Z czystym sumieniem mogę napisać, że Stacja Orunia omal nie została rozniesiona na strzępy. Sprawcą całej draki był zdobywający w Polsce coraz szerszą popularność zespół Lao Che.
Spięty i spółka odwiedzają Trójmiasto dość regularnie, więc można by mieć obawy, że kiedyś nastąpi w końcu zmęczenie materiału, ale nic z tego. Na koncert karnie stawiło się ok. 350 fanów zespołu i trzeba ich pochwalić, bo jako rozszalała publiczność stanowili oni doskonałe uzupełnienie naprawdę świetnego występu.
Zaczęło się naprawdę niewinnie i po pierwszej piosence trudno było przewidzieć, że koncert zakończy się totalnym szaleństwem. Na pierwszy ogień poszły kawałki z ostatniej, wydanej w marcu tego roku płyty - Prąd Stały/Prąd Zmienny. Następnie zagrane zostały numery z poprzedniej płyty - Gospel, a dyskretne podrygi i pląsy przerodziły się w żywiołowe tańce skakańce i ogólną rozwałkę. Chwilami można było zaobserwować nawet totalne pogo, a to na koncertach grup nie grających ostrego rocka raczej rzadkość. W secie nie mogło zabraknąć oczywiście piosenek z Powstania Warszawskiego, które to przyniosły grupie ogólnopolski rozgłos. Utwory z tej płyty, podobnie jak kawałki z debiutanckich Guseł zagrane zostały jednak w zupełnie nowej aranżacji, która z tego co widziałem przypadła do gustu publice. Na sam koniec, wybuch zbiorowej ekstazy wywołał tytułowy kawałek z krążka Prąd Stały / Prąd zmienny, po którym zespół planował skończyć trwający półtorej godziny występ.
Żaden rockowy koncert nie może obejść się rzecz jasna bez bisów, nie inaczej była też wczoraj w Stacji Orunia. Publiczność nie dała zejść grupie ze sceny, za to ci odwdzięczyli się numerami „Godzina W” oraz „Astrolog”. Cały koncert zakończył się porywającym, energetycznym i funkowym Jammem perkusyno - bongosowym.
- Mi się podobało, ich klubowe koncerty są najlepsze. Energia podczas występu była ogromna. Na mniejszych scenach Laosi eksplodują niczym bomba – mówiła rozentuzjazmowana Ilona, fanka zespołu.
Podsumowując należy podkreślić, że koncert był więcej niż udany. Cała Stacja Orunia podczas blisko 2-godzinnego występu chwiała się i kiwała w rytm przebojów Lao Che. Równie dobrze spisała się publiczność, która skacząc i śpiewając wraz zespołem żwawo dołączyła do dzieła destrukcji. Cud, że budynek nie legł w gruzach. W dziele tym chuligańskim nie były w stanie przeszkodzić ani oszczędne oświetlenie, skromne dekoracje, czy brak efektów dymnych. Jak widać dobry zespół broni się także bez zbędnych ozdobników czy efekciarskiej oprawy. I chwała im za to.
Rafał Szultk
For. Rafał Szultk
- 07/12/2010 21:33 - Animation Now! po raz drugi
- 25/11/2010 17:59 - Filmy świata w Żaku
- 23/11/2010 22:41 - Erotyki i pejzaże „Tumiela”
- 19/11/2010 17:54 - Biesiada literacka z Markiem Krajewskim
- 06/11/2010 21:31 - RE-WIZYTA - Kino Krzysztofa Zanussiego
- 29/09/2010 20:32 - Coolio w Stoczni
- 23/09/2010 17:22 - Warto wstąpić do biblioteki
- 20/09/2010 12:00 - Grassomania krótko, ale z rozmachem
- 17/09/2010 21:48 - Mocny start nowej Sceny Kameralnej
- 15/09/2010 16:37 - Klubowe brzmienia Chopina na gdyńskim molo