Z Waldemarem Bartelikiem, byłym prezesem Energa SA, byłym reprezentantem Polski i zawodnikiem drużyny trenera Huberta Wagnera, kapitanem siatkarzy Stoczniowca rozmawia Artur S. Górski
- Szczyt pańskiej sportowej kariery to lata 70. Łza się w oku kręci kiedy wspominamy wygrany dramatyczny mecz siatkarzy na olimpiadzie w Montrealu z 1976 roku przeciwko ZSRR, czy wygraną polskich hokeistów ze "Zborną" w Katowicach 6:4 w tym samym roku. O meczach, w którym w 1957 roku na Stadionie Śląskim Gerard Cieślik strzelił dwa gole ZSRR, czy o tym z 1982 roku, nie wspominając. Ile jest teraz tej polityki w sporcie, a sportu w polityce?
Waldemar Bartelik: Od zawsze sport przenika się z polityką i na odwrót. Wszak to decyzje polityczne powodowały, że raz było większe, raz mniejsze dofinansowanie, czyli stawianie na pewne dyscypliny. Na konkretnych zawodników, dyscypliny. Za tym stały sympatie i antypatie oraz zadaniowanie na sukces. W skali zaś szerszej przypomnę rozmaite polityczne akcje wokół zawodów sportowych, Wyścigu Pokoju, olimpiady w Moskwie. I tak dalej...
- Dyplomacja pingpongowa, czy wojna futbolowa...
Właśnie. Ale tutaj chcę powiedzieć, że sport był i jest nośnikiem wizerunku kraju na zewnątrz. Swego rodzaju produktem promocyjnym. W latach 70-tych polski sport w wielu dyscyplinach osiągał światowe sukcesy. Zresztą wiele krajów, w tym te z bloku wschodniego, budowało wizerunek między innymi za pomocą sportu. Przypominam nasz RKS Stoczniowiec, który w latach 70. miał dwunaście sekcji, w tym sześć pierwszoligowych. W drugą stronę było i jest sprzężenie zwrotne, czyli sport czerpie z klimatu, ze wsparcia. Niesie też ze sobą popularność, czy rozpoznawalność. I może dlatego w składach związków sportowych byli i są politycy. Chociażby Andrzej Jaworski, który został prezesem Polskiego Związku Curlingu czy Ryszard Czarnecki, który niedawno został wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Roman Kosecki (PZPN). I wielu innych. Sport ma więc służyć wizerunkowi, a z drugiej strony jest wiara, że polityk spowoduje, że będzie być może strumień pieniędzy na dyscyplinę. W Montrealu zaś sprzyjało nam szczęście. Mimo, że mecz nie układał się po naszej myśli, ale był sukces, bo była wiara w tenże sukces i była determinacja. Mimo porażek w dwóch setach mecz wygraliśmy.
- Bo nie było lęku, bo była drużyna, w której były gwiazdy, ale nie myślały ile mają żelu we włosach, jak się prezentują fryzury, czy WAGs na nich patrzą a na WAGs kamery. Po trzech setach drużyna Czesnokowa prowadziła 2:1. W czwartej ZSRR miał dwa meczbole. I co. Naszym nie plątały się nogi i ręka była pewna w ataku...
Waldemar Bartelik: Nawiązuje pan wyraźnie do naszej mundialowej porażki z Senegalem...
- Tak, bo mam przed sobą byłego zawodnika, który był chyba dumny grając w koszulce z orłem na piersi...
Waldemar Bartelik: Oczywiście, że tak. I to dziesięciokrotnie.
- Chłopakom z czarnej Afryki chciało się grać. Nasi grali, ale w reklamach...
Waldemar Bartelik: Jeśli ktoś wychodzi na jakikolwiek mecz i nie ma wiary w sukces, to przegra. W meczu z Senegalem wyszła drużyna z bojaźnią i brakiem wiary w skuteczną walkę z muskularnymi dżentelmenami z Senegalu, że można z nimi wiele ugrać. Mecz przegrali w szatni od strony mentalnej, psychicznej. Nawet jak ktoś jest przygotowany motorycznie, technicznie ale jeśli głowa mówi "chyba tego nie wygramy" to jest powód porażki. Mamy jednak większy potencjał. My jednak pozwoliliśmy Senegalowi na wiele. W piłce nożnej trzeba bramki strzelać, o jedną więcej. Dla nas zaś nie było istotne, czy strzelamy sobie, czy przeciwnikowi. Dwa gole podarowaliśmy.
- Może Adam Nawałka rozpieścił zawodników, a ci myślą raczej o klubach zagranicznych i o tym, by nie daj Bóg nie odnieść kontuzji? "Kat" was chyba nie rozpieszczał?
Waldemar Bartelik: Ten przydomek "Kat" to przylgnął do Huberta Wagnera z racji metod treningu i prowadzenia siowych treningów by mieć podstawy motoryczne, siłowe. Ale byliśmy też technicznie przygotowani. Mieliśmy też wiedzę, bo Wagner przed każdym meczem brał tabliczkę, długopis i dokładnie nam pokazywał, miał rozpracowaną grę przeciwników. Trener Nawałka opowiadał przed meczem z Senegalem, że wie wszystko, a okazało się na odwrót. Opowiedział bajkę. Wagner potrafił stworzyć zespół z indywidualności. Wiązało się to z ogromnymi obciążeniami dla zawodników. Dotyczyło to dyscypliny taktycznej w trakcie meczu. Jedno zagranie nie takie, jak chciał i już była zmiana, i wiązanka, ale i obowiązywała zasada jeden za wszystkich wszyscy za jednego.
- To teraz rozrysujmy polityczny krajobraz przedwyborczy w Gdańsku. Czy opozycja wobec Pawła Adamowicza i jego ekipy ma go "rozpracowanego", czy też liczy, że to prokurator go "rozrysuje", a oni po prostu wystartują. Zapominają, że z aresztu też można kandydować...
Waldemar Bartelik: Jeśli sprawdzi się prognoza, że Paweł Adamowicz wystartuje samodzielnie, Platforma zaś wystawi młodego Wałęsę, to wówczas pozostali kandydaci, nie związani z dotychczasową władzą w Gdańsku są w stanie zawalczyć, bo znacznie zwiększy się ich szansa. Głosy zbliżonego elektoratu, czyli zwolenników PO i Adamowicza siłą rzeczy się rozłożą między Adamowicza a Wałęsę. W drugiej turze więc spotkać się mogą Wałęsa z Płażyńskim. Ten drugi będzie miał za sobą twardy elektorat PiS.
- Szansa się przed młodym Płażyńskim otworzy?
Waldemar Bartelik: Kacper Płażyński jest jednak młodym pretendentem, siłą rzeczy z mniejszym doświadczeniem, ale być może będzie miał szansę przy kandydowaniu Adamowicza i Wałęsy lub innego kandydata PO.
- Nie ma co udawać, samorząd stał się polityczny. No może Gdynia jeszcze tym gra i Samorządność Wojciecha Szczurka, którego być może poprze i PO i PiS i będzie to rzeczywiście porozumienie ponad podziałami, o które nota bene sam zainteresowany nie zabiega...
Waldemar Bartelik: Przed czterema laty wysunęliśmy projekt zarządzania miastem, ale nie jako polityka partyjna, to jednak partie w dużych miastach dominują. Szczurek ma spore szanse by wygrać wybory w pierwszej turze. W Gdańsku zaś, gdybym miał obstawiać, mimo wszystko postawiłbym na Wałęsę. Z niewielką przewagą.
- Lewica w Gdańsku nie ma żadnych szans...
Waldemar Bartelik: O tyle, żeby zaistnieć tak. Ale potrzebuje ona wyrazistego, lewicowego kandydata, o przekazie trafiającym do młodszego pokolenia, do tych, którzy mają ową wrażliwość lewicową, czy inaczej prospołeczną, a czują się zepchnięci na margines...
- Ale chyba nie ma margines życia, bo o tych zadba inna partia przez kolejny "plus", ale na margines dyskusji o polityce i o mieście...
Waldemar Bartelik: Potrzebny jest w tym scenariuszu "fajter", ktoś, kto nie boi się wejść w zwarcie i wie co mówi oraz robi to nie od dziś. Nie ukrywam, że widzę taką kandydaturę.
- Czyżby całkiem niedaleko...
Waldemar Bartelik: Myślimy chyba o tym samym człowieku.
- Czyli?
Waldemar Bartelik: Jako kandydat z własnym komitetem wyborczym Marek Formela mógłby kontynuować nasz program z 2014 roku, dla którego teraz klimat jest o wiele bardziej sprzyjający. Nam partyjny szyld, ani wsparcie, nie jest potrzebne. Widzę więc kontynuatora mojego sposobu zarządzania miastem. Nie wystarczy powiedzieć, że jesteśmy silni, że wszystko wiemy o przeciwniku i - jak pan powiedział - włosy sobie nażelować. Trzeba wyjść na boisko i twardo zawalczyć. Aż kości będą trzeszczały.
- 23/06/2018 15:07 - Talent w roli głównej
- 23/06/2018 15:01 - Piłkarski eksponat miesiąca w MIIWŚ
- 23/06/2018 14:15 - Strategia Lampedusy - PO z Wałęsą o Gdańsk
- 22/06/2018 16:44 - Zmarła Olga Krzyżanowska
- 21/06/2018 17:18 - Prezesi prezydenta - gdański konwój dostatku
- 19/06/2018 13:32 - Ksiądz motocyklista zginął w wypadku drogowym
- 19/06/2018 12:23 - 10. urodziny Filii Gdańskiej WiMBP
- 16/06/2018 21:06 - Radio Gdańsk świętowało 73. urodziny
- 15/06/2018 12:23 - Festyn z okazji 10-lecia Fundacji "Autyzm bez Tabu"
- 13/06/2018 19:14 - 2500 książek dla 1085 uczniów maratończyków w czytaniu