pobliskiej podstawówce rozmawiamy z dyrektorką szkoły, Aleksandrą Obszyńską. Pani dyrektor unika jasnej deklaracji.
- Prywatnie jestem za budową elektrowni, ale oficjalnie tego nie powiem – zastrzega się. – Dlaczego? Jestem pracownikiem samorządowym, podlegam wójtowi i nie chcę wychodzić przed szereg.
- Ale wójt też jest za.
- No to ja też jestem za.
Na szkolnym korytarzu 12-letni Patryk na nasze pytanie o to czy chce mieć w sąsiedztwie elektrownię atomową, odpowiada nam po kaszubsku, krótko i zwięźle.
- Jo!
Marzenie wójta
Kierujemy się w stronę ruin starej elektrowni. Po drodze mijamy szereg ogródków działkowych. W każdym dacza i bezpośredni dostęp do jeziora. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się przed wysoką siatką z drutem kolczastym. Zza ogrodzenia straszą betonowe mury i konstrukcje z drutu zbrojeniowego sterczące w górę. Na bramie tablice ostrzegawcze „Teren budowy, wstęp wzbroniony!” Ale my wchodzimy. Znajdujemy lukę w ogrodzeniu. Akurat na szerokość jednego człowieka. Przeciskamy się na teren elektrowni. Najpierw kolega foto, potem ja. Niedokończone ściany, słupy i coś, co przypomina bunkry. A wszystko zanurzone w zamarzniętej wodzie. Chodzić tylko można po wierzchołkach ścian i stropach części pomieszczeń.
Tutaj na pewno elektrowni nikt budować od nowa nie będzie. Wcześniej mówił nam to wójt Krokowej, teraz możemy przekonać się o tym na własne oczy.
- Jeśli elektrownia postanie, to na pewno w pewnej odległości od dawnej lokalizacji – uważa Henryk Doering. – Jednak z pewnością nikt lasu nie będzie wycinał, miejsca jest tutaj dość żeby pomieścić i elektrownię i tereny rekreacyjne. A ludzie w większości są przekonani do tej inwestycji.
Przed wójtem i pracownikami urzędu jeszcze wiele spotkań z mieszkańcami poszczególnych sołectw. Ale urzędnicy są spokojni. Ich zdaniem dziś ludzie są mądrzejsi niż dwadzieścia lat temu i wiedzą, że świat się zmienia, technologie się zmieniają, a elektrownie atomowe są lepsze niż ta w Czernobylu. Wójt ma też jedno marzenie.
- Żeby tę elektrownię wybudowali, a mój następca patrzył jak wszystko dookoła pięknieje. I żeby mógł wybierać czy chodniki chce mieć w gminie tradycyjne czy z kolorowych płytek.
Dariusz Olejniczak
Fot. Maciej Kostun
- 18/03/2010 22:46 - Skarbnik Miasta Gdańska: „Nasz budżet jest stabilny”
- 18/03/2010 22:06 - Budowanie społeczeństwa obywatelskiego
- 18/03/2010 16:48 - Eko-Dolina: Plan dla Łężyc
- 18/03/2010 16:07 - Przeciwdziałanie ekonomicznej dyskryminacji kobiet
- 18/03/2010 15:54 - Remontowa S.A. nagrodzona!
- 18/03/2010 07:45 - Konsultacje prezydenta bez prezydenta
- 18/03/2010 07:39 - Nudny remis Lechii z Wisłą Kraków
- 17/03/2010 13:04 - Rynek pracy w lutym: Minimalna poprawa
- 17/03/2010 12:07 - Sztuka a narkotyki
- 17/03/2010 11:50 - Chwinowie porozmawiają z Venclovą