Z każda kolejną minutą tego meczu Lechia była lepsza. Piłkarsko zostawiła Legię daleko w tyle. Niestety, jeden błąd z początku meczu zaważył na wyniku. Gdańszczanie wracają z Warszawy na tarczy, ale za tę porażkę nikt ich ganić nie będzie. Bo widać, że lechiści znowu wracają do dobrej formy.
* * *
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz, Łukasz Broź, Inaki Astiz, Michał Pazdan, Adam Hlousek, Guilherme (Michał Kopczyński 83'), Tomasz Jodłowiec, Krzysztof Mączyński (Thibault Moulin 69'), Michał Kucharczyk, Kasper Hamalainen (Hildeberto Pereira 60'), Jarosław Niezgoda
Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak, Mato Milos, Błażej Augustyn, Michał Nalepa, Jakub Wawrzyniak (Joao Nunes 46'), Simeon Sławczew, Daniel Łukasik (Milos Krasić 86'), Flavio Paixao, Rafał Wolski, Mateusz Lewandowski (Joao Oliveira 62'), Marco Paixao
Bramki: Niezgoda (8')
* * *
Legia zaskoczyła ustawieniem bardzo ofensywnym, Lechia zaś – jak na swoje możliwości – dość defensywnym. Z czwórką nominalnych obrońców, i dwójką defensywnych pomocników. Trener Adam Owen pozostawił sobie jednak furtkę, bo na ławce przebywali chociażby Krasić, Oliveira czy Lipski. Walijczyk postawił na wariant 3-4-3 z możliwością płynnej korekcji w czasie trwania meczu. Wszyscy w Gdańsku jednak liczą na powtórkę pamiętnego 3:0 przy Ł3. Okoliczności te same – październik, stołeczna drużyna w kryzysie, gdańszczanie zaś zaczynający wracać do formy.
Od samego początku już było wiadomo, że taki wynik się nie powtórzy. Już w 8. minucie na prowadzenie wyszli gospodarze, którzy wykorzystali przyśnięcie lechistów. Strzał Kucharczyka jeszcze świetnie wybronił Kuciak, ale wobec dobitki Niezgody, który uciekł Nalepie, był już bezradny. Goście fatalnie weszli w mecz, zbyt asekuracyjnie, zbyt długo czekali na to, co zrobią legioniści. To był jednak moment, w którym goście zaczęli coś grać, zaczęli stwarzać coraz większe zagrożenie pod bramką Malarza. Szkoda tylko, że potrzebowali do tego straty bramki.
Mecz bardzo się otworzył. Pierwsza połowa meczu, który zapowiadany był jako hit kolejki, faktycznie nie zawiodła. Oba zespoły grały szybko, dążyły do zdobycia bramki. Jednak trudno było nie odnieść wrażenia, że to Lechia była zespołem lepszym. Bardziej kreatywnym, opanowanym i zdeterminowanym. Wprawdzie Legia miała dwie doskonałe szanse do zamknięcia meczu, ale tym razem górą w pojedynku Niezgoda-Kuciak, lepszy był Słowak. I tyle w sumie z ataków gospodarzy. Gdańszczanie szukali wszystkich możliwych opcji, żeby doprowadzić do wyrównania. Brakowało niewiele. Piłka nawet raz wpadła do bramki Malarza, ale z niewiadomych sobie przyczyn sędzia Stefański gwizdnął wcześniej faul na golkiperze legionistów. A przepisy już dawno się zmieniły i bramkarz nie jest tak nietykalny w piątce jak kiedyś i rzekome przewinienie Flavio, nie miało miejsca. Tak czy inaczej – na postawę Lechii od straty bramki nie można było narzekać. Niemniej jednak, jest kolejny gol stracony w karygodny sposób.
Po takich meczach można sobie tylko strzelić w łeb. Bo kiedy jesteś lepszy od rywala praktycznie w każdym elemencie gry, a ciągle walisz głową w mur, bo przeciwnik ustawił autobus na szesnastym metrze i wybija na oślep licząc na kontry, kiedy w końcu trafiasz do siatki, ale sędzia tego nie uznaje, bo zapomniał czym jest przewinienie na bramkarzu... to po prostu możesz się tylko załamać. Lechia nie zasłużyła na porażkę w Warszawie. Powinna wrócić z niej z trzema punktami. Niestety, nie była w stanie przebić się przez zasieki postawione przez rywala. A kiedy już się to udawało, jakimś cudem piłki wybijał Malarz. I tak naprawdę to jemu legioniści powinni dziękować za to, że znów nie przegrywają z lechistami.
Druga połowa to był coraz większy napór gdańszczan, spychanie stołecznej drużyny do głębokiej defensywy. Legia dopisuje sobie trzy punkty, ale na pewno nie może być zadowolona. A Lechia? Nie można jej ganić za to spotkanie. Bo zagrała naprawdę dobrze. Poza tą jedną sytuacją, w której straciła bramkę. Ale widać, że Adam Owen wykonuje kawał dobrej pracy i w tej chwili jedyne, czego brakuje – poza Peszką i Haraslinem – to skuteczności.
Za tydzień mecz z Lechem i trzeba jak najszybciej wrócić do tego, co było, czyli wielu stuprocentowych okazji, aby chociaż część z nich zakończyć bramkami.
Patryk Gochniewski
- 17/10/2017 20:46 - Mistrz okazał się za mocny dla MH Automatyka
- 17/10/2017 13:17 - Drużyna Energii wchodzi do gry
- 15/10/2017 19:49 -
- 14/10/2017 20:44 - GKS Katowice ma patent na Trefla w ERGO Arena
- 14/10/2017 18:39 - Punkt Arki w Niecieczy - wynik
- 13/10/2017 19:21 - MH Automatyka sensacyjnie wygrywa w Tychach
- 13/10/2017 15:45 - Dwóch rannych idzie na wojnę
- 13/10/2017 15:39 - Peszko i Wolski po awansie na mundial