Z prof. Piotrem Czauderną, koordynatorem Sekcji Ochrony Zdrowia Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, kierownikiem Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży GUMED, radnym Miasta Gdańska (2014-2018) rozmawia Artur S. Górski
- Czy Gdańsk wykorzystuje swoje szanse miasta o wielkiej historii, niemałych ambicjach i dogodnym położeniu geograficznym?
Piotr Czauderna: Moim zdaniem Gdańsk swoje szanse wykorzystuje niedostatecznie. Oczywiście nie znaczy to, że w ostatnich latach miasto nie wypiękniało i nie zmieniło się na lepsze. Często miewam gości, na ogół lekarzy, z zagranicy i wszyscy oni są Gdańskiem zachwyceni, mimo że wielu z nich o Gdańsku wcześniej niewiele słyszało. Gdańsk bowiem nie jest za granicą aż tak znany, jak się nam wydaje. Mając taki potencjał mogliśmy zrobić zdecydowanie więcej. Najbardziej bolą mnie ogromne błędy i zaniedbania natury urbanistycznej, jak i jakość architektury w zakresie wielu inwestycji. Wielokrotnie mówiłem o tym publicznie w przeszłości. Wiem, że to oklepane stwierdzenie, ale moim zdaniem Gdańsk naprawdę stał się republiką deweloperów. Miasto przez ostatnie dekady zapomniało komu ma służyć, rozwijając się zapomniało o problemach swoich mieszkańców. Czas by ten trend odwrócić.
- Trudno będzie trend odwrócić skoro, nadal cieszy się znaczącym poparciem prezydent Paweł Adamowicz, człowiek z zarzutami karno-skarbowymi, który czynnie uczestniczył w wątpliwych transakcjach (GPEC), mylił się cyklicznie w wypełnianiu majątkowego oświadczenia, stosunkowo prostego dokumentu, nie widzi konfliktu interesów między posiadaniem akcji dewelopera, a możliwością wpływania na ich kurs? Skąd ten gdański fenomen przekonania, że doświadczony „ekonom” wie najlepiej?
Piotr Czauderna: Nie wiem skąd ów fenomen się wziął. Po prostu nie mieści się to mi w głowie i nie umiem sobie tego racjonalnie wytłumaczyć. No chyba, że przyjmiemy, że Gdańsk oplotła pajęczyna różnorakich interesów, która skutecznie przeciwstawia się wszelkim zmianom i popiera swojego kandydata. Myślę też, że wiele osób nie chce zmian i bolesnej konfrontacji własnych poglądów z rzeczywistością, dlatego woli ignorować powyższe fakty.
- Czy „aksamitna”, stosunkowo łagodna, kampania w Gdańsku będzie skuteczną i przyniesie zmianę?
Piotr Czauderna: Uważam, że Gdańsk potrzebuje zmiany w stylu i priorytetach zarządzania, podobnie jak i zmian personalnych. Potrzebuje też nowej wizji na następnych 20-30 lat. Miasto za bardzo obrosło siecią układów wynikających między innymi z wieloletnich rządów tej samej opcji i tych samych osób. Wiem o czym mówię, bo byłem radnym ostatniej kadencji. Moim zdaniem, jedynym kandydatem, który daje na to rzeczywistą szansę jest Kacper Płażyński. Trzymam za niego kciuki i oddam na niego swój głos, ale czy mu się uda, to już zupełnie inna historia.
- Przed nami ważne dla lokalnych ojczyzn wybory. Ich wynik zależy nie tylko od preferencji uczestników głosowania i kandydatów. Swoją rolę odegra też frekwencja, zwykle oscylująca wokół 45 procent. Czy nie nazbyt niska, jak na ambicje społeczeństwa obywatelskiego?
Piotr Czauderna: Zdecydowanie zbyt niska. Obawiam się jednak, iż wynika ona z niewiary znacznej części społeczeństwa w możliwość zmian i uzyskania jakiegokolwiek wpływu na zarządzanie miastem i kierunki jego rozwoju. Myślę, że istotną rolę odgrywa tu też ogólna niechęć do polityki. Trzeba przyznać, że wybory samorządowe, jak i w ogóle działalność wielu samorządów, w tym gdańskiego, uległy nadmiernemu upolitycznieniu.
- Nie raz i nie dwa słyszę, że nie warto iść na wybory, że lepiej niechaj będzie tak, jak jest, bo przecież – cytując głosy z ulicy - jedni złodzieje już się nachapali więc po cóż nam nowi, którzy będą bardziej pazerni… Czy ów smutny głos z ulicy nie jest pozbawiony racji skoro niektórzy samorządowcy szybko zajęli intratne posady w spółkach Skarbu Państwa? Czy to jest fair wobec wyborców?
Piotr Czauderna: Nie chciałbym tego personalnie komentować, ani nikogo oceniać, choć coś w tym jest, niestety. Wiem, że to pogląd niepopularny, ale moim zdaniem pensje w administracji samorządowej, a już zwłaszcza rządowej, są zdecydowanie za niskie i to rodzi pokusy przejścia do biznesu, gdzie zarabia się o wiele lepiej. Jeśli nie zdecydujemy się dobrze płacić rządzącym polskim państwem, i to na każdym szczeblu, to o dobrej jakości zarządzania możemy jedynie pomarzyć. Nie mówię, że pensje urzędników szczebla centralnego czy samorządowców mają być takie same jak w biznesie, ale jeśli pozostanie tak, jak jest obecnie, to o zmianie polskiego państwa na lepsze możemy jedynie pomarzyć. Bez tego nigdy nie zrekrutujemy do sfery publicznej dobrych fachowców. Dobrze byłoby, żeby wszyscy byli Judymami, ale rzeczywistość jest inna i trzeba brać to pod uwagę. Jest jednak jedno „ale”. Jeśli dobrze zaczniemy płacić, to musimy też zacząć wymagać.
Wywiad udzielony podczas naukowego pobytu profesora Czauderny w USA
- 23/10/2018 12:10 - Tadeusz Cymański: Skromny, ale jednak sukces
- 22/10/2018 12:23 - Wybory samorządowe 2018: Na Pomorzu bez zmian
- 22/10/2018 07:12 - Interwencja wojewody w Pruszczu Gd.: kto dyrektorem ZSOiO?
- 21/10/2018 20:42 - Będzie druga tura w Gdańsku, a w niej wszystko możliwe
- 21/10/2018 16:13 - Gdynia E(x)plory Week 2018
- 19/10/2018 12:42 - Brudno(s)pis wyborczy: Z mroków PRL-u lider PO
- 18/10/2018 18:17 - Agnieszka Trojok: Mieszkańcy mają zyskiwać, a nie tracić na rozwoju miasta
- 18/10/2018 18:02 - Kazimierz Koralewski: Czy wyzwolimy się ze zbiorowego syndromu sztokholmskiego?
- 18/10/2018 17:54 - Jak oddać głos by go nie zmarnować
- 18/10/2018 10:10 - Zagadka okólnika czyli jak ubezpieczać w Gdańsku