"Epokowa inwestycja" za miliard złotych spłynęła z deszczem. Wyrwy w nasypach PKM jak po bombardowaniu. Czy prokurator Andrzej Golec nie powinien zapytać marszałka Struka czy to jest ok?
W 2014 tytuł "Budowy roku". 4 lipca zapraszano na wakacje z PKM - "bogata siatka połączeń" i "najnowocześniejszy w Polsce system sterowania ruchem i bezpieczeństwa na kolei". O 21.15 w czwartek pociągi zwolniły, o 23.11 stanęły. Warta blisko miliard publicznych złotych Pomorska Kolej Metropolitalna stoi do dziś, bo kilka godzin padał deszcz.
Komunikat oficjalny: "Na liniach 246 i 253 cały czas trwają prace, które mają na celu zabezpieczenie nasypów kolejowych przed dalszym osuwaniem" - by zapewnić podróżnym 100 procent bezpieczeństwa, rzecz jasna. I drugi: "nastąpiło w kilku miejscach obsunięcie skarp nasypów i wykopów na linii nr 248 i 253".
Usypane i uformowane w dwa lata na zamówienie spółki Pomorska Kolej Metropolitalna przez konsorcjum Budimexu i Ferrovialu nasypy rozmył pierwszy większy deszcz. Setki metrów zniszczeń, które sięgają struktury traktu komunikacyjnego i wykluczają eksploatację. I to nie z powodu uderzenia fali powodziowej, tylko z powodu opadu, który rozpuścił wał kolejowy z Wrzeszcza na lotnisko.
Pytanie - jak to możliwe, skoro stary wał kolei kokoszkowskiej wytrzymał bez jakiejkolwiek konserwacji kilkadziesiąt lat?
Był lepiej zbudowany? Z lepszych frakcji usypany? Czy nowy trakt zbudowano tylko z lekkich frakcji piaszczystych, czy był skomponowany z różnych frakcji, z odpowiednim lepiszczem, stosownie utrwaloną dojrzałą, stabilną strukturą? Czy został wykonany zgodnie z projektem i zaprojektowany tak, by deszcz, nawet większy, nie wypłukał jej użyteczności?
Interesując się zagrożeniem, które dla gdańszczan przyniosła deszczowa powódź prokurator regionalny Andrzej Golec powinien to samo pytanie zadać właścicielom Pomorskiej Kolei Metropolitalnej, jej zarządcom i nadzorcom. Za pieniądze publiczne odpowiadali marszałek Mieczysław Struk i wicemarszałek Ryszard Świlski. Do zarządu spółki powołano Krzysztofa Rudzińskiego i Tadeusza Heydę. Ich praca, na głowę, kosztowała po blisko 300 tys. zł rocznie. Do tego rada nadzorcza: Beata Zarębska, Przemysław Dalecki, Mariola Pyciarz, Maciej Glamowski i Grzegorz Mocarski, który niedawno zajął miejsce prezesa Rudzińskiego.
Czy wydając publiczne pieniądze dobrze wywiązali się ze swoich obowiązków i płacili wykonawcy za dobrze wykonaną robotę? I czy między 21.15 a 23.11 ograniczając szybkość na trasie PKM nie narażali życia i zdrowia pasażerów?
Nie udawajmy, że nic się nie stało.
(gem)
- 25/07/2016 07:43 - Szpital na Polankach - komu marszałek da zarobić miliardy?
- 24/07/2016 16:09 - List otwarty mieszkańców Strzyży do prezydenta Adamowicza
- 23/07/2016 14:22 - Litania Narodów i Marsz Młodych – Światowe Dni Młodzieży w Gdańsku
- 21/07/2016 16:27 - Nadzwyczajna sesja Rady Miasta Gdańska: radni PiS - "Na polu samorządowym nie wprowadzajmy napięcia, które panuje na scenie politycznej w Polsce"
- 20/07/2016 12:01 - Światowe Dni Młodzieży w Gdańsku rozpoczęte!
- 17/07/2016 18:19 - Jutro "wSIECI" - Tajemnica fortuny prezydenta Gdańska
- 16/07/2016 15:52 - Obchody Światowych Dni Młodzieży w Gdańsku
- 15/07/2016 14:07 - Rekordowy zysk Grupy GPEC
- 15/07/2016 13:54 - Piotrusiewicz za Zych-Cisoń?
- 14/07/2016 21:21 - Potężna ulewa w Gdańsku. Zalana m.in. Kartuska.