Podczas wyborów 21 października niewielki Sopot włączył się w ogólnopolską akcję "ratowania kraju" wykreowanej przez polityków i media. "Ratowanie" w przypadku elektoratu PO, Nowoczesnej czy zwolenników KODu oznaczało głosowanie na Jacka Karnowskiego, a w przypadku PiS na Piotra Melera, którego niewielkie oddziały karnie udały się do urn 21 października. Jedni ratowali przed drugimi, ale w Sopocie zdominowanym przez PO wynik był łatwy do przewidzenia.
Histeria "ratowania Sopotu przed PiSem" opierała się między innym na rozpowszechnianych pełnym grozy szeptem plotek o tym, że PiS już szykuje budowę pomnika katyńskiego w Sopocie, być może nawet jakiegoś sanktuarium i co gorsza co tydzień będą odbywały się obowiązkowe dla wszystkich msze w intencji ojca Tadeusza. W kolejkach stojących przed komisjami wyborczymi słychać było głosy: żeby tylko nie wygrał PiS...
Sopot nie był przypadkiem odosobnionym. W Warszawie, Jan Śpiewak, który bronił lokatorów przed złodziejską reprywatyzacją dostał 3% poparcia jako kandydat na prezydenta, a jego ugrupowanie nie dostało żadnego mandatu w radzie miasta. Wystarczyłoby, że opowiedziałby się za Trzaskowskim to z pewnością wprowadziłby do rady kilku radnych. Jednak nagłośnienie przez Jana Śpiewaka śmierci Jolanty Brzeskiej, która została zamordowana za obronę praw lokatorów eksmitowanych w okresie władzy Hanny Gronkiewicz Waltz może nawet w takim przypadku przekreśliłoby jego szanse.
W epoce postprawdy, w której przyszło nam żyć, fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej, niż emocje i osobiste przekonania ugruntowane lekturami w mediach społecznościowych. Niestrudzone przytaczanie przez opozycję faktów dotyczących szkodliwych dla miasta działań obecnego prezydenta Sopotu, nie miało, jak się okazało podczas wyborów, znaczenia dla mieszkańców. Wystarczyło zagrać na emocjach, na lęku, aby osiągnąć pożądany skutek czyli głosowanie ze strachu, zamiast z racjonalnego wyboru.
Absurdalnym skutkiem tych wyborów jest skład sopockiej rady miasta, która niczym skamielina z minionej epoki geologicznej wyłoniła się ponownie po 21 października, w budzącej grozę niezmienionej formie.
Nie wykluczam jednak, że niesprawiedliwie oceniam mieszkańców, którzy być może sprawdzili jak ich przedstawiciele pracowali w trakcie ostatniej kadencji. Ile razy zatroszczyli się o dobre rozwiązania w swojej dzielnicy i ile złożyli interpelacji. Być może mieszkańcy dokonali świadomego wyboru i właśnie takiego Sopotu pragną, w którym rada miasta cicho siedzi i podnosi rękę jak im prezydent każe i pilnuje interesów deweloperskich osiedli i biznesu swoich kolegów. Jeśli tak jest i wybory do rady były świadome, a nie wywołane ogólnopolska histerią, to chapeu bas, rada jest taka jak mieszkańcy chcieli. Żaden powiew świeżości w myśleniu nie grozi w Sopocie bo właśnie zabetonowaliśmy w wyborach Urząd Miasta na następnych 5 lat, a może i więcej.
Małgorzata Tarasiewicz
- 16/02/2019 09:24 - Pikieta w sprawie mediów wydawanych przez UM Sopot
- 16/12/2018 21:10 - Bohaterski pogromca kurczaków
- 09/12/2018 12:38 - SKT gra dalej - Karnowski fauluje
- 01/12/2018 21:02 - Świąteczna zbiórka żywności wolontariuszy Stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu
- 10/11/2018 13:47 - Spór o sopocką pamięć
- 16/10/2018 11:47 - Zagadka radnej Gierak-Pilarczyk
- 14/10/2018 18:37 - Sopot: Plakatowe życie
- 11/10/2018 18:13 - Piotr Meler: Nie ma co się obrażać na władzę centralną będąc w samorządzie
- 04/10/2018 08:41 - Kandydaci KWW "Mieszkańcy dla Sopotu" do Rady Miasta Sopotu
- 03/10/2018 17:23 - Kandydaci "Kocham Sopot" do Rady Miasta Sopotu