Ze sfery publicznej powinny zniknąć nazwiska i pseudonimy osób oraz nazwy organizacji niosących za sobą gloryfikację totalitaryzmu. Ustawa o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego weszła w życie 2 września br. Jednak nie wszystkie samorządy się jej podporządkowały.
W Gdańsku, reklamującym się jako Miasto Wolności, władze Gdańska ustami prezydenta miasta Pawła Adamowicza, odmówiły realizacji zapisów ustawy dekomunizacyjnej pozostawiając nazwy ulic Dąbrowszczaków, Buczka, Kruczkowskiego, Sołdka, Pstrowskiego i Zubrzyckiego. Zmianę nazw ma więc zarządzić wojewoda pomorski. Ma na to czas do końca br.
W ustawie dekomunizacyjnej chodzi o nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, czyli dróg, ulic, mostów i placów, nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego. Nie mogą one upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani takiego ustroju propagować.
Za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944-1989. Ustawa – co ważne - nie obejmuje pomników.
I jeszcze jedno: Zmiana nazwy, dokonana na podstawie ustawy, nie ma wpływu na ważność dokumentów zawierających nazwę dotychczasową. Dowód osobisty, mimo zmiany nazwy ulicy, przy której mieszka osoba legitymująca się nimi, będzie ważny, dopóki nie upłynie jego termin ważności. W nowej wersji dokumentu zresztą już nie podaje się adresu.
Dlaczego więc zmieniać nazwy? To pytanie pojawia się zawsze, ilekroć temat ów pojawia się w dyskusji. Zajmijmy się więc jednym gdańskim przykładem.
Na Przymorzu jest ul. Dąbrowszczaków. Nazwa wydaje się swojsko brzmiąca. Jednak dotyczy kondotierów walczących po stronie Frontu Ludowego w Hiszpanii. Niewątpliwie bitnych i odważnych bojowników, ale sprawy rozpowszechnienia bolszewizmu.
Jako jednostka bojowa powołani zostali w lipcu 1936 roku, gdy grupa emigrantów politycznych oraz uczestników międzynarodowej spartakiady robotniczej w Barcelonie wstąpiła do katalońskiej milicji republikańskiej i wraz z Centurią im. Ernsta Thälmanna wymaszerowała na front aragoński.
Czego bronili i o co walczyli „Dąbrowszczacy”?
Wcześniejszy, pięcioletni, okres rządów republikanów (lata 1931-1936) zamienił Hiszpanię w kraj chaosu. „Republikę” wspierał czołgami i lotnictwem Związek Sowiecki. Józef Stalin słał swoich doradców. Przy okazji pozyskując drogą „ekspropriacji” skrzynie ze złotem skarbu Hiszpanii.
W 1931 roku biskup Toledo, prymas Hiszpanii, został skazany na banicję. Pięć lat później komuniści, wpierani przez anarchistów i socjalistów pod wodzą Largo Caballero, zdobyli całkowitą władzę i w lutym 1936 roku stworzyli Frente Popular – Front Ludowy.
Hiszpania celebrowała koniec demokracji. Mnożyły się napady, masowe plądrowanie i profanowanie kościołów, mordy księży, gwałty i mordy na zakonnicach, zabójstwa świeckich katolików.
Przez czas prześladowań obiecywano duchownym darowanie życia pod warunkiem wyrzeczenia się wiary – a nie odnotowano żadnego przypadku apostazji.
I tak 105 księży i wiernych zostało zabitych w Toledo (hiszpańska stolica katolicyzmu, o znaczeniu sanktuarium na Jasnej Górze i katedry gnieźnieńskiej) w ciągu tylko pierwszych dwóch miesięcy lata 1936 r.
Ojciec Pascual Martfn został zastrzelony przed kościołem świętego Mikołaja, krzycząc „Viva Cristo Rey!” (Niech żyje Chrystus Król!). Ojciec Pedro Ruiz de los Pańos, dyrektor Braterstwa Diecezji Księży w Hiszpanii i animator seminariów duchownych, został zastrzelony przed szpitalem. Papież Jan Paweł II beatyfikował go 1 października 1995. Rektor seminarium w Toledo – Jose Sala, zginął razem z nim. Bezcenne dzieło sztuki – Biblia św. Łukasza, została wyniesiona z katedry w Toledo i zniszczona. Podobnie bezcenna średniowieczna figura Chrystusa.
W takiej atmosferze Brygady Międzynarodowe ściągały awanturników ze wszystkich stron świata. Do Hiszpanii spłynęło ponad 50 tys. brygadierów. Znaleźli się wśród nich sowiecki kondotier pułkownik Karol Świerczewski „Waler”, późniejszy jugosłowiański dyktator Josip Broz „Tito”, anarchiści, jak George Orwell (walczył w milicji POUM, a doświadczenia z wojny opisał następnie w „W hołdzie Katalonii”, wynaturzenia rewolucji w „Folwarku zwierzęcym”, a zagrożenia totalitarne w „1984”).
Zaczął się terror jakiego Hiszpania nie znała. Szalała Wojskowa Służba Dochodzenia pod nadzorem sowieckiego GPU oraz hiszpańska „CzeKa” wzorowana i nadzorowana przez NKWD. Komintern słał do Madrytu i Barcelony agentów.
Polityczny opór Frontowi Ludowemu stawiła Falanga Española Jose Antonia Primo de Rivery (rozstrzelany przez komunardów 20 listopada 1936 roku w Alicante) – Caídos por Dios y por España.
W tym czasie w Barcelonie emigranci, wspólnie z przybyłą z Paryża grupą Polaków ze Stanisławem Matuszczakiem, Stanisławem Ulanowskim ps. „Bolek” i Antonim Kochankiem, utworzyli oddział ciężkich karabinów maszynowych nadając mu imię gen. Jarosława Dąbrowskiego w składzie tzw. kolumny „Libertad”. Prawda, że walczyli mężnie, jak desperaci – to należy im przyznać. Ale nie w polskim interesie, ale Kominternu i rewolucji bolszewickiej. Brygada była organizowana i nadzorowana przez Komintern i NKWD.
Pod koniec października 1936 roku grupa im. gen. Dąbrowskiego została skierowana do miejscowości Albacete, gdzie rozpoczęto tworzenie brygad międzynarodowych i gdzie było dowództwo brygad. Od listopada 1936 roku batalion „Dąbrowszczaków” został włączony w skład XIII brygady międzynarodowej gen. „Lukacsa” Máté Zalka.
28 grudnia 1936 roku batalion został przerzucony pod Guadalajarę z zadaniem opanowania ważnego węzła drogowego Madryt – Saragossa oraz Madryt – Sigüenza i odcięcia wojskom rebelianckim walczącym pod Madrytem dróg do baz zaopatrzeniowych. Batalion w czasie bitew odparł wszystkie ataki. Za to 1 maja 1937 roku otrzymał sztandar od KC Komunistycznej Partii Polski.
Oto jeden z epizodów wojny
18 lipca 1936 r Francisco Franco w Maroku poderwał oddziały do walki przeciwko rządowi Republiki Hiszpanii pod hasłem España – Una, Grande, Libre. Obok wojskowych dowodzonych przez generała Franco, znaleźli się żołnierze zawodowi z Italii, ochotnicy z Irlandii, lotnicy z niemieckiego Legionu Condor.
Karlistom, Falandze i monarchistom w 1936 r. udało się opanować i utrzymać północno-zachodnią część kraju, Maroko i Wyspy Kanaryjskie oraz Baleary. W lipcu 1936 roku władze socjalistycznej republiki, przy pomocy międzynarodowej, stłumiły bunty w większości miast. Na prowincji panoszyła się chłopska antyklerykalna rewolta.
Wojskowi Franco zdołali utrzymać pozycje w enklawach otoczonych przez republikanów w Oviedo, Sewilli, Kordobie, Grenadzie oraz właśnie w Toledo jedynie z punktem oporu – Alkazarem. Wykorzystując ogromną przewagę, siły republikańskie zepchnęły rebeliantów pod wodzą pułkownika Jose Ituarte Moscardó do fortecy na wzgórzu.
Cyd XX wieku
O świcie w niedzielę 19 lipca, w kaplicy w Alkazar odprawiona została msza święta. Madonna spoglądała z ołtarza na przelewający się tłum wiernych. Żołnierze Gwardii Cywilnej stali w nieruchomym szpalerze. Przybyli też cywile - niewyspani, w pogniecionych ubraniach, ale wdzięczni za możliwość uczestnictwa we mszy bez konieczności znoszenia obelg ze strony ludzi ich nienawidzących, którzy zazwyczaj stali w każdą niedzielę przed wejściem do kościołów i przed katedrą w Toledo.
W upalne południa ryk motorów, silników ciężarówek i chmury pyłu obwieściły , że przybyło pod Alkazar trzy tysiące milicjantów z Madrytu, dowodzonych przez jednego z najwyższych oficerów republikanów, generała Jose Riquelme. Zaczęło się oblężenie.
Dziesiątki filmowców, dziennikarzy oraz komisarzy przybyło na okoliczne wzgórza i dachy by oglądać upadek twierdzy. Obrońcy jednak uparcie trwali. Moscardó miał pod swoim dowództwem dwustu pracowników akademii wojskowej i jej kadetów, sześciuset członków Gwardii Cywilnej, dwustu oficerów, dwustu falangistów. Przed terrorem w Alkazarze znalazło schronienie ponad pół tysiąca kobiet i dwie setki dzieci. To nie ułatwiało obrony. O cywilów trzeba było się zatroszczyć. Na szczęście Hiszpanki, jak np. Carmen Aragones, nie ustępowały odwagą mężczyznom.
Kiedy pod koniec sierpnia 1936 r. przysłany na prośbę obrońców ksiądz (wnet okazał się być zaufanym republikanów), namawiał kobiety do opuszczenia zamku, usłyszał od Carmen de Salamanca:
- Rozmawiałam z każdą kobietą w Alkazar i wszystkie myślą tak samo jak ja. Albo wyjdziemy stąd na wolność z naszymi mężczyznami i dziećmi, albo razem z nimi zginiemy w ruinach!
Ojciec i syn
Komendant pułkownik Jose Moscardó, wysoki (metr osiemdziesiąt) sześćdziesięciolatek był człowiekiem głęboko oddanym Kościołowi i lojalnym wobec kraju. Czterdzieści lat wcześniej ukończył Akademię Wojskową właśnie w Toledo.
Pierwszą próbę zdobycia twierdzy przedsięwziął dowódca milicji republikańskiej w Toledo – ponury czekista Candido Cabello. W rękach oblegających był już syn pułkownika Moscardó, Luis. Pod koniec pierwszego tygodnia obrony w Toledo patrol milicji zatrzymał 24-letniego Luisa.
Milicyjne trójki nazywano popularnie „Checas”, od nazwy CzeKa. Głównym zwierzchnikiem „Checas” w Toledo był właśnie prawnik Cabello. Znał z widzenia Luisa Moscardó. 23 lipca 1936 r. rano Cabello zatelefonował odo Moscardó z ultimatum. Jeśli nie podda Alkazaru to Luis zostanie rozstrzelany.
Cabello powiedział: Daję panu dziesięć minut na poddanie się. Jeśli pan tego nie zrobi, zastrzelę pańskiego syna. On stoi teraz obok mnie.
- Wierzę panu -odpowiedział Moscardó.
- Ale żeby mógł się pan przekonać, oddaję słuchawkę - ciągnął Cabello.
Luis podszedł do telefonu.
- Tato!
- Co się dzieje, chłopcze?
- Nic… Mówią, że mnie zastrzelą. Nie martw się o mnie - odpowiedział Luis.
- Powierz duszę Bogu. „Viva Espańa!". Żegnaj synu - odpowiedział Moscardó.
- Żegnaj, ojcze!
Cabello ponownie podszedł do telefonu i usłyszał Moscardó:
- Alcazar się nie podda!
Cabello rzucił słuchawkę na widełki i powiedział do milicjantów:
- Skoro jego ojciec tego chce, zróbcie o co prosi.
Luis Moscardó został rozstrzelany. Starszy syn Moscardó, Pepe, został aresztowany w Barcelonie. Wpadł, gdy z kieszeni wypadł mu medalik. Został rozstrzelany.
W odrestaurowanym Alkazar pokój, w którym pułkownik Moscardó rozmawiał przez telefon z Candido Cabello wygląda do dziś tak, jak w 1936 roku.
Przez całe lato 1936 r. trwał zażarty pojedynek. Republikanie mieli dziesięciokrotną przewagę w ludziach i sprzęcie oraz przewagę psychologiczną. Obrońcy byli całkowicie odcięci od obszaru kontrolowanego przez zwolenników Franco. Nie mieli też informacji na temat wypadków rozgrywających się w innych częściach Hiszpanii. Ich los wydawał się przesądzony, rachuby na odsiecz – złudne.
Dopiero po miesiącu 17 sierpnia garnizon zdołał złapać fale Radio Lizbona. Obrońcy usłyszeli o kolumnie maszerujących przez Estramadurę w ich kierunku.
9 września 1936 r. obrońcy odrzucili propozycję rozejmu złożoną przez majora Vincente Rojo. Moscardó odmówił.
Republikanie podjęli kolejną próbę złamania oporu. Podłożyli ładunki wybuchowe pod dwie wieże Alkazaru i 18 września jedna z wież została wysadzona w powietrze. Milicjanci wdarli się na dziedziniec zamku i wywiesili czerwoną flagę. Kilkuset żołnierzy czerwonej Gwardii Szturmowej, ruszyło do ataku, wdzierając się na hałdy gruzu. Całkowicie pewni zwycięstwa, usłyszeli nagle nad głowami dźwięk trąbki. To piętnastoletni trębacz z Alkazaru grał sygnał do ataku.
Po kolejnej nieudanej próbie podpalenia i zdobycia Alkazaru do Toledo przybył Francisco Largo Caballero, przywódca socjalistów i lewaków. Zażądał zdobycia twierdzy w ciągu 24 godzin.
Generał Franco wydał wówczas rozkaz - na odsiecz! 23 września wojska pod dowództwem generała Iglesiasa Vareli ruszyły z pomocą twierdzy. Musieli się śpieszyć. Oblegający podłożyli ponownie bomby pod wieżę i 25 września budowla runęła do Tagu. Filmowali to liczni kamerzyści, licząc na obrazy triumfu republikanów. Zachowały się zdjęcia filmowe z burzenia historycznej budowali.
27 września 1936 roku o wschodzie słońca znużeni obrońcy Alkazaru po raz pierwszy ujrzeli wojska gromadzące się na północnych wzniesieniach wokół Toledo. W południe gen. Varela rozpoczął atak. Varela wkroczył do Toledo 28 września. Jego spotkanie z pułkownikiem Moscardó, przebiegło nietypowo. Pułkownik stwierdził "Sin novedad!" (Nic nowego). 18 lipca 1936 roku tak brzmiało hasło rebeliantów do wybuchu powstania przeciwko republice. Tak wyglądała wojna w której uczestniczyli „Dąbrowszczacy”.
Artur S. Górski
- 16/11/2017 11:06 - Paweł Braun: Dobrze jak od czasu do czasu pewne epoki zamykamy i otwieramy nowe
- 16/11/2017 09:27 - W TVP3 o konflikcie w Operze Bałtyckiej: trzeba szukać porozumienia i starać się o pieniądze
- 16/11/2017 07:52 - Dobra zmiana w dyskusji Instytutu Debaty Publicznej
- 15/11/2017 17:02 - Młodzi dyskutowali o sztuce budowania wizerunku
- 15/11/2017 07:56 - A. Jaworski wiceprezesem Polskiego Cukru
- 13/11/2017 17:31 - W Gdańsku rozmawiają o metropolii
- 13/11/2017 17:28 - Wydatki „zaszyte” w budżecie - opozycja sprawdza władze Gdyni
- 12/11/2017 21:42 - Jak świętowaliśmy 11 listopada, czyli o znaczeniu dat symbolicznych
- 12/11/2017 13:02 - "Bal u Pana Boga" w Muzeum II Wojny Światowej
- 11/11/2017 18:28 - Rekonstrukcyjna gala niepodległościowa przed Muzeum II Wojny Światowej