Zacznijmy od tego, że nie będę pisać o Władysławie Bartoszewskim, który został w ostatnią niedzielę uwieczniony w Sopocie poprzez pomnik. Być może gdyby spojrzał on z zaświatów na szopkę wyborczą kandydata na prezydenta Polski, która przy okazji odsłonięcia jego pomnika odbyła się w Sopocie nie byłby zadowolony z tego, że jest traktowany nieco instrumentalnie. A może wręcz przeciwnie, właśnie to by mu odpowiadało. Tego nie wiemy i się nie dowiemy. Choć oczywiście byłoby to interesujące.
Jednak tym razem interesuje mnie bardziej brak reakcji większości mieszkańców i mieszkanek Sopotu, którzy ze spokojem podchodzą do działań swojego włodarza, który postanowił po raz kolejny upartyjnić nasze miasto wbrew woli chociażby ponad pięciu tysięcy mieszkańców, którzy głosowali na Prawo i Sprawiedliwość i odpowiednio mniejszej grupy osób wybierających Lewicę, czy choćby Konfederację.
Biorąc pod uwagę znane w Sopocie powiedzenie Karnowskiego, że „jak się komuś w Sopocie nie podoba to może się wyprowadzić” może lepiej nie podnosić sprawy niezadowolenia z powyższego stanu rzeczy bo można zostać jak Jagna z „Chłopów” wywiezionym na… gnoju za nieprawomyślne poglądy. Ale jednak trudno chyba się na wszystko godzić, akceptować partyjniactwo władz miasta i siedzieć cicho.
Organizując uroczystość odsłonięcia pomnika Władysława Bartoszewskiego, na którą Karnowski zaprosił Aleksandra Kwaśniewskiego czy Bronisława Komorowskiego, prezydent Sopotu zagrał na nosie kilku tysiącom mieszkańców i mieszkanek miasta. Odsłonięcie pomnika poprzedzała debata zatytułowana „Warto być przyzwoitym”, która przerodziła się w propagandową nagonką na politycznych przeciwników i agitkę na rzecz Rafała Trzaskowskiego.
Nie zauważyłam jednak żadnych protestów i reakcji na te partyjne działania sopockich władz. Choć jednocześnie należy stwierdzić, że szału wśród publiczności nie było. Jak odnotowali bystrzy obserwatorzy poza aparatczykami na widowni głównie zasiadali urzędnicy z Urzędu Miasta. W tłumie gapiów słychać było tylko nerwowe, pełne zdziwienia szepty: „Gdzie Bolek? Nie ma Bolka?”
Możliwe, że spoglądając zza firanek sopocianie i sopocianki, którzy w oknach mają wywieszone plakaty Trzaskowskiego (jak mus to mus), w najbliższą niedzielę z przekory i rodzącej się niezależności oddadzą nieważny głos. Bo chyba nikt nie lubi działać pod presją i przymusem.
Biorąc jednak pod uwagę co we wstępie do przewodnika po wystawie „Pomnik. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018” napisała Agnieszka Tarasiuk: „Pomniki to narzędzia służące do formowania zbiorowej tożsamości mieszkańców” możliwe, że nowy pomnik postawiony przez Karnowskiego to dopiero pierwszy krok do dalszego zniewolenia.
Duża część mieszkańców poddana jest stałej presji. Mimo, że posiadają odmienne od prezydenta poglądy polityczne zmuszeni są do akceptacji jego stojącej czasem na granicy dobrego smaku agresywnej działalności partyjnej. Teraz opanowało go, jak określa to zjawisko Agnieszka Tarasiuk: „kompulsywne natręctwo wznoszenia symboli swojej mocy.” Ciekawe jaka jest granica wytrzymałości mieszkańców i mieszkanek naszego grodu.
Małgorzata Tarasiewicz
- 29/07/2020 15:43 - Samotny bój Warszawy. Rozszarpany kwiat narodu
- 24/07/2020 15:58 - Widziane z Sopotu: Pustosłowie?
- 23/07/2020 16:43 - Latarką w półmrok: Jeden głos na... uboczu
- 17/07/2020 08:11 - Obajtek ukradł show gdańskim elit(k)om
- 10/07/2020 19:55 - „Wspólna Polska” – realizacja hasła wyborczego Rafała Trzaskowskiego w praktyce na dwa dni przed głosowaniem
- 09/07/2020 17:34 - Akapit wydawcy: Piąty kisiel po Tusku
- 03/07/2020 15:31 - Widziane z Sopotu: Między turami
- 02/07/2020 18:31 - Akapit wydawcy: (PO)d mostem w Tczewie
- 30/06/2020 09:19 - Grzegorz Berendt: Sopot miastem Stalina
- 26/06/2020 14:22 - Widziane z Sopotu: Niby nic się nie stało, ale…