Wspomnienie o moim wujku Gustawie w 80. rocznicę II wojny światowej i 75. rocznicę powstania warszawskiego.
Ponieważ moja rodzina: babunia, mama i wujek, byli aktywnymi członkami wielu towarzystw polonijnych i pełnili w nich różne funkcje, znaleźli się już na początku września 1939 na liście gestapo do likwidacji, czyli do rozstrzelania. Ostrzegł przez tym moją rodzinę sąsiad z pierwszego piętra w tajemnicy przed swoim synem gestapowcem: „Uciekajcie jak najszybciej, bo jesteście na liście do likwidacji” – powiedział. Jeszcze tej samej nocy moja rodzina opuściła swoje duże i piękne mieszkanie przy obecnej ulicy Chopina (dawn. Eissenhardtstr) z przysłowiowym tobołkiem.
Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Moja mama Izabella – pierwsza z prawej, jej brat Gustaw w środku najwyżej
Moja babunia Walentyna była współzałożycielką Towarzystwa Polek w Sopocie, przez 5 lat była prezesem, a do końca sekretarzem, była też w zarządzie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, a także przez wiele lat, jako jedyna kobieta, w zarządzie Towarzystw Ludowych na Pomorzu. Z kolei moja mama Izabella była czołową sportsmenką TG „Sokół”, zdobywała złote medale, prowadziła zespół taneczny, ucząc tańców ludowych. W „Sokole” przez wiele lat, bo do września 1939 roku – była naczelniczką TG „Sokół” pierwszej dzielnicy pomorskiej. Wujek Gustaw, brat mamy, był znakomitym sportowcem i druhem w TG „Sokół – uprawiał głównie biegi, biegi przez przeszkody, także był członkiem Towarzystwa Ludowego.
Jeszcze kilka dni przez wybuchem wojny udało się ukryć na Ziemi Swarzewskiej cenne pamiątki po polonii sopockiej. Z Gnieżdżewa przyjechał p. Koleg z żoną, załadowali pamiątki na furmankę, przykrywając wszystko ziemniakami. Pani Koleg sztandarem sopockim TG „Sokół” opatuliła się, udając ciężarną kobietę. Dzięki ich odwadze sztandar sopockiego „Sokoła” ocalał. Zdarzało się, że sztandary TG „Sokół” niszczono, bojąc się represji, ale też niszczone były przez Niemców i Sowietów.
1937 r. Na balu TG „Sokół”. Moja mama Izabella z bratem Gustawem. Bal w Domu Polskim w Sopocie, obecna ul. Chopina
Ponieważ już na początku wojny w 1939 r. dla Polaków mieszkających w Wolnym Mieście Gdańsk nie było miejsc w pociągach, w wagonach dla pasażerów, transportowano ich w wagonach bydlęcych. Wujek Gustaw udał się na piechotę do Gdyni pod osłoną nocy, bo tak było bezpieczniej. Na początku października 1939 r. w Gdyni była łapanka Polaków – mężczyzn w różnym wieku, przez Niemców. Umieszczono wszystkich w kolegiacie Najświętszej Maryi Panny na ulicy obecnie Świętojańskiej. W kolegiacie Niemcy więzili Polaków prawie tydzień bez jedzenia, podawano tylko od czasu do czasu picie. Było tak ciasno, że nikt nie miał możliwości poruszania się swobodnie. Wszyscy stali na baczność, w zapchanych do ostateczności ławkach siadało się na zmianę. O panujących tam warunkach higienicznych pisać nie będę, wystarczy powiedzieć, że przechodziły ludzkie pojęcie. Po tygodniu wszystkich załadowano na ciężarówki i wywieziono do Piaśnicy. Będąc już w lesie piaśnickim, wujek wyskoczył z ciężarówki (wyskoczyło ich kilku, ilu?, tego nikt dokładnie nie wie). Wujek nie zapamiętał też ile było ciężarówek. Droga była wąska i piaszczysta, a po obu stronach – gęsty las. Biegli na boki, uciekając zygzakiem między drzewami. Z opóźnieniem rozpoczęła się strzelanina, bo Niemcom nie przyszło do głowy, że ktoś po tygodniowej głodówce w ekstremalnych warunkach będzie miał jeszcze odwagę i siły, żeby wyskoczyć i uciekać. Wujkowi się udało, ukrywał się, ponieważ Niemcy poszukiwali uciekinierów. Po niedługim czasie ruszył do Warszawy pieszo, pod osłoną nocy, polami, lasami, łąkami. Mówił, że po drodze spotykał wielu przyjaznych ludzi, którzy mu pomagali jak mogli, czasem podwozili, nadrabiając kilometry – na motorze albo wozem drabiniastym. Gdy dotarł do stolicy, była już przez Niemców opanowana. Wstąpił do Armii Krajowej. W 1944 roku brał udział w powstaniu warszawskim.
1944 r. Mój wujek Gustaw. Warszawa – żołnierz Armii Krajowej – powstanie warszawskie. W stroju chłopskim, gdyż był poszukiwany przez Gestapo
Po wojnie jako żołnierza Armii Krajowej, uczestnika powstania warszawskiego i druha Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” dotknęły go liczne represje. Miał problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy. Jak byli traktowani żołnierze Armii Krajowej i innych patriotycznych organizacji przez komunistycznych ubeków – myślę, że wszyscy wiedzą. Wujek Gustaw ujawnił się jako żołnierz pod koniec lat czterdziestych i bardzo tego żałował.
W grudniu 1945 r. wróciliśmy do swojego mieszkania w Sopocie, które było już bezprawnie zajęte. Po kilku latach okazało się, że była to bliska rodzina bardzo niebezpiecznych funkcjonariuszy UB, którzy brali udział w torturowaniu i katowaniu Polaków. Mieszkanie było ogołocone ze wszystkiego. Zniknęło ulubione pianino mojej mamy, na którym tak bardzo lubiła grać. To było bolesne.
Wujek Gustaw – pierwszy z lewej, na stadionie w Gdyni podczas zawodów TG „Sokół”. Obok jego kuzyn Wiktor z Leszna
W 1991 roku wujek Gustaw otrzymał nagrodę ze Stowarzyszenia „Civitas Christiana” im. ks. dra Bolesława Domańskiego: za patriotyczną działalność na terenie Wolnego Miasta Gdańska oraz pracę w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” i Towarzystwie Ludowym. Był bezpośrednio odpowiedzialny za tereny Kaszub, na których organizowane imprezy silnie podkreślały ich związek z Polskością. W konspiracji był do końca życia. Gustaw Roth-Kowalski zmarł w Sopocie w 1992 roku.
1932 r., Sopot. W klapie marynarki znaczek TG „Sokół”
Poraniona ta nasza Polska!
W mojej rodzinie wielu zginęło na skutek wojen: dziadek (ojciec mamy) w I wojnie światowej w ostatnich dniach wojny, ratując kolegę (był w oddziale sanitarnym) – leży pod Verdun. Mój ojciec zginął tragicznie w II wojnie światowej, jego rodzice, a moi dziadkowie: babcia rozstrzelana z grupą innych przez Sowietów, dziadek wyszedł z domu w 1944 roku i do tej pory nie powrócił. Moja druga babunia, Walentyna, musiała ciężko fizycznie pracować u Niemców. Do końca swojego życia była już niepełnosprawna. Jeden z wujków, Jan, zamordowany w Katyniu, inny wujek zesłany na daleką, mroźną Syberię, wrócił do Polski po 1956 roku jako wrak człowieka, niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek pracy – bardzo schorowany. Na polskiej ziemi żył prawie dwa tygodnie, ale umierając był szczęśliwy, że odchodzi na ojczystej ziemi. Wujek Teofil był przez dwa i pół roku więźniem Pawiaka. Po wielu bolesnych torturach z więzienia wynieśli go na noszach i już do końca życia jeździł na wózku inwalidzkim.
Wujek Gustaw podczas ćwiczeń
Wiem, takich rodzinnych historii są tysiące. Swoją opowiedziałem nie tyle z powodów sentymentalnych, ile po to, żeby zapamiętać to, co tak łatwo osuwa się w niepamięć.
Roswita Stern
- 07/09/2019 18:36 - Akapit wydawcy: Pomaska licho fałszuje
- 07/09/2019 16:50 - Antoni Szymański: Wspieram ojcostwo
- 06/09/2019 13:03 - Czy w Sopocie powinny powstać Rady Dzielnic?
- 30/08/2019 15:25 - Czyja jest woda w Sopocie?
- 29/08/2019 17:30 - Akapit wydawcy: Wojny domowe
- 23/08/2019 15:06 - Czy Plac Przyjaciół Sopotu będzie jeszcze zielony?
- 22/08/2019 10:46 - Akapit wydawcy: Kartel w Senacie - Borusewicz pod baldachimem SLD
- 22/08/2019 10:33 - Sierpień 1988 r. Wołanie o demokratyczną Polskę w grze o podział wpływów
- 09/08/2019 13:52 - Prawda czy tabu?
- 08/08/2019 17:49 - Akapit wydawca: Pasażerowie Tuska