Uchodzi za osobę kontrowersyjną i skandalizującą, bo skandal to podobno zawsze najlepsza reklama. Trudno się jej samej zdecydować, czy jest lepszą malarką czy pisarką, więc z sukcesami wydaje kolejne książki i maluje nowe obrazy. I najchętniej sama ilustruje własne teksty, bo w końcu kto to zrobi lepiej od niej? Uważa się za „soft-feministkę”, ale mężczyźni podobno boją się jej z innego powodu – bez skrupułów demaskuje ich „damskie” słabości i ułomności. Uwielbia spotkania autorskie, ale pod warunkiem, że osoba która je prowadzi, jest odpowiednio przygotowana do rozmowy i publiczność przychodzi na takie spotkanie dobrowolnie. Lubi portretować ciekawych, barwnych ludzi – zarówno pędzlem, jak i słowem. Nie ma dla niej tematów tabu, jest niezależna – zarówno życiowo, jak i artystycznie.
Sama o sobie mówi z autoironicznym dystansem: „Nie lubią mnie głównie te osoby, które mnie nie znają (…)Nie przepadają za mną również osoby, które nie są w stanie mnie zrozumieć. Oczywiście poglądy mam z piekła rodem, ale przecież nikogo do nich nie namawiam. Nie krzyczę: nie wychodź za mąż, nie miej dzieci, nie chodź do kościoła. Żyję tak, jak lubię i nie mam w ogóle mentorskich zapędów”.
Hanna Bakuła, bo to jej szkicowy portret powyżej nakreśliłem, opublikowała właśnie swoją kolejną książkę (a ma już ich w dorobku 12), która nieuchronnie (ku „bezinteresownej zawiści” wielu innych piszących, którzy nie są w stanie zrozumieć tego fenomenu) stanie się znów bestsellerem.
„Obłęd, Otello i singielka” stanowi – jak często w przypadku tej autorki – rodzaj nietypowego, na poły satyrycznego, na poły instruktażowego podręcznika/przewodnika, dotyczącego zasad obsługi współczesnego świata i ludzi. Niech czytelnicy nie sądzą jednak, ze znajdą w tej pozycji jakieś tajemne, uniwersalne recepty na własne problemy. Bowiem Bakuła prowadzi swoje własne porachunki ze światem, zwłaszcza takim jego modelem, w którym dominującą rolę odgrywają słabi najczęściej mężczyźni, dość bezkrytycznie przekonani za to o własnej sile, mądrości i wyższych celach, do jakich niewątpliwie są przeznaczeni przez sprzyjającą im opatrzność (opaczność?). Mężczyzna jako niekwestionowany Pan i Władca, stosujący cesarską zasadę „divide et impera”?! Przed takim właśnie wzorcem przestrzega autorka, wpychając przy okazji (z premedytacją?) swoich bohaterów w kolejne uczuciowe i życiowe perypetie. Bo uczucia to przecież najbardziej kaloryczny i energetyczny materiał twórczy, bez którego sztuka byłaby tylko sprawnym rzemiosłem. A doskonałą umiejętność emocjonalnej gry z czytelnikiem (i powołanymi prze siebie do życia bohaterami) autorka opanowała niemal do perfekcji. Miałem okazję prowadzić kilka jej autorskich spotkań, więc mogę zaświadczyć, że czytelnicy (choć ich zdecydowana większość to jednak niewątpliwie kobiety) z utęsknieniem czekają na jej kolejne książki, w których demaskuje ona przecież nie tylko prawdziwe oblicze mężczyzn, ale również… kobiet. W tym samej siebie. Pozbawiając siebie i nas wszystkich kolejnej maski, jaką– najczęściej w odruchu obronnym – lubimy (albo musimy, zmuszeni okolicznościami) zakładać. Ale do takiej, „chirurgicznej” operacji zawsze trzeba odpowiedniego dystansu (do siebie i otaczającej rzeczywistości) oraz braku kompleksów.
Hanna Bakuła Trójmiasto i Pomorze odwiedza dosyć często, nie tylko przy okazji promocji swoich książek czy wystaw. Szczególnie upodobała sobie Sopot, podobnie jak wyjątkowo bliska jej Agnieszka Osiecka, którą dosyć często wspomina. Dlatego nic dziwnego, że można czasami odnaleźć w jej prozie, pisanej najczęściej lekko ironicznym piórem, takie „osiecko-podobne” perełki, jak choćby ten poniższy fragment, który chciałbym przywołać na zakończenie:
„Sopot zimą jest jak z bajki. Śnieg pudruje japońskie molo i łabędzie, które niezdarnie chodzą po śniegu, a jak mróz większy, to przymarzają im kupry. Panuje dziwna cisza i nie zakłóca jej plusk fal, które ledwo wystają spod zimowej kołdry i dają o sobie znać delikatnym mlaskaniem. Molo prawie nie odróżnia się od skutego białym lodem mola. Sopot zimą jest stworzony do romansów, latem też, ale nie jest tak romantycznie i można się spocić. Z Zaiksu jest widok na przepiękny Grand Hotel i kawałek morza. Z werandy, z jakby przedwojenna oranżerią z geranium, w Nowy Rok widać trzy fajerwerki: z Gdańska, sopocki i gdyński”.
Wojciech Fułek
- 22/07/2018 08:17 - Nielegalny parking w Sopocie rozpoczyna działalność
- 20/07/2018 18:35 - W Sopocie jak w Dubaju? Jakubiak odpowiada Skwierawskiemu
- 10/07/2018 17:14 - Gruby portfel Karnowskiego - krocie z lotniska
- 06/07/2018 17:36 - Co knuje Karnowski? Zarząd SKT ujawnia obłudę prezydenta...
- 04/07/2018 08:29 - Budżet Obywatelski czy urzędniczy?
- 25/06/2018 17:59 - Małgorzata Tarasiewicz w Parlamencie Europejskim: #WomenForEurope z Sopotu
- 22/06/2018 16:31 - TENIS: Sopot Open zamiast Sopotgate
- 18/06/2018 20:04 - W Sopocie dyskutowano o blaskach i cieniach budżetu obywatelskiego
- 15/06/2018 12:09 - Pismo SKT do ministra Jakiego: Anatomia meczu z Karnowskim
- 04/06/2018 10:03 - Sopockie wydmuszki