Właśnie skończył się nabór do przedszkoli. Jest więcej chętnych niż miejsc. W ostatnich latach słyszymy o tym, jaki istnieje niż demograficzny. Tymczasem, miejsc w publicznych przedszkolach nadal nie ma. Spokojnie spać mogą tylko ci rodzice, których dzieci maja pięć lat lub już chodzą do przedszkola - te przyjmowane są w pierwszej kolejności.
Inni z niepokojem czekają na decyzję komisji - jeśli dziecko nie zakwalifikuje się, zostanie im szukanie miejsca w przedszkolach niepublicznych lub znalezienie opiekunki.
- Do naszego przedszkola wpłynęło ponad 250 podań, a wolnych miejsc było zaledwie 100 - mówi Barbara Dudzińska, dyrektor 59 przy ul. Obrońców Wybrzeża.
Na Przymorzu działa 10 przedszkoli, ale dzielnica cały czas się rozbudowuje i przybywa młodych małżeństw z dziećmi. Trzeba zrozumieć rodziców, że chcą oddać dziecko do przedszkola blisko domu i spokojnie iść do pracy. Niektórzy rodzice składają podania do kilku przedszkoli, licząc, że w którymś dziecko zostanie przyjęte. Ale to niewiele pomoże, bo dyrektorzy wprowadzają dane wszystkich dzieci do systemu i sprawdzą, które zostały zgłoszone kilka razy. Na razie nie wiadomo, czy w którymś przedszkolu miejskim będą wolne miejsca, ale z rozmów z dyrektorami wynika, że każdy ma więcej chętnych, niż może przyjąć. Podobna sytuacja dotyczy przedszkoli na Zaspie i Żabiance I tak jest w wielu innych gdańskich dzielnicach.
Rodzice tymczasem zastanawiają się nad tym, co zrobić z dziećmi, które muszą przecież pójść do przedszkola, bo nie mają z kim zostać w domu. A choćby i miały babcię, dziadka czy opiekunkę, to i tak potrzebują kontaktu z rówieśnikami, brakuje im zabaw z nimi. Gdzie mają uczyć się życia w społeczeństwie, jeśli nie w przedszkolu? Co zatem zrobić? Zapisać malucha do przedszkola prywatnego? Nie każdego stać na takie, poza tym, po ostatnich zmianach nie każdy ma ochotę wysyłać swoje dziecko do prywatnego przedszkola, które nie jest już w żaden sposób kontrolowane przez kuratorium oświaty. A ceny? Bywają różne. Opłata stała w przedszkolu publicznym na Zaspie wynosi 380 złotych. Za trzy posiłki dziennie rodzic musi zapłacić 125 złotych i 25 złotych za komitet. Za dzieci, które jedzą tylko dwa posiłki dziennie rodzice muszą zapłacić 239 zł, wyżywienie 101 zł i za komitet rodzicielski 25 zł.
Prywatne przedszkole kosztuje od 500 do 700 zł i więcej. Przy czym 600 zł to średnia cena. Jak wysłać dziecko do przedszkola za 600 zł, skoro jego mama czy tata zarabia niewiele więcej?
Tańsza opcja przedszkola prywatnego, kosztujące ok. 500 zł, to zwykle zajęcia trwające tylko do 13 lub do 14 po południu, i brak wyżywienia. Rodzice mogą dzieciom zostawiać coś do zjedzenia, na przykład obiad w termosie.
Przedszkoli publicznych jest coraz mniej, za to powstają prywatne. Możemy powiedzieć, że powstają one „na szczęście”, bo gdyby nie istniały, pewnie połowa dzieci nie miałaby z kim zostać w domu. Likwiduje się publiczne, tymczasem podatki płacimy nadal, i do duże. Dlaczego więc nie każda rodzina może wysłać dziecko do publicznego przedszkola. Dlaczego dla połowy tych dzieci z niżu demograficznego nie ma miejsc w przedszkolach? Czyżby Samorząd oszczędzał pieniądze, zamykając kolejne placówki i zwalniając nauczycieli?
Anna Czajkowska
- 23/03/2010 16:58 - Kobiety mają donośny głos
- 23/03/2010 16:37 - Sikorski na PG: Obiecuję, że nie będzie nudno
- 23/03/2010 16:13 - Inni nie znaczy gorsi
- 23/03/2010 09:13 - O terenach nadrzecznych bez gdańskich decydentów
- 22/03/2010 18:57 - Kto zapłaci za urwane koło w dziurze?
- 22/03/2010 16:34 - Galeria Bałtycka powitała wiosnę pokazem mody
- 22/03/2010 10:54 - Zabytek do dyspozycji prezydenta
- 22/03/2010 09:29 - Ty, Twój stylista i wielkie zakupy w Mediolanie!
- 21/03/2010 17:50 - Festiwal Europejski Poeta Wolności rozpoczęty
- 21/03/2010 17:40 - Święto wiosny