W Polsce przez ostatnie osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy wiele się zmieniło na korzyść. Poszybowały w górę zarówno wyniki gospodarcze, jak i przychody obywateli, zanikło bezrobocie, wzrosły jak nigdy pensje i emerytury, wprowadzono wiele prorodzinnych rozwiązań socjalnych. PiS przeprowadził wiele ważnych inwestycji, zbudował i wyremontował sieć dróg, kolei, wyremontował miasteczka i wsie. Kultura kwitła – uruchomiono nowe teatry, sieć bibliotek lokalnych, powstało 300 muzeów, w tym monumentalne Muzeum Historii Polski; Polska przejęła Bibliotekę Polską w Paryżu, media publiczne sfinansowały liczne filmy historyczne i biograficzne o bohaterach naszej historii, świetne seriale. Wspierano kombatantów solidarnościowych, ruchy rekonstrukcyjne i twórczość lokalną i folklor. Spadła o ponad 30 proc. liczba zabitych na drogach, poradziliśmy sobie lepiej czy gorzej z pandemią i innymi zadaniami publicznymi.
A jednak Zjednoczona Prawica nie utrzymała się przy władzy. Kogo zabrakło? Co zniechęciło, kogo odsunęło?
O społeczne przyczyny tego stanu rzeczy i o perspektywy Polaków pod nową władzą pytamy dr Józefa Orła, szefa Klubu Ronina w Warszawie i animatora jednego z Ruchów Kontroli Wyborów.
– W jakim miejscu jest Polska? PiS mimo wygranych wyborów musiał ustąpić władzę koalicji kilku partii opozycyjnych. Akurat 13 grudnia zaprzysiężono nowy rząd z Donaldem Tuskiem jako premierem, który błyskawicznie przejmuje władzę, ale zapewnia, że nie odbierze uzyskanych za PiS świadczeń socjalnych. Czy na PiS, na Zjednoczoną Prawicę mogło głosować więcej obywateli?
Józef Orzeł: PiS wyborów nie wygrał a zajął pierwsze miejsce; przegrał, bo władzę stracił, nie wskutek siły opozycji, tylko serii błędów, które uderzały w część jego elektoratu.
Wśród głosujących na PiS było o 400 tys. mniej niż w 2019 r., zabrakło części mieszkańców wsi, o 20 pp. zmniejszyła się grupa emerytów, którzy uwierzyli, że opozycja u władzy zachowa politykę prospołeczną PIS.
Rolnicy uznali, że rząd ich nie chroni. Ustawa „Piątka dla zwierząt” uderzyła w nich, i w ogóle w przedsiębiorczych Polaków, uznali ją za godzącą w wolność gospodarowania. Następna grupa straconych głosów jest geograficzna, to fundament wsparcia dla PiS, czyli region południowo-wschodni Polski. Część ludzi była tam oburzona bezwarunkową polityką wsparcia dla Ukrainy, i to nie przez te Ukrainki z dziećmi, tylko przez kłopoty kierowców ciężarówek i „mrówek” z handlu przygranicznego. Zaszkodziła też konkurencyjność wielkoprzemysłowego rolnictwa ukraińskiego wobec małych polskich gospodarstw rolnych. Ukrainie pomagać trzeba, ale trzeba też zważać na koszty społeczne tej pomocy.
Kolejny błąd to orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Zarówno młode kobiety, jak i mężczyźni uznali je za wymierzone w wolność ich decyzji, uznali, że racja religijna nie może być ważniejsza. Efektem społecznym były ogromne demonstracje, których odłożony efekt objawił się w wyborach.
Następnym uderzeniem w elektorat PIS był chaos związany z Polskim Ładem. Co tydzień zmieniało się prawo podatkowe i sposoby naliczania podatków, mnóstwo zachodu i niepotrzebnej pracy dla mikro przedsiębiorców i firm rodzinnych. Składkę 9% na ubezpieczenie zdrowotne potraktowali oni jako wzrost podatków. Płacący PIT z pierwszego progu w końcu mało zyskali, płacący z drugiego progu stracili.
Te błędy przyniosły klęskę wyborczą PIS, a w dodatku frekwencja wzrosła niebywale, ale na rzecz opozycji.
Polska jest w tej chwili w samym środku pasma wyborczego. W kwietniu będą wybory samorządowe, w czerwcu do Parlamentu Europejskiego, a za półtora roku prezydenckie. PiS ma wizerunek partii antysamorządowej, mimo że Mateusz Morawiecki zrobił dużo, żeby samorządom pomóc. Ale narracja PiS-u jest ciągle centralistyczna, ruch ma iść z góry w dół. PIS nie widzi samorządu jako fundamentu państwa, docenia tylko rząd - gdzieś pod dachem budynku państwa. PiS nie przygotował się do wyborów, nie ogłosił kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, a trzeba już organizować kampanię, biura, struktury, zbierać fundusze, pisać programy.
Wybory do Parlamentu Europejskiego też są bardzo ważne, bo stamtąd wypływa prąd centralistyczny w Unii. Projekt około 260 zmian w traktatach oddaje Komisji Europejskiej większość kompetencji państw narodowych. Warto, żeby PIS miał tam jak najwięcej głosów i prawica europejska liczy na to, a tu się szykuje samorządowa przegrana i wtedy „z automatu” PIS może przegrać wybory do PE. Taka seria trzech przegranych sprawi, że sytuacja PiS będzie bardzo marna przed wyborami prezydenckimi. Opozycja ma dwóch efektownych kandydatów: panów Hołownię i Trzaskowskiego. PiS zaś nie ma kandydata, bo mógłby polec w wewnętrznej konkurencji.
Konieczna jest zmiana tożsamości partii - decentralizacja i demokratyzacja, wsparcia dla ruchu z dołu do góry, bo jego brak zabija aktywność aparatu. Partia wymyśliła Ruch Społeczny Obrony Suwerenności Polski (przed centralizacją Unii), który ma być nogą społeczną oporu. W styczniu ma być kongres. Kłopot polega na tym, że PiS nie jest w stanie powołać i wspierać ruchu społecznego, bo ten musi być samodzielny, nie tylko pozarządowy, ale i pozapartyjny. PiS takie ruchy marginalizuje. Tak było z Klubami Gazety Polskiej, z Ruchem Kontroli Wyborów, z Akademickimi Klubami Obywatelskimi, więc nie wróżę tu sukcesu. A taki ruch przydałby się, bo Unia chce się szybko centralizować, a odpada główny blokujący, czyli Polska.
Nowy rząd Polski wywalczy, że z 260 zmian w traktatach zostanie np. tylko 20-30, i to ogłosi jako swój wielki sukces. Ale w tych 20 punktach nie będzie już prawa weta, które zapobiega odbieraniu suwerenności państwom narodowym. Weto jest najważniejsze, bo blokuje decyzje Unii korzystne dla dużych – dla Niemiec i Francji.
Głównych graczy jest teraz moim zdaniem trzech: Niemcy, Francja i Komisja Europejska. Niemcy są teraz we systemowym kryzysie. A im słabsze Niemcy, tym silniejsza Komisja Europejska.
- Co zatem nas czeka?
Józef Orzeł: Do wyborów do PE koalicja rządząca będzie prowadziła politykę w miarę prospołeczną, żeby nie zniechęcić elektoratu, a może nawet dociągnie ten okres do wyborów prezydenckich. Jeżeli KO je wygra, to wróci liberalizacja, władza zajmie się tylko swoimi i unijnymi interesami.
Przejdźmy do geopolityki - Ukraina zaczęła przegrywać w wyniku niedostatecznej pomocy Zachodu. Trudno toczyć wieloletnią wojnę opierając się tylko na zasobach zewnętrznych, uzależnionych od politycznych błędów. Amerykanie, od których to zależy, są krótkowzroczni. Wcale nie potrzeba prezydenta Trumpa, żeby zatrzymać ich pomoc dla Ukrainy, bo to już się dzieje, właśnie ze względu na przyszłe wybory prezydenckie, które Trump może wygrać. Amerykanie sądzą, że to Niemcy zapewniają bezpieczeństwo i spokój Europie, a oni wciąż działają na rzecz resetu z Rosją i zniesienia sankcji. Jeżeli Rosja przejdzie do kontrofensywy, to Zachód, głównie scentralizowana już Unia, spróbuje zawrzeć jakiś pokój, ze zniesieniem części sankcji, po to żeby wrócić do współpracy z Rosją, a to się zawsze odbywa kosztem Polski i reszty wschodniej flanki NATO.
– Czy Polska, zwykli Polacy, mogą odstraszyć Rosję?
Józef Orzeł: Ludzie w Polsce i na wschodniej flance chcą mieć możliwości obrony siebie, rodziny, swego kraju itd. Ruch w tym kierunku, choć widoczny i efektowny, jest za mały. Wojsko powinno szkolić wszystkich młodych (i średnio młodych) na krótkich, np. miesięcznych, kursach. Także do obrony cywilnej, której w Polsce niestety w ogóle nie ma.
Polacy zdają sobie sprawę, jak Rosja jest groźna, i jak w miarę bezradny jest Zachód, że np. może przyjść nam z efektywną pomocą dopiero po trzech miesiącach. W tym czasie Polska zostanie sama z Ukrainą naprzeciw Rosji. To oznacza, że polski pośpiech ze zbrojeniem armii miał sens, równocześnie miało sens oddanie Ukrainie wszystkiego, co niepotrzebne, i części tego, co potrzebne.
Nowy rząd, jak myślę, nie wycofa się z tych planów do końca pierwszego etapu, kiedy będzie podtrzymywał społeczne polityki pisowskie. Kosiniak-Kamysz bardzo mocno mówił o podtrzymaniu wzmacniania armii. Nie przypadkiem ministrem obrony jest on, a nie Hołownia.
Polsce jest potrzebny sojusz militarno-polityczny krajów sąsiadujących z Rosją, bo tylko te kraje jak bałtyckie, Szwecja, Finlandia, Rumunia, oczywiście ze wsparciem NATO, są gotowe do obrony przed Rosją. Taki pakt w ramach NATO iÂÂ Unii, bo wszystkie te kraje, prócz Ukrainy, do nich należą, nazywam Międzymorzem. Potrzebna jest do tego też Ukraina z armią, która umie walczyć z Rosjanami. Bez tej armii nie damy rady Rosji. Gdyby do utworzenia takiego bloku doszło, to Rosja nie miałaby szans na ekspansję.
Większość polityków i analityków uważa utworzenie Międzymorza za nierealne. Kraje zachodnie i Niemcy sobie tego nie życzą. Tylko że oni już nie mają zdolności do takich decyzji, nie mają ani armii zdolnej do obrony nas przed Rosją, ani chęci do niej.
Więc jedynym naszym sojusznikiem prawdziwym i realnym są Stany, które właśnie zaczynają tracić wzrok, widzą tylko Chiny i znów idą szlakiem polityki Obamy.
- Czy Polska będzie istniała za cztery lata?
Józef Orzeł: Za cztery lata suwerenność Polski może być bardzo ograniczona przez Unię. Ale dlatego dopiero wtedy można się spodziewać renesansu ruchu typu PiS, suwerennościowego, zarówno społecznego, jak i politycznego (chyba, że PIS się wcześniej obudzi). Być może dopiero wtedy, gdy centralizacja Unii odbije się na portfelach Polaków – a Unia przecież wprowadzi nowe podatki!
Rozmawiała Teresa Bochwic
- 08/01/2024 09:56 - W tygodniku „Sieci”: Kulisy zamachu na media
- 05/01/2024 16:35 - Powstaniec z Gdyni
- 03/01/2024 09:21 - Protest pod UW: O wolność i niepodległość
- 01/01/2024 20:43 - Oświadczenie radiowców: zamach ministra bez podstawy prawnej
- 30/12/2023 21:25 - Po siedzibą TVP Gdańsk: w obronie wolności słowa
- 27/12/2023 10:27 - W tygodniku „Sieci”: Stan zamordyzmu
- 23/12/2023 12:05 - Nie ma biedy w senacie... Pomorskie obrachunki
- 23/12/2023 11:56 - Calecon czyli... niewymowne
- 22/12/2023 17:51 - Jacek Saryusz-Wolski: Tusk mydli oczy Polakom - stare blefy, nowe podatki
- 22/12/2023 17:46 - Salon dziennikarski wpolsce.pl: o reżimie Tuska