Lechia w końcu zwycięsko wychodzi z boju z Podbeskidziem. Mimo dobrej gry było to zwycięstwo zdecydowanie bardziej wymęczone niż wygrane piłkarsko. Jest dużo rzeczy do poprawy, ale wszystko idzie w dobrą stronę.
* * *
Lechia: Dariusz Trela, Rafał Janicki, Tiago Valente, Marcin Pietrowski, Nikola Leković, Stojan Vranješ (Daniel Łukasik '67), Ariel Borysiuk (Mateusz Możdżeń '82), Maciej Makuszewski, Piotr Wiśniewski, Bartłomiej Pawłowski, Zaur Sadajew (Adam Buksa '73)
Podbeskidzie: Richard Zajac, Frank Adu, Maciej Iwański, Marek Sokołowski, Anton Sloboda, Sylwester Patejuk (Adam Pazio '63), Damian Chmiel (Krzysztof Chrapek '77), Dariusz Pietrasiak, Tomasz Górkiewicz, Robert Demjan (Piotr Malinowski '46), Bartłomiej Konieczny
Bramki: Makuszewski ('29)
Żółte kartki: Sadajew ('32), Borysiuk ('48), Leković ('50), Wiśniewski ('63) – Górkiewicz ('71)
Czerwone kartki: Sokołowski ('38)
* * *
Początek meczu na PGE Arenie był z obu stron bardzo chaotyczny. Wszystko za sprawą bloków defensywnych Lechii i Podbeskidzia, które grały niepewnie i co chwilę pod bramkami robiło się dość gorąco. Żadna z drużyn nie potrafiła być jednak wystarczająco cwana, żeby wyjść na prowadzenie. W 12. minucie totalna dominacja Lechii w końcu dała efekt w postaci pierwszej groźnej akcji bramkowej. Niestety, Sadajew strzelił tylko w boczną siatkę. Moment później świetnie na prawej stronie pomknął Makuszewski, dograł do Pawłowskiego, któremu w ostatniej chwili przeszkodził obrońca gości.
W 18. minucie powinno być 1:0 dla biało-zielonych. Fantastycznie akcję rozegrał Sadajew i jeszcze lepszym podaniem obsłużył Pawłowskiego, który wyszedł sam na sam z Zajacem. Bramkarz Podbeskidzia zdążył jednak trącić piłkę i pomocnik Lechii ostatecznie oddał niecelny strzał. Cztery minuty później odpowiedzieli goście, ale w sytuacji sam na sam z Patejukiem świetnie zachował się Trela, który w tym meczu odkupował winy z Białegostoku. To rozjuszyło Lechię, która pomknęła z kontratakiem, ale po raz kolejny górą był Zajac.
W 29. minucie obejrzeliśmy kuriozalną bramkę dla Lechii. Na nic się zdały koronkowe szybkie akcje. Wystarczyło, że Maciej Makuszewski podbiegł do Zajaca, który zamiast wybić piłkę, chciał się zabawić. Ale zrobił to w tak idiotyczny sposób, że trafił prosto w pomocnika gdańszczan i piłka wtoczyła się do bramki. W 36. minucie świetnie w środku pola piłkę odebrał Wiśniewski, ale zamiast dograć do Sadajewa, postanowił rozegrać akcję sam. Ostatecznie piłka wylądowała obok bramki. W 42. minucie natomiast strzał głową Valente wylądował na poprzeczce.
Pierwsza połowa to absolutna dominacja gdańszczan. Podbeskidzie starało się odpowiadać kąśliwymi kontratakami, ale było bezradne wobec dobrze dysponowanej Lechii. Tym bardziej, że od 38. minuty grało w osłabieniu. Z boiska, za bezmyślny faul na Wiśniewskim, wyleciał Marek Sokołowski. Widać było, że biało-zieloni zaczynają łapać odpowiedni rytm.
Drugą część spotkania z większym animuszem rozpoczęli goście. Leszek Ojrzyński chyba przypomniał sobie mecz Lechii z Jagiellonią i kazał swoim zawodnikom mocno naciskać gdańszczan, którzy przez to czasami się gubili. Ale zapomniał przy okazji, że grając w dziesiątkę ciężko jest utrzymać tak dużą intensywność. W 55. minucie zrehabilitował się Zajac, który cudem wyciągnął strzał głową Vranješa z trzech metrów. W 57. zaś mieliśmy kuriozalną decyzję sędziego, który nie uznał bramki Borysiuka strzelonej z... prawie 30 metrów, odgwizdując spalonego! Rozsierdziło to zarówno zawodników, jak i kibiców, ale status quo meczu, czyli dominacja gdańszczan, zostało utrzymane.
W 69. minucie groźną kontrę przeprowadziło Podbeskidzie, ale ponownie górą był Trela, który posłał piłkę na rzut rożny. I znów zagotowało się pod bramką Lechii. A wszystko dzięki sennym obrońcom. Całe szczęście były to tylko chwilowe uszczerbki w grze biało-zielonych. Na uwagę na pewno po raz kolejny zasługiwała świetna gra Ariela Borysiuka, który był królem środka pola. Największym mankamentem była jednak gra ofensywna. Mimo tego, że mecz był rozgrywany pod dyktando Lechii, która co chwilę przedzierała się pod pole karne „Górali”, brakowało dobrego ostatniego podania albo odpowiedniej decyzji. Ten element gry jest zdecydowanie do poprawy.
To się mogło zemścić w 81. minucie, kiedy ex-lechista Pazio uderzył w słupek. Tego typu akcje kończyły się jednak szybkimi odpowiedziami gospodarzy. Niestety, ciągle bez efektu bramkowego. Nie może być tak, że każde dośrodkowanie kończy na aucie albo nie znajduje adresata. W 86. minucie szansę na świetny debiut zmarnował Adam Buksa, który za długo holował piłkę wzdłuż szesnastki. Mógł strzelać, mógł dograć, ostatecznie stracił.
Do końca meczu ani wynik, ani obraz gry nie uległ zmianie. Szkoda, że Lechia takich spotkań nie potrafi wygrać kilkoma bramkami. Na pewno dobrze by to wpłynęło na atmosferę w drużynie. Póki co trzeba być zadowolonym z walki i cennych trzech punktów.
Patryk Gochniewski
- 28/07/2014 18:50 - Pieszczek wywalczył kolejny finał
- 27/07/2014 16:53 - Pieszczek drugi w Srebrnym Kasku
- 26/07/2014 18:30 - W Pucharze Św. Dominika zawiedli tylko kibice
- 26/07/2014 10:14 - Trenerzy po meczu Lechia - Podbeskidzie
- 26/07/2014 10:03 - Lechia wciąż bez szału - oceniamy zawodników za mecz Podbeskidziem
- 25/07/2014 17:55 - Kto zdobędzie Puchar Św. Dominika?
- 24/07/2014 18:22 - Przełamać klątwę Podbeskidzia
- 24/07/2014 18:17 - Atomówki zagrają pod nową nazwą
- 24/07/2014 17:34 - Nowa Lechia oczami kibiców
- 23/07/2014 18:19 - Lotos Trefl 4 sierpnia zaczyna przygotowania do sezonu