Rozmowa z doktorem Jerzym Zadrożnym, szefem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w Szpitalu Morskim w Gdyni Redłowie.
Na oddziale kardiologii w gdyńskim Szpitalu Morskim zlikwidowanych zostanie 15 łóżek skąd taka decyzja?
Decyzja dyrektor Ireny Erecińskiej-Siwy jest zrozumiała. Szpital dostał w tym roku kontrakt na kardiologię ograniczony o kilkadziesiąt procent. Dyrektor musi likwidować łóżka, bo oddział coraz bardziej zadłuża szpital, za co może grozić nawet Izba Obrachunkowa. Pod względem finansowym to zrozumiałe, problem polega na tym, że służba zdrowia to nie fabryka butów. Tutaj nie można ograniczyć produkcji, pacjenci po prostu potrzebują leczenia.
Czym grozi ta likwidacja?
Zamiast obecnych 38 łóżek zostaną 23. Sytuacja latem nie jest najgorsza, ale jesienią często jest naprawdę dramatycznie. Może dojść do sytuacji, że będę miał 3 pacjentów i jedno łóżko, a nawet wygląda na to, że taka sytuacja będzie permanentnie. Tutaj nie pomoże lekarz naczelny ani centrum kryzysowe. W centrum kryzysowym łóżek nie ma. Gdzie ci pacjenci mają wylądować? I kto za to weźmie odpowiedzialność, jak się zrobi dramat, bo to tylko kwestia czasu? Wtedy wszyscy umyją ręce a NFZ jeszcze tu przyśle komisję, która będzie sędzią w tej sprawie.
A pilne zebranie w sprawie kardiologii, które zwołała wczoraj wicemarszałek Hanna Zych-Cisoń?
Czy Trójmiasto składa się tylko z Gdańska? Co to za narada, na którą nie zaproszono dyrektora szpitala, który jest sprawą najbardziej żywotnie zainteresowany [Szpitala Morskiego w Gdyni]? To jest nienormalna sytuacja. Takie rzeczy mogą się dziać przy produkcji samochodów, a nie w instytucji o wyższej użyteczności publicznej.
Czym to grozi jeśli chodzi o sytuację w Gdyni?
Jest podstawowa różnica między Gdańskiem i Gdynią. W Gdyni są tylko dwa szpitale, w których jest permanentnie ostry dyżur, nie można na zmianę przesuwać ostrego dyżuru do różnych szpitali. W Gdańsku nie ma fizycznego likwidowania łóżek, przesuwa się po prostu pacjentów na inny oddział [chodzi o sytuację przesuwania pacjentów z kardiologii do interny], co pomaga leczenie finansować. W Gdyni są 72 łóżka, zostanie 57. Ja i każdy lekarz z praktyki wiemy, co będzie za parę miesięcy, lato zawsze jest łagodniejsze, jesienią będzie tragedia. Nie będzie gdzie fizycznie położyć pacjenta. Telefony do innych szpitali nic nie dadzą, bo wszędzie usłyszę: łóżek nie ma.
Pacjenci w ciężkim stanie będą leżeli na izbie przyjęć, która też się zapełni bo nie jest z gumy.
Lekarze staną przed dramatycznym wyborem, którego pacjenta położyć na oddziale, a którego odesłać?
Do szpitali z reguły zgłaszają się ludzie, którzy są w stanie wymagającym hospitalizacji. Pacjenci sami zgłaszają się do szpitali i chcą po prostu być leczeni. Jeśli pacjentów trzeba będzie wozić na przykład do Wejherowa, potrzebna będzie dodatkowa karetka, prawdopodobnie z pełną obsadą. To są ogromne koszty.
Już wiadomo, że decyzja zapadła?
Tak. Od poniedziałku mają być formalnie 23 łóżka na oddziale. Dzisiaj jest około 30 pacjentów na oddziale, myślę, że to będzie rozłożone na 3-4 dni, bo przecież nikt chyba nie przyjdzie i nie zabierze łóżka leżącemu pacjentowi. Cały czas będziemy mieli całkowite obłożenie. Dojdzie do sytuacji, że pacjent nie będzie przyjęty, a wtedy wszyscy umyją ręce i to my będziemy odpowiedzialni i moralnie, i karnie. Żeby załatwić coś na stopniu politycznym, musi stać się tragedia.
Winien jest więc istniejący system?
Społeczeństwo się starzeje. Wskutek rozwoju technologii, pacjenci których nie udało by się uratować jeszcze pięć czy dziesięć lat temu, żyją. Ale oni wracają do szpitali, więc im większy sukces, tym większe kłopoty finansowe, bo ludzie wyleczeni wracają do szpitali. Liczenie na to, że sytuacja sama się rozwiąże, jest kompletnie chybione.
Jak mamy pracować z nadzieją, że się nic nie stanie? Nie stanie się, to znaczy, że wszystko jest dobrze, ale myślę, że coś się stanie, bo to by musiał być cud, żeby się nie stało. Wyceny [usług na podstawie, których NFZ rozpisuje i rozstrzyga konkursy na świadczenie usług leczniczych] są absurdalne. Jeśli usługi byłyby wycenione racjonalnie, nie byłoby dzikiego naporu na te najdroższe. Te procedury są prawdopodobnie przeszacowane, bo mamy 2300 procedur, których koszty nie są dobrze wyliczone, więc urzędnik patrzy na sufit i mówi: to będzie tyle kosztować, wizyta będzie tyle kosztować, a operacja serca – tyle, a wszczepienie stymulatora - tyle będzie kosztować. Rozliczenie szpitala jest praktycznie wirtualne, bo jeśli ktoś by obliczył koszty poszczególnych usług, to możliwe, ze ci, którzy pokazywani są jako wzory gospodarności siedzieli by po uszy w długach, a zadłużeni zaczęliby znakomicie zarabiać. W poprzednim systemie było tak, że urzędnik zadecydował, że masło kosztuje 17,50 i później przez lata masło właśnie tyle kosztowało.
O problemach w pomorskiej kardiologii pisaliśmy też tutaj:
http://www.wybrzeze24.pl/gazeta-gdanska-artykuly/burza-w-pomorskiej-kardiologii
http://www.wybrzeze24.pl/aktualnosci/sad-urzednicy-nfz-niewinni-winny-system
Rozmawiał Jacek Wierciński
jacek.wiercinski@wybrzeze24.pl
fot. sxc.hu
- 10/05/2011 09:12 - Ranking prezydentów: Karnowski i Szczurek wysoko, Adamowicz poza czołówką
- 09/05/2011 17:24 - Wesołek: „Siedziałem za bycie dziennikarzem”
- 09/05/2011 10:18 - Wybory do rad dzielnic - sprawdź frekwencję
- 09/05/2011 08:53 - Nowe znaki na A1. Nie unikniemy kary za zbyt szybką jazdę
- 09/05/2011 07:06 - Sensacyjna historia. Co łączy śmierć gen. Sikorskiego, Bolesława Bieruta i powstanie UE?
- 08/05/2011 10:48 - Rusza Niebieski Parasol, czyli darmowe porady prawne
- 07/05/2011 14:14 - Minister Giersz na kruchym lodzie?
- 07/05/2011 12:51 - Pożegnanie Roberta Bogdanowicza
- 07/05/2011 12:18 - Adamowicz i Duda przekonają Wałęsę do ECS-u?
- 07/05/2011 10:27 - Nowa wicedyrektor Pomorskiego NFZ