W kontekście dostaw czołgów z Zachodu, media często cytują słowa dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerija Załużnego, który w wywiadzie dla „The Economist” w ubiegłym roku powiedział, że Ukraina potrzebuje co najmniej 300 czołgów dla udanej ofensywy, nie licząc innego sprzętu. Jednak w lutym ‘23 przedstawiciel prezydenta Ukrainy w kijowskim parlamencie Fedir Wenisławski uznał, że Ukraina potrzebuje „od 500 do 700 czołgów, aby całkowicie wyzwolić terytoria okupowane przez Rosję”. Według niego liczba czołgów obiecanych Ukrainie przez zachodnich sojuszników na tę chwilę, czyli maksymalnie 143 sztuki, nie wystarczą do jednoznacznego zakończenia wojny. Nie jest jeszcze znana dokładna liczba zachodnich gąsienicowych wozów bojowych, która zostanie przekazana do końca maja, celem użycia na Froncie Wschodnim wojny z Moskwą. Waha się pomiędzy 140, a momentami dochodzi do ponad 400. Zobaczymy.
Powstaje jednak inne pytanie. Czy taka liczba będzie wystarczająca do przełamania frontu? Jeśli czołgi te zostaną właściwie użyte to istnieje poważna szansa, że tak. Cóż znaczy „właściwe użycie” dostarczanych przez Zachód Leopardów, Challengerów, czy Abramsów (Amerykanie wspomnieli o 31 sztukach dla Ukrainy)? To znaczy użycie ich zgodnie z najnowocześniejszą filozofią działań pancernych ugrupowań na polu bitwy i stworzenie im odpowiedniego otoczenia. Wyrazić to można w kilku punktach: 1) Odpowiednie warunki pogodowe (ziemia wyschnięta na 2 m w głąb), 2) Wsparcie piechoty jadącej w natarciu na bojowych wozach piechoty typu amerykański Bradley (1000 sztuk jedzie w dostawach), niemiecki Marder czy wreszcie postsowieckie BMP w różnych wersjach 3) Odpowiednie rozpoznanie (działalność satelitów, dronów i lotnictwa) 4)Wsparcie artyleryjskie 5) Rozminowanie przedpola 6) idealnie jakby udało się uzyskać miejscową przewagę w powietrzu (z tym jest najgorzej). W każdym razie nie jest to nie realne i z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można stwierdzić że Siły Zbrojne Ukrainy (SZU) do takiego działania się przygotowują. Zachodnie czołgi z dostaw trafiają na razie zamiast do walki, na poligony, gdzie Ukraińcy szkolą się w taktyce działań dużych ugrupowań pancernych o sile co najmniej brygady (ok. 100 czołgów). A na głównej linii działań bojowych, jak gdyby nigdy nic, dalej stalowe kolosy walczą tylko jako wsparcie piechoty, bądź pełnią rolę artylerii samobieżnej (3-4 sztuki) na odcinek frontu. Dzieje się tak dlatego ponieważ technologicznie postsowiecki T-72 i nowocześniejsze T-80 czy nieliczne T-90 są na tyle słabe technologicznie, że nie dają sobie rady w walce z uzbrojoną w wyrzutnie przeciwpancernych pocisków kierowanych piechotą, ani z naprowadzaną dronami artylerią. W pojedynkach czołgów (niekiedy do nich dochodzi) trwa równowaga, gdyż ze sobą walczą praktycznie takie same pojazdy. Co więc może zmienić w wojnie na Ukrainie wprowadzenie na stan SZU rozwiniętych technologicznie wozów bojowych typu Leopard, Challenger czy Abrams? Otóż dużo. Odwiedzając w Polsce jednostki, w których szkolą się nasi i ukraińscy pancerniacy, jak Wesoła pod Warszawą (1 Brygada Pancerna – Leopard 2 A5 i PL), Świętoszów (10 Brygada Kaw. Panc. – Leopard 2 A4), gdzie ćwiczyli Ukraińcy, czy Biedrusko pod Poznaniem (Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych - Abrams M1A2 SEPv.2) i rozmawiając tam z instruktorami zobaczyłem na własne oczy różnice pomiędzy zachodnią technologią, a tym co reprezentują sobą wytwory sowieckiej myśli technicznej.
To, co zwraca uwagę w nowoczesnych czołgach Leopard i Abrams jest przede wszystkim system obserwacji pola walki ogniem zwany „hunterkiller”. W zachodnich konstrukcjach zarówno dowódca jak i działonowy patrzą przez elektrooptyczne urządzenia wsparte termowizją (wykrywa źródła ciepła) i noktowizją. Mogą przy tym korzystać z 12 krotnego przybliżenia (Leopard 2) bądź 50 krotnego (Abrams). Ponieważ pole walki obserwuje dwóch czołgistów (każdy przez swoje przyrządy) dzielą między siebie sektory obserwacji jak na tarczy zegara. I tak np d-ca patrzy od godz. 10 do 12, a działonowy od 12 do 14-stej. W czołgu T-72 celów szuka tylko działonowy przez zwykłe przyrządy z małą możliwością odnajdywania celów nocą (jedynie przestarzały system noktowizji przy braku termowizji) i tak dużego przybliżenia obrazu. Czołgi zachodnie dzięki nowoczesnej stabilizacji armaty mogą strzelać celnie w ruchu i w terenie. W moskiewskich tankach, jak T-72 stabilizatory są tak słabe, żeby oddać celny strzał trzeba się na ogół zatrzymać albo mocno zwolnić (równy teren), co może zająć kierowcy nawet kilkanaście sekund. W Leopardzie podobnie jak w Abramsie nie potrzeba brać poprawek, aby trafić cel będący w ruchu. Wszelkie parametry właściwego ustawienia działa bierze na siebie komputer. Przelicza m.in. uwagę prędkość wiatru, odległość, wilgotność powietrza, szybkość przemieszczania się celu. T-72 pozbawiony jest takich możliwości. Dysponując taką technologią zachodnie konstrukcje mogą teoretycznie skutecznie walczyć z 3-5 przeciwnikami na raz.
W końcu bezpieczeństwo załogi. Dzięki nowoczesnej, półautomatycznej skrzyni biegów czołgi Leopard, czy Abrams mogą się dowolnie przemieszczać na polu bitwy zarówno w przód jak i tył, osiągając prędkość na wstecznym biegu zbliżoną do 30 km/h. Dla porównania T-72 dysponuje tylko 3 km/h prędkości do tyłu. Żeby zmienić szybko pozycję ruski pojazd musi się obrócić o 180 stopni wystawiając wrażliwy tył na strzał przeciwnika. Dzięki takim możliwościom motorycznym czołgi zachodnie są bardzo trudne do trafienia przez ogień artylerii. Ciągle manewrując ustawiają się przodem (najmocniejszy pancerz) do przeciwnika przy okazji unikając ognia z haubic.
Także system magazynowania amunicji jest dużo bardziej bezpieczny niż w T-72. W ruskich pojazdach naboje znajdują się w karuzeli (automat do ładowania działa), a dodatkową amunicję trzyma się poupychaną w całym kadłubie czołgu. W przypadku skutecznego trafienia następuje stosunkowo często eksplozja, powodująca śmierć załogi i wystrzał ważącej kilka ton wieży na wysokość kilku pięter. Abramsy i Leopardy są ładowanie ręcznie i posiadają magazyny amunicji z tyłu wieży oddzielone od przedziału załogi potężną, pancerną grodzią. Od góry zabezpieczone są stosunkowo cienką stalą, aby w razie eksplozji siła wybuchu szła w niebo, a nie w kierunku przedziału załogi.
Czołgi Leopard, Abrams czy Challenger są uznane za najnowocześniejsze konstrukcje na współczesnym polu walki. Jednak niezbyt często używano je boju. No może poza wojną w Iraku. Teraz mają się sprawdzić w pełnoskalowym konflikcie na polu walki nasyconym często najnowszą bronią. Jak do tej pory ze wszystkich prób pojazdy te wychodziły zwycięsko. Zobaczymy jak pójdzie teraz, ale pozostańmy dobrej myśli.
Andrzej Potocki
- 17/04/2023 08:07 - W tygodniku „Sieci”: Filmowy cios w plecy obrońców granic
- 15/04/2023 15:21 - SKT wraca do gry - Karnowski do...
- 13/04/2023 18:34 - Antoni Kamiński: Szacunek dla państwa
- 13/04/2023 18:26 - Dzień Pamięci o Ofiarach Zbrodni Katyńskiej w Muzeum II Wojny Światowej
- 12/04/2023 14:25 - Spotkanie edukacyjne „Udział polskich Żydów w zbrojnym oporze przeciw okupantowi niemieckiemu na terenie Polski w latach 1939–1945”
- 11/04/2023 07:34 - W tygodniku „Sieci”: Inna prawda o tragedii w Szczecinie
- 09/04/2023 12:49 - Gdański dobrodziej dla ubogich i bezdomnych
- 05/04/2023 16:12 - Pracownicy GUK zwolnieni za założenie związków zawodowych?
- 05/04/2023 08:49 - Spotkania z Historią: "Podwójnie deportowani..."
- 03/04/2023 16:10 - Gdańsk murem za Św. Janem Pawłem II – Westerplatte obronione