Należałem do mniejszości, która przewidziała, ze premier Tusk nie będzie starał się o prezydenckie zaszczyty. Nic specjalnego, po prostu męska intuicja. Ale kiedy już szef polskiego rządu powiedział, co mu na sercu leży, poskarżył się, że ich jest dwóch, a on jeden biedaczyna i raczył podzielić się spostrzeżeniem, że w ogóle prezydentura jest do bani, zacząłem śledzić, jak na jego decyzję zareagują wyznawcy poszczególnych światopoglądów. Pal licho, zdanie opozycji. Ta zawsze stara się przekuć każdy surowiec, nawet najbardziej marny i łamliwy, na swój miecz. Znacznie ciekawsze jest to, co o tym sądzą partyjni koledzy i koleżanki premiera. Dla ilustracji zacytuję tylko jedną opinię parlamentarzysty Platformy, wrzuconą do Internetu tuż po konferencji na Giełdzie – „Hurrra!!! Donald Tusk zostaje z nami!” Czyż to nie cudowny przykład szczerego partyjnego oddania? Godna każdej epoki apoteoza idola i jego racji przenajświętszej. Ten uniesiony ton przeważał w komentarzach zwłaszcza młodych działaczy PO, ci starsi w sposób wyważony tłumaczyli się w mediach za Tuska.
Ale właściwie ja nie o tym, choć inspiracja przyszła z tego źródła. Otóż chcę wyznać, że troszkę zazdroszczę tym wszystkim, pozbawionym wątpliwości, umotywowanym ideologicznie zwolennikom tej czy innej partii, frakcji, formacji, czy jak tam ją jeszcze zwał. Jakie to proste i wygodne – mieć jasno wytyczony szlak, trwać w wierze w jedyniesłuszny pogląd i umieć zapiać z zachwytu nad pojedynczym choćby zdaniem, gestem lub całym przemówieniem wodza. Jakie to proste i naiwne – dać się przekonać wodzowi, że jakaś doktryna w pełni zaspokaja wszystkie ludzkie potrzeby i pragnienie sprawiedliwości społecznej, politycznej, prawnej.
Ja tak nie potrafię. Ja coraz częściej i coraz jaśniej widzę, że wszyscy oni jednacy i wszyscy walą nas po rogach ile wlezie. Bez względu na to, skąd się wywodzą i dokąd zmierzają. Właściwie zmierzają w jednym kierunku. Tam, gdzie z pewnością będzie im się żyło lepiej. Wszystkim.
Jestem zgorzkniałym, bezideowym frustratem w średnim wieku, a winę za to ponoszą, a jakże, ONI. Ale nie narzekam na swój stan. Pielęgnuję go i hołubię, bo wiem, że mam rację.
Ciemny lud coraz częściej też to wie i już nie kupi byle kitu bez zająknięcia i z pocałowaniem ręki jaśnie pana senatora, posła, radnego. Pomyślcie przez chwilę – dwadzieścia lat wolności, a tutaj ciągle kradną, kłamią, biorą w łapę i biorą się za łby. I jeszcze mówią, że to dla naszego dobra. W jakim my kraju żyjemy? Znowu mamy się na to nabrać przy okazji kolejnych wyborów do koryta? Nie wiem, jak Wy, moi mili, ale ja nie zamierzam brać udziału w tej szopce. Jestem obywatelem i mam prawo wyboru. A mój wybór jest taki, że żadnego z nich nie wybiorę. Wrzucę do urny białą kartę. Choć marzy mi się, że są wybory i nikt na nie nie idzie. Wyobrażacie sobie, co by się działo?! Wściekłość i wrzask w telewizorach.
Znam bajkę o tym, że skoro tak, to nie mam prawa krytykować wybranych. A kto mi zabroni? Przecież gdyby to byli fajni faceci i super babki, oddałbym na nich swój marny głos. Skoro nie oddam, to widać uznam, że na to nie zasłużyli. A udowodnią to nie raz. Jestem pewien. To wystarczający powód żeby ponarzekać.
Dariusz Olejniczak
- 19/02/2010 08:00 - Prezydenckie wyścigi
- 19/02/2010 07:57 - Tym razem poetów zabrakło
- 17/02/2010 15:32 - Czy Polacy nadal kochają westerny?
- 11/02/2010 21:33 - Obywatel Bartelik dla Gdańska czy dla SLD?
- 04/02/2010 17:38 - Bohater
- 30/01/2010 11:07 - Życie w prawdzie
- 30/01/2010 11:04 - Zimowe nonsensy
- 26/01/2010 19:27 - Prestiż przede wszystkim
- 22/01/2010 06:46 - Rzeka rozumna
- 15/01/2010 21:38 - Polskie farsy