Wilno – wielki więc zwołany na piątek. Posłowie PiS jadą z odsieczą

Kilka tysięcy Polaków będzie w piątek manifestować sprzeciw wobec polityki rządu Litwy wobec polskiej mniejszości narodowej i przeciw ustawie o oświacie. W zwołanym wiecu przeciwko szykanowaniu Polaków przez będą uczestniczyli parlamentarzyści PiS Andrzej Jaworski z Gdańska i Max Kraczkowski z Piły.

Zarzucają premierowi Tuskowi bierność w sprawie Polaków na Litwie i  „medialne odfajkowanie” tematu. Chcą też wpłynąć na władze Wilna by została upamiętniona godnie pamięć prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jutro w Seimasie będą rozmawiać z przedstawicielami litewskiego parlamentu o sytuacji Polaków zamieszkujących Ziemię Wileńską. Andrzej Jaworski w rozmowie z portalem wybrzeze24.pl odrzuca zarzut, że to element kampanii wyborczej.
- Mieszkańcy Wilna przecież nie będą głosowali na kandydatów do parlamentu startujących z Gdańska i z Piły. Jedziemy do Wilna by pokazać, że nasi rodacy nie są sami – argumentuje Jaworski.

Tymczasem sytuacja w Wilnie jest coraz bardziej napięta. Według zapowiedzi organizatorów w piątkowej manifestacji ma wziąć udział pięć tysięcy osób, które wyrażą swe niezadowolenie z powodu dyskryminującej mniejszość polską na Litwie i polityki oświatowej litewskich władz.

"Będziemy żądać nauczania w szkołach mniejszości narodowych wszystkich przedmiotów w języku ojczystym, anulowania ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego jako ojczystego i państwowego, równego traktowania szkół z państwowym językiem nauczania ze szkołami mniejszości narodowych" - piszą w opublikowanej w czwartek ulotce przedstawiciele kół strajkowych szkół mniejszości narodowych oraz Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie. Poparcie dla organizatorów wiecu wyrazili już Związek Polaków na Litwie, Akcja Wyborcza Polaków na Litwie oraz Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie "Macierz Szkolna".

Zdaniem PiS winę za napięcie ponowi też polski rząd.
- Wizyta złożona przez premiera Donalda Tuska miała jedynie charakter wizerunkowy. Nic się po niej nie zmieniło. Nie ma żadnego rezultatu. Nastąpił wręcz regres w stosunku władz litewskich do Polaków, przejawiający się w narzucaniu nazewnictwa i utrudnianiu nauczania języka polskiego. Nasza wizyta jest próbą wyjęcia kilku cegiełek z litewsko-polskiego muru – mówi Max Kraczkowski.

Poseł Jaworski nie szczędzi słów krytyki pod adresem rządu.
- To, co się dzieje na Litwie to skutek zaniechania realnych działań przez polski rząd. Ani premier Tusk, ani minister Sikorski nie potrafią poważnie zająć się sytuacją Polaków. Donald Tusk woli jeździć autobusem po kraju niż poważnie zająć się pomocą rodakom mieszkającym na Litwie. Premier zaś pojechał do Wilna by zrobić sobie kilka zdjęć i medialnie odfajkować kolejny temat – stwierdza w rozmowie z portalem wybrzeze24.pl Jaworski.
Przypomnimy, że na początku września pod Pałacem Prezydenckim w Wilnie odbył się pierwszy wiec przeciwko dyskryminującym litewskich Polaków zmianom w ustawie o oświacie. Wiecowi z 2 września bieżącego roku towarzyszył strajk szkół polskich na Litwie. Został on jednak przerwany po powołaniu do życia polsko-litewskiego zespołu ekspertów. Ekspertom z Litwy i Polski nie udało się dotychczas osiągnąć kompromisu. 

Parlamentarzyści PiS chcą też poznać opinię władz Wilna w sprawie nazwania jednej z ulic czy skweru imieniem tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

- Polsko-litewskie relacje były o wiele lepsze kiedy prezydentem Polski był Lech Kaczyński, a Litwy Valdas Adamkus – ocenia poseł Jaworski.
Inicjatywa nazwania stołecznej ulicy imieniem zmarłego prezydenta zrodziła się tuż po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku.  Wynikła jednak dyskusja, w jakiej formie ma być zapisane nazwisko prezydenta: w formie polskiej - "Lecha Kaczyńskiego" czy w formie zlituanizowanej - "Lecho Kacynskio" z "c" z odwróconym daszkiem.

Z kolei w stolicy Gruzji, w Tbilisi, imieniem Lecha i Marii Kaczyńskich nazwano bulwar, a nazwisko pary prezydenckiej zostało zapisane w trzech językach: angielskim, polskim i gruzińskim.
ASG