Paweł Adamowicz zarabia gigantyczne, z punktu widzenia przeciętnego gdańszczanina, pieniądze. Gdański baron dba też o swoich "dworzan". Ryszard Trykosko, prezes spółki Bieg 2012, zarobił 378 665 zł, a trzej członkowie zarządu spółki Saur Neptun wspólnie 1,6 mln złotych!
282 202 złotych – tyle łącznie do urzędniczych pensji dorobili w zeszłym roku niektórzy pracownicy magistratu zasiadający w radach nadzorczych spółek z udziałem miasta. Czy znaleźli się tam z powodu wysokich kompetencji w poszczególnych branżach? Nie – są tam, tylko dlatego, że każdy z nich jest zatrudniony w Urzędzie Miejskim.
Wiadomo, że najlepiej zarabiają ci, którzy mają bezpośredni wpływ na sprawy finansowe. Potwierdzeniem tej tezy są dochody skarbniczki miasta, Teresy Blacharskiej. Wprawdzie pani skarbnik jest na emeryturze, ale pewnie trudno byłoby jej wyżyć za skromne 40 659 zł rocznie. Dlatego ciężko pracuje w Urzędzie Miejskim gdzie zarobiła w zeszłym roku 178 380 tys. zł. Niby niewiele, ale na osłodę dostała 34 518,60 z tytułu zasiadania w radzie nadzorczej Gdańskich Zakładów Komunikacji Miejskiej.
Zastępcy prezydenta Pawła Adamowicza też nie mają powodów do narzekań. Andrzej Bojanowski, odpowiedzialny za politykę gospodarczą, wypracował sobie w magistracie niecałe 180 tys. zł. Zdołał jednak podreperować budżet reprezentując miasto w radzie nadzorczej Międzynarodowych Targów Gdańskich i w Biurze Inwestycji Euro 2012, gdzie łącznie zarobił 75 697, 59 zł.
Urzędnicza pensja jego kolegi, wiceprezydenta Wiesława Bielawskiego, wyniosła w ubiegłym roku łącznie 184 734, 86 zł. Ale jako ceniony fachowiec wiceprezydent Bielawski dorobił sobie w radach nadzorczych Towarzystwa Budownictwa Społecznego Motława i spółki Gdańskie Inwestycje Komunalne Euro 2012 aż 106 030, 02 zł. To nie wszystko! Był także jurorem w konkursie na projekt siedziby Muzeum II Wojny Światowej, jakie ma powstać w Gdańsku. Myślicie, że to funkcja honorowa, związana z reprezentowaniem władz miasta (no bo przecież nie o architektoniczne kompetencje pana wiceprezydenta chodziło)? Otóż nie – dostał za to 1600 zł.
Jego kolega z rady nadzorczej TBS Motława, Andrzej Trojanowski, jest wprawdzie zatrudniony w Urzędzie Miejskim (gdzie zarabia 133 077, 35 tys. zł), ale udaje mu się znaleźć jeszcze czas na reprezentowanie miasta w radzie nadzorczej jeszcze jednej spółki, MTG, za co dostał w zeszłym roku niecałe 28 tys. złotych.
Danuta Janczarek jest sekretarzem miasta Gdańska. Ta odpowiedzialna funkcja została wyceniona w zeszłym roku na 175 995, 78 zł. A w radzie nadzorczej Zakładu Utylizacyjnego pani sekretarz zarobiła 38 502, 36 zł. Niedużo, ale pewnie też cieszy.
BIEG 2012 to spółka komunalna, utworzona do realizacji celu jakim jest budowa stadionu i przygotowanie Gdańska na Euro 2012. Jej szefem jest Ryszard Trykosko, który na tym stanowisku zarobił w zeszłym roku, bagatela - 378 665 zł.
Z powyższych danych wynika, że ta kilkuosobowa grupa zarobiła w ubiegłym roku (działając z upoważnienia władz miasta oraz w ich imieniu) ponad milion złotych! Tyle kosztowała gdańszczan grupka urzędników, blisko współpracujących z prezydentem Adamowiczem. Ich dochody to suma urzędniczych pensji, oraz kwot wypłaconych z zasobów spółek, w których udziały (w mniejszym lub większym stopniu) także ma miasto Gdańsk, czyli gdańscy podatnicy.
Aktywność w obszarze gospodarki z kapitałem gminy z pewnością się opłaca. Dowodem na to mogą też być dochody trzech członków zarządu spółki Saur Neptun, w której 49 % udziałów ma miasto Gdańsk. Zarobili oni w zeszłym roku wspólnie 1600 tys. złotych!
Jak widać, praca dla miasta niejeden ma wymiar, zwłaszcza finansowy. Kiedy pytaliśmy lokalnych polityków o zasadność wypłacania urzędnikom miejskim (np. prezydentowi Adamowiczowi) dodatkowych pieniędzy za reprezentowanie instytucji, w której pracują, większość była temu przeciwna. Nawet partyjny kolega gdańskiego włodarza, radny PO (a może już niebawem poseł?) Jerzy Borowczak stwierdził wprawdzie, że - To niemałe pieniądze, ale i odpowiedzialność niemała. Nie widzę w tym nic nieetycznego, jeśli ustawodawca tego nie zabrania. - Ale zaraz potem dodał - Z drugiej strony, jestem zdania, że zasiadanie w radach nadzorczych spółek z udziałem skarbu państwa powinno być funkcją honorową. Zarabianie w ten sposób sporych pieniędzy przez samorządowców czy związkowców jest społecznie nieakceptowane. Należy zmienić odpowiednią ustawę.
Dariusz Olejniczak
Sylwester Wysocki, radny niezależny
- Jest błędem, szkoda że ustawowym, iż prawo zezwala na zasiadanie w radach nadzorczych spółek z udziałem miasta lub gminy prezydentom, wiceprezydentom, burmistrzom, i w ogóle osobom na stanowiskach kierowniczych oraz z najbliższego otoczenia władz. To nie jest moralne. A przecież żadne prawo nie zabrania, kierować się przy wyborze takich przedstawicieli moralnością. Dlatego w radach nadzorczych powinni znaleźć się fachowcy. I oni powinni godnie zarabiać za swoją fachowość, za to, że są autorytetami w danej branży. O ile wiem, pan Adamowicz, nie znalazł się radzie nadzorczej GPEC dlatego, że jest fachowcem. Uważam, że do rad powinni być kierowani nie urzędnicy, czy wręcz osoby na najwyższych stanowiskach, tylko wyłaniani – może w drodze konkursów – merytoryczni przedstawiciele władz. Odpowiadali by oni przed tymi władzami i przed mieszkańcami, ale nie tworzyłyby się kolejne synekury dla najbliższego otoczenia władzy.
Komentarz autora
Trudno nie zgodzić się z Jerzym Borowczakiem, bo niby odpowiedzialność powinna być w cenie. Ale też trudno uznać, że sytuacja, w której na przykład Paweł Adamowicz dostaje kilkadziesiąt tysięcy rocznie za to, że raz w miesiącu kilka godzin spędzi na posiedzeniu rady nadzorczej Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, jest moralnie poza wszelkimi wątpliwościami. A jeśli chodzi o odpowiedzialność, na którą powołuje się mój rozmówca, to mam wrażenie, że nie jest ona tak potężna. Podobnie zresztą jak wpływ pana prezydenta na funkcjonowanie GPEC.
Trudno też nie zgodzić się z Jerzym Borowczakiem w dalszej części jego opinii. Nikomu, kto płaci podatki i ciężko haruje na chleb, nie podoba się, że jego reprezentanci dorabiają sobie na boku tylko dlatego, że znaleźli się na odpowiednio wysokim stołku. Obecnie obowiązujące prawo zezwala na taki stan rzeczy. A jak byłoby uczciwie moim zdaniem? Ano tak, że każdy kto podpisuje kierowniczą umowę o pracę w urzędzie miasta czy gminy lub innej placówce samorządowej, bierze tym samym na siebie potencjalny obowiązek reprezentowania miasta w instytucjach zewnętrznych. Jestem pewien, że chętnych na urzędnicze synekury i tak by nie zabrakło.
dol
Inne artykuły związane z:
- 08/10/2010 12:25 - Wybierz prezydenta Gdańska!
- 07/10/2010 20:33 - Balet to to nie jest
- 06/10/2010 11:07 - 20-lecie Sądu Apelacyjnego
- 03/10/2010 20:30 - Od bezrobotnego do pracującego
- 26/09/2010 20:24 - I zlot Polskiej Racji Stanu
- 22/09/2010 20:17 - Nowe Wojewódzkie Centrum Onkologii
- 19/09/2010 14:33 - Trójmiejskie święto motoryzacji
- 16/09/2010 23:57 - Baron gdański
- 15/09/2010 16:59 - Z perspektywy Ikara
- 10/09/2010 16:12 - Mieszkańcy Szadółek nie chcą spalarni