Tam-tamy globalnej wioski
W 1968 roku, gdy paryscy studenci palili gazety i pisali na murach „prasa kłamie” polscy badacze prasy i zjawisk społecznych, tłumaczyli, że tak jest istotnie, taka bowiem jest natura prasy burżuazyjnej, o czym obszernie pisał już towarzysz Lenin. Co bardziej wnikliwi dodawali, że nastrojami społecznymi steruje także prasa socjalistyczna, czyni to wszakże w szlachetnych intencjach. Dwie, najogólniej rzecz biorąc, są metody urabiania opinii. Jedna przez nadmiar, druga przez brak informacji. Skutek jest podobny, tyle że ta druga wymaga potężnego aparatu cenzury, no i rodzi podejrzenie o brak wolności.
Sposób pierwszy nie selekcjonuje wiadomości, tylko ich gradację podporządkowuje rzeczywistym preferencjom czytelniczym. Na pierwszej stronie morderstwo, przekręty polityków, romanse celebrytów i celebrytek, na piątej notka o bankructwie zakładu, artykuł o problemach ekonomicznych na wydzielonych kolumnach.
Jakoś tak się stało, że narzekania na tabloidyzację mediów zbiegły się z krytyką celebrytyzacji polityków. No bo podobno jesienią prezydent Kaczyński ma wystąpić w „Tańcu z gwiazdami”, premier Tusk zaś w „Tańcu na lodzie”. Z tej okazji ich służby propagandowe pospieszyły z informacją, że pan Kaczyński startował niegdyś w finałach turniejów tanecznych, zaś pan Tusk był świetny w rozlicznych dyscyplinach łyżwiarskich. Oba te występy nie pozostają oczywiście w żadnym związku ze zbliżającymi się wyborami.
Gazety chcą być czytane, bo to przekłada się na nakład, a co za tym idzie na wpływy z reklam. Politycy chcą być kochani, bo to przekłada się na głosy wyborców. Zaś tzw. zwykły człowiek ma to co lubi najbardziej – przeświadczenie, że ci, co nim rządzą nie są wcale od niego lepsi, a może nawet gorsi, bo on robi przekręty małe, a oni wielkie. No i pasą się na jego krzywdzie. O niczym tak chętnie nie rozprawiają autorzy tablodów, jak o tym, że przeróżne luksusy polityków są, jakżeby inaczej, za nasze pieniądze. Reguła, że by być kochanym trzeba znaleźć wspólnego wroga, sprawdza się tu znakomicie. Wrogiem są rządzący, bo przecież nie ci, co rządzą naprawdę, czyli ci, co mają kapitał.
„Ze starych czasów, pisze w „Polityce” Jacek Żakowski, została nam jeszcze w polityce grupka rozumnych osób”. Ale tak ogólnie to jest raczej źle. Do polityki idą „przede wszystkim ci, którzy niewiele umieją, ale dla kariery gotowi są tańczyć na rurze, obnażać się, godzić na poniżenie, odarcie z intymności”. Mniemam, że to samo, mógłby powiedzieć o rozlicznych kolegach po fachu.
Grozi nam, powiada Żakowski „demokracja jako władza najgłupszych”. Bo chętnych do udziału w polityce jest przynajmniej tylu, co do pracy w mediach (stabloidyzowanych). Mniej więcej o podobnej strukturze psychicznej.
Ale na „wspólną zgubę” raczej się nie zanosi. Państwo zniosło Kaczyńskiego i Marcinkiewicza, Ziobrę i Wassermanna, zniosło posłankę Bobę, nie upada mimo posłanek Kempy i Wróbel. Kto powiedział, że poseł ma być mądry, dziennikarz uczciwy, a prezydent koniecznie musi być mężem stanu? Nie wystarczy, że umie tańczyć i ma sympatyczną żonę?
To, co robią tabloidy, powiada Żakowski „stawia dymne zasłony sensacji i zamula kanały informacyjne”, buduje, by odwołać się do raczej dziś niepopularnej terminologii, fałszywą świadomość. Ale też ułatwia rządzenie. Tym, którzy mają rzeczywistą władzę i tym, którzy sterują nominalnie ją sprawującym. Nic tak nie utwierdza dobrego samopoczucia wyborców, jak to, że naprawdę dokonują jakiś wyborów. Wybierając lepszego łyżwiarza przeciw zupełnie niezłemu tancerzowi.
A.K.Waśkiewicz
- 19/02/2010 07:57 - Tym razem poetów zabrakło
- 17/02/2010 15:32 - Czy Polacy nadal kochają westerny?
- 11/02/2010 21:33 - Obywatel Bartelik dla Gdańska czy dla SLD?
- 04/02/2010 17:38 - Bohater
- 04/02/2010 11:11 - Moja biała kartka
- 30/01/2010 11:04 - Zimowe nonsensy
- 26/01/2010 19:27 - Prestiż przede wszystkim
- 22/01/2010 06:46 - Rzeka rozumna
- 15/01/2010 21:38 - Polskie farsy
- 15/01/2010 21:31 - Państwo w państwie