Z Krzysztofem Doślą, w latach 80 marynarzem w PLO, przewodniczącym Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”, rozmawia Artur S. Górski
– Czy jest cezura czasowa, jakieś wydarzenie, z którym wiąże się nie tyle powstanie NSZZ „Solidarność”, ale od której nastąpił pański osobisty początek zmian politycznych, społecznych w PRL?
Krzysztof Dośla: Niezapomniane wspomnienie wiąże się z porankiem 15 sierpnia 1980 roku, piątek. Dzień wcześniej zostałem zaokrętowany na drobnicowiec „Ostrołęka” we flocie PLO, który stał w Porcie Gdańskim, przy Nabrzeżu Wiślanym. Wysiadłem z SKM na gdańskiej Żabiance, by tam wsiąść do autobusu miejskiego do Nowego Portu. Miałem 200 metrów do portowej bramy. Ale autobusy nie jeździły. Dopytałem, co się dzieje? Nie było informacji i strajku komunikacji miejskiej. Przygodny kierowca „podrzucił” nas do Nowego Portu. Jednak wejście do samego portu tarasowały już dwie, spięte łańcuchem, przyczepy traktorowe, a wejścia pilnowało kilku dokerów, w kombinezonach, z opaskami biało–czerwonymi, a nie Straż Ochrony Portu.
– Widok niecodzienny.
Krzysztof Dośla: W pierwszej chwili pomyślałem, że to sceneria filmowa i zapytałem – „Film kręcicie?”. Odpowiedź dla mnie, wówczas bardzo młodego człowieka, była jeszcze bardziej egzotyczna: „Film? Nie, strajk zaczęliśmy!”. W szkole, jeśli się mówiło o strajkach, to o tych z 1905 i 1917 roku. Strajk w PRL? Nie do pomyślenia. Pokazałem książeczkę żeglarską. Przepuszczono mnie na statek. Na nim było już spore zamieszanie. Przedstawiciele portowego komitetu strajkowego w robotniczych, prostych, a twardych słowach zakomunikowali, że jest strajk, portowcy nie pracują i nie życzą sobie też prac na statku. Wszyscy komunikat zrozumieli. Tego dnia uświadomiłem sobie, że zaczyna się coś nadzwyczajnego. Coś co cieszy – niczym nadchodząca po zimie wiosna. Strajk sierpniowy przeżyłem więc na „Ostrołęce”, cumującej u Nabrzeża Wiślanego. Od 22 sierpnia 1980 roku już jako strajkująca załoga PLO, trzymając wachty, pełniąc służby, w wolnych chwilach w mesie słuchając głównie Radia Wolna Europa. Świadomość uczestnictwa w czymś wyjątkowym tkwi we mnie do dzisiaj.
– Wnet zaczęły się tworzyć struktury „Solidarności”.
Krzysztof Dośla: 4 września 1980 roku „Ostrołęka” przeszła z Gdańska do Gdyni. Popłynęliśmy by dokończyć załadunek. Tego dnia w porcie wszedł na pokład na spotkanie z załogą kapitan ż.w. Józef Kubicki, człowiek niezwykle zasłużony (kombatant Wojska Polskiego we Francji i Dywizji gen. Maczka, od 1941 r. brał udział w konwojach atlantyckich, w 1948 r. wrócił do Polski, represjonowany, podejrzewany o szpiegostwo, w sierpniu 1980 członek Zakładowego Komitetu Strajkowego PLO, w Komitecie Założycielskim i w Komisji Zakładowej w PLO – dop. red.). Powiedział nam, że można zapisać się do „Solidarności” w PLO, przedstawić własne postulaty dyrekcji. Tego dnia bez wahania zapisałem się do „Solidarności” i tak zostało do dzisiaj. Na statkach byli różni ludzie. Byli członkowie partii, była POP PZPR. Do listopada 1980 roku były pogadanki polityczne. Także w „Solidarności” byli ludzie, którzy mieli różne zadania do zrealizowania, także z polecenia PZPR i z rozmaitych służb specjalnych. Zwerbowani przez SB lub WSW załoganci tym się nie chwalili. Zresztą PLO zostały w stanie wojennym natychmiast zmilitaryzowane. Byli na pokładzie ludzie o poglądach socjalistycznych, jak przedwojenna PPS. Byli ówcześni liberałowie (śmiech), weterani, którzy znali Zachód, porty, znali wartość przelicznika walut. Większość chciała pracować, by zarabiać dobrze i lepiej niż inni. W 1980 roku było nam o tyle łatwiej, że wokół nas żyło wielu kombatantów II wojny światowej, a Armii generała Andersa, z AK, mających zmysł organizacyjny i tradycje stawiania oporu. Oni Polskę budowali, o nią walczyli.
– 1980 rok jest dobrze opisany. Czy aby na pewno „spisane zostały czyny i rozmowy”? Jak doszło do tego, że system oparty na sile zachwiał się, że przeciwko władzy jednej partii – z nazwy robotniczej, wystąpili robotnicy? Warto było skoro „Solidarność” po 15 miesiącach została zaatakowana i niemal zmiażdżona, a jej działacze wylądowali w obozach i na emigracji?
Krzysztof Dośla: Było warto! Możemy dzisiaj swobodnie rozmawiać. 1980 rok, fenomen narodzin i działań NSZZ „Solidarność” oraz roku 1988 oceni w pełni pokolenie, które bezpośrednio nie uczestniczyło w wydarzeniach Sierpnia, ludzie, które nie jest związane emocjonalnie i personalnie. Potrzebna jest perspektywa czasowa. NSZZ „Solidarność” nie powstał nagle. Wyłonił się z ciągu dążeń wolnościowych, poczynając od wojennego heroizmu, od podziemia niepodległościowego, buntów przeciwko reżimowi PRL z lat 1956, 1970, 1976. Wielu ludzi w „Solidarności” wywodziło się z tamtej naszej tradycji. Nie bez przyczyny gościem I KZD związku był generał Mieczysław Spiechowicz-Boruta, legionista, kombatant 1920 roku, weteran 1939, człowiek – legenda. Liderami byli ludzie pamiętający nie tylko 1956, 1970 rok, ale mający przeszłość w podziemiu akowskim. „Solidarność” wyrosła też z niezadowolenia z tego, co działo się w zakładach pracy, jak dzielone są efekty pracy, co można za wynagrodzenia kupić. Idea wolności współbrzmiała z wołaniem o godność, z postulatami ekonomicznymi, z domaganiem się godziwego wynagrodzenia.
– Potrzebna była iskra?
Krzysztof Dośla: Katalizatorem buntu okazała się wizyta Ojca Świętego z czerwca 1979 roku. To On i jego przesłanie pokazało nam, pozwoliło społeczeństwu dostrzec, że ludzi czujących i myślących po polsku są rzesze, że realny socjalizm jest epizodem. Przełamana została bariera strachu przed manifestowaniem religijności, odmiennego od oficjalnego, państwowego poglądu na świat – pod znakiem krzyża na placach naszych miast.
– Udało się, inaczej niż Żołnierzom Niezłomnym, robotnikom z Poznania 1956 i z Wybrzeża 1970, z Radomia 1976?
Krzysztof Dośla: Od 1979 roku działania różnych opozycyjnych środowisk nabrały realnego kształtu i w efekcie wyłonił się NSZZ „Solidarność”, którego władza nie mogła łatwo zinfiltrować, rozbić, aż do 13 grudnia 1981 roku. Związek przetrwał próbę. Jest i działa. Nie powiodło się to pierwszym Wolnym Związkom Zawodowym na Śląsku, komitetom samoobrony chłopskiej na Mazowszu i Lubelszczyźnie. SB i milicja okazywały się skuteczne w destrukcji – do czasu.
– Gry operacyjne wokół strajków 1980 i 1988 roku i później, w kontekście późniejszych przemian okazały się nieskuteczne…
Krzysztof Dośla: Strajk w Stoczni Gdańskiej – symbolicznie – też uratował krzyż, ustawiony w strajkową niedzielę 17 sierpnia przy bramie numer 2. Do strajku stoczniowców 14 sierpnia 1980 roku pchnęły kwestie ekonomiczne oraz wyrzucenie z pracy cieszącej się autorytetem, ich koleżanki, robotnicy Anny Walentynowicz. Kwestie ekonomiczne zostały porozumieniem z dyrekcją załatwione. Strajk wygasał 16 sierpnia. Tyle, że środowisko skupione wokół stoczniowców pamiętających o kolegach z 1970 roku, jak Henryk Lenarciak, postawiło postulat godnego upamiętnienia ofiar Grudnia 1970. Nie zadowolili się mglistymi obietnicami. Wyszli 17 sierpnia, a było to aktem odwagi, by ustawić krzyż przed bramą zakładu. I krzyż tam trwał. Strajk nabrał nowego ideowego, solidarnościowego, wymiaru. Strajkowały od 15 sierpnia setki zakładów pracy, wielkich jak stocznie Gdańska i Gdyni oraz mniejszych.
– Energii społecznej i woli buntu z 1980 roku wystarczyło na lata 80, by dociągnąć do kolejnej fali protestów – tej z roku 1988?
Krzysztof Dośla: Połowa lat 80, od 1986 roku, były czasem powolnej stabilizacji, urządzania się w ramach systemu PRL. Dzisiaj bym opisał tamtą postawę jako nową mała stabilizację, czyli „grill w ogródku” i „ciepła woda w kranie”, domek letniskowy nad jeziorem.
– Ludzie byli zmęczeni, myśleli jak zarobić i jak dorobić, a nie o wolności, nie o swobodzie wypowiedzi…
Krzysztof Dośla: I znów iskrą buntu była pielgrzymka Jana Pawła II z 1987 roku. Młodzi ludzie, którzy w 1981 roku chodzili do szkół, podjęli żagiew buntu, dzięki energii czerpanej ze spotkania z Ojcem Świętym na Zaspie, na Skwerze Kościuszki, na Westerplatte. W połowie lat 80 przyszli do zakładów pracy. Mieli w duszach atmosferę mszy świętych i spotkań z Ojcem Świętym z czerwca 1987. To oni wywołali strajki, byli motorem napędowym i podstawą strajkujących wiosną i w sierpniu 1988 roku załóg. PZPR i jej wodzowie zauważyli, że rzeczywistość wymyka się im spod kontroli.
– Sytuacja międzynarodowa, czyli wycofywanie się Moskwy z krajów bloku wschodniego, zgoda Gorbaczowa i Regana na zjednoczenie Niemiec z 1987 roku, sfinalizowana 3 października 1990 r., „wojny gwiezdne” – Jaruzelski i jego analitycy musieli spodziewać się zmian…
Krzysztof Dośla: Gdyż system gospodarczy RWPG i władza na Kremlu przeżywał kryzys, wręcz się walił. Zauważyli, że nie są w stanie dalej korzystać ze wsparcia Moskwy. Jednak nie zawarte przez opozycję, pod znakiem „Solidarności”, porozumienie z Jaruzelskim i Kiszczakiem i nie Okrągły Stół były błędami. Dla nas było coś nadzwyczajnego w tym, że komuniści dopuścili ludzi z opozycji do wyborów w czerwcu 1989 roku. Naiwnością i nieodpowiedzialnością były próby dociągnięcia porozumienia, łamanego przecież przez resztki partyjnego aparatu i służb specjalnych, do lat 90. Już po przemianach, które ogarnęły Węgry, Czechosłowację, Niemcy po upadku muru berlińskiego, czy wreszcie i Rosję po upadku ZSRS. Wpływy zachowywały regimenty generałów Kiszczaka, Jaruzelskiego i Siwickiego. Może należało wolne w pełni wybory przeprowadzić jesienią 1989 roku. Na to pytanie nie mamy dobrej, pełnej odpowiedzi.
- 31/08/2022 08:09 - Dzień Inki...
- 30/08/2022 18:14 - Wydanie specjalne „Gazety Gdańskiej” – Stutthof
- 29/08/2022 08:36 - W tygodniku „Sieci”: Polska nie zrzekła się reparacji od Niemiec
- 26/08/2022 13:27 - (Po)sierpniowe "diety" - gminni milionerzy
- 25/08/2022 18:28 - Danuta Wałęsa pierwszą Honorową Obywatelką Gdańska. Radni 20:11
- 23/08/2022 15:41 - Rezygnacja RDLP w Gdańsku z certyfikacji w systemie FSC
- 23/08/2022 15:12 - W Radiu Gdańsk na 40–lecie Solidarności Walczącej: zwycięski radykalizm?
- 22/08/2022 08:56 - Stanisław Janecki w tygodniku „Sieci”: Pucz rtęciowy
- 18/08/2022 18:31 - Co zalewa Gdańsk - czy tylko woda?
- 18/08/2022 16:45 - Elżbieta Rafalska: Pogrążając się w stagnacji będziemy się zwijać jako naród