Lizanie ran.
Rozmowa z Andrzejem Głowackim, prezesem Zarządu DGA S.A. w Poznaniu, doradcą przy restrukturyzacji Stoczni Gdynia S.A. i Stoczni Szczecińskiej Nowa sp. z o.o.
- Na czym polega rola pana firmy we wspieraniu zwalnianych z pracy stoczniowców?
- Realizujemy - na zlecenie Agencji Rozwoju Przemysłu – projekt wspierania zwolnionych pracowników ze Stoczni Gdynia S.A. i Stoczni Szczecińskiej Nowa sp. z o.o. w ich funkcjonowaniu po zamknięciu tych zakładów.
- Ile osób Stoczni Gdynia S.A. straciło pracę?
- Stocznia Gdynia S.A do końca maja 2009 roku zwolniła łącznie 5200 osób, z czego - do naszego Programu Zwolnień Monitorowanych – weszło prawie 4400 byłych pracowników Stoczni.. Statystyczny gdyński stoczniowiec z tego grona 4400 osób przystępujących do PZM to: mężczyzna z wykształceniem zawodowym, w średnim wieku 51 lat, zatrudniony w Stoczni Gdynia S.A. od 15 do 25 lat. Ma wysokie kompetencje, duże doświadczenie, aczkolwiek - niszowe.
- Co to znaczy?
- Czyli doświadczenie związane z realizacją pewnego odcinka pracy. Ponadto zwolnieni są bardzo silnie związani z grupą, w której funkcjonują, to widać w czasie realizacji projektu. I są to ludzie, którzy zaryzykuję stwierdzenie – w 90 procentach nie funkcjonowali nigdy na konkurencyjnym rynku pracy. Nie bywali u pracodawców, nie starali się o nową pracę, nie pisali cv. Praca w stoczni była ich życiem, satysfakcjonowała ich zawodowo, finansowo też, myślę. Rzeczywiście dla większości z nich 30 maja 2009 roku był bardzo trudny i przełomowy, wywołał niepewność o dalszą egzystencję i wiele pytań.
- Jakie świadczenia pieniężne otrzymali stoczniowcy po zwolnieniu?
- Po otrzymaniu zwolnienia od razu podpisali umowę przystąpienia do Programu Zwolnień Monitorowanych. Zgodnie z prawem kompensacji przez sześć miesięcy są pracownikami Agencji Rozwoju Przemysłu, otrzymują świadczenia pieniężne, mają ubezpieczenie. Oprócz tego każdy otrzymał odprawę od 20 do 60 tysięcy złotych w zależności od stażu pracy. Jest to okres przejściowy, kiedy te osoby mają znaleźć się na rynku pracy. Byli zobowiązani, żeby spotkać się z doradcą zawodowym, z którym rozmawiali na temat możliwości zatrudnienia i wykorzystania swoich kwalifikacji. W tym czasie biorą udział w szkoleniach, szukają pracy.
- Jak i gdzie to się wszystko odbywa?
- Realizujemy duże przedsięwzięcie, jako firma zatrudniliśmy w tym celu około 120 osób. Działaliśmy najpierw na terenie Stoczni Gdynia S.A. w tzw. budynku Pentagon. Potem, gdy Stocznia została w końcu maja zamknięta, przenieśliśmy się na Aleję Polską 23, część doradztwa odbywa się przy stoczni w budynkach Euro Medicusa, część przy ulicy Świętojańskiej, część w Wejherowie i w Pucku. Staramy się otwierać biura projektu w miejscach położonych blisko miejsca zamieszkania zainteresowanych.
- Nie trwa to codziennie przez osiem godzin, jak dotąd, czy byli stoczniowcy nie odczuwają psychicznego załamania?
- Osoby zwolnione z końcem maja ze Stoczni ostatnie trzy miesiące pracy – marzec, kwiecień, maj 2009 miały bardzo trudne. Mieli wakacje, wielu nadal odpoczywa, rozgląda się za pracą, niektórzy remontują mieszkania, pracują na działkach. Były przypadki, że zwolnione osoby były załamane. Nie widzimy na razie oznak depresji wśród stoczniowców.
- Sześć miesięcy szybko minie, czy wszystkim się uda znaleźć zatrudnienie?
- Dwadzieścia lat temu zdecydowaliśmy się żyć w gospodarce wolnorynkowej i dzisiaj nie ma takiej siły sprawczej żeby zobowiązać pracodawców, przedsiębiorców, żeby w oparciu o relatywnie wysokie wynagrodzenia zatrudniały zwolnionych stoczniowców. Te osoby znajdują się na konkurencyjnym rynku pracy, a więc muszą dostosować się do gry, która obowiązuje. Dzisiaj sytuacja na rynku pracy jest bardzo trudna. Przedsiębiorcy – jak ja to nazywam – liżą rany po kryzysie. To znaczy mają jeszcze w pamięci okres trzech, sześciu miesięcy, kiedy zwalniali swoich pracowników. Bo – praktycznie – każdy przedsiębiorca i na Pomorzu i Wielkopolsce, niektórzy o 30 proc., inni więcej, a niektórzy w ogóle pozamykali zakłady. Trudno się dziwić, że mając to w pamięci nie otwierają szeroko bram swoich firm i nie zatrudniają innych na stałe umowy z wysokimi wynagrodzeniami.
- Jakie możliwości pana firma proponuje?
- Szkolenia, które realizujemy, dają szansę dostosowania wykształcenia do potrzeb, które zgłasza rynek pracy. A potrzeba: ochroniarzy, pracowników związanych z projektami infrastrukturalnymi, na przykład przy budowie kolejki, czy stadionu – do obsługi koparko – ładowarek, żurawi. Centra logistyczne poszukują pracowników. Zmienia się zapotrzebowanie.
- Co robić, gdy pracodawcy nie są zainteresowani zatrudnianiem na umowę o pracę?
- Pracodawcy obawiają się, że za chwilę będą musieli nowo zatrudnione osoby zwolnić, więc chcą usługę zlecić. Trzeba zaproponować więc coś innego. Jeżeli dzisiaj realizujemy – chociażby tu na Wybrzeżu – stadion i za chwilę będzie spawana kopuła, zaraz potem pomalowana, to firma, która wygrała przetarg, Hydrobudowa Polska, nie chce zatrudnić na umowę o pracę malarzy, tylko zleci firmie lokalnej pomalowanie. I jeżeli my – w oparciu o stoczniowców – będziemy zdolni do stworzenia takiej mikro firmy przy wsparciu Inkubatora Przedsiębiorczości, damy jej wyposażenie, to jest szansa, że taka firma zacznie usługi realizować. Małych firm powstaje w Polsce coraz więcej. Szukamy innych rozwiązań i będziemy proponować usługi.
- Czy są już konkretne efekty w postaci stworzenia takich firm w ramach Programu Zwolnień Monitorowanych?
- Spotkaliśmy się z liderami – osobami, które były na kierowniczych stanowiskach w Stoczni, które są zainteresowane podjęciem wyzwania. Rozmawiamy z nimi. Najpierw chcemy u pracodawców poczynić dobre rozpoznanie na usługi a potem pod to zbudujemy zespoły stoczniowców, które będą mogły prace realizować.
- Czy zwolnieni stoczniowcy wychodzą naprzeciw tym działaniom?
- Dziś jest nieco za wcześnie na stawianie diagnozy, bowiem zdecydowana większość z nich pobiera świadczenia pieniężne, a wiec ma zagwarantowany byt. Bardzo często spotykamy się z tym, że te osoby wręcz chcą odpocząć i nie wykazują specjalnej aktywności, co wydaje się naturalne. Ale te szkolenia, na które idą ich cieszą. Wielu – po 20 latach pracy na przykład na stanowisku montera – dochodzi do wniosku, że może teraz coś innego będzie można robić, praca będzie lżejsza, niekoniecznie na świeżym powietrzu, jak do tej pory. To jest szansa zmiany życia. Szkolenia są dofinansowywane w całości, stoczniowcy nie płacą za nie, chętnie na zajęcia uczęszczają.
A z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że proces poszukiwania ofert pracy będzie rozłożony w czasie i na pewno nie uda się szybko dla wszystkich znaleźć pracę w grudniu. Dla większości zwolnionych stoczniowców 30 listopada kończyć się będą świadczenia, 1 grudnia powinni więc podjąć pracę. Trzeba mieć świadomość, że żaden pracodawca nie zatrudnia w grudniu pracowników, bo w tym miesiącu jest najwięcej dni wolnych, obroty są mniejsze o połowę. Na pewno stoczniowcy muszą mieć wkalkulowane to, że pracodawcy wrócą na rynek pracy w lutym i marcu 2010 roku.
- A wiec kiedy będą konkretne efekty działań DGA?
- Myślę, że ocenę wstępną będzie można wykonać w pierwszym kwartale 2010 roku. Podejście wielokierunkowe jeżeli chodzi o poszukiwanie pracy - poprzez zespoły z liderami i współpracę z Powiatowym Urzędem Pracy - daje szansę na to, że bardzo wiele osób powinno odnaleźć się na nowym rynku pracy.
Katarzyna Korczak
Fot. Z arch. DGA S.A. w Poznaniu
< Poprzednia | Następna > |
---|
- 19/11/2009 19:12 - Rozmowa z Hanną Uzdowską
- 14/11/2009 12:54 - Rozmowa ze Stachurskim
- 14/11/2009 12:50 - Rozmowa z oficerem prasowym
- 06/11/2009 09:28 - Rozmowa z Andrzejem Jaworskim
- 31/10/2009 17:37 - Rozmowa z Dariuszem Gobisem
- 31/10/2009 17:31 - Rozmowa z Tomasz Kafarskim
- 31/10/2009 17:27 - Rozmowa ze Sławomirem Nowakiem
- 22/10/2009 09:53 - Mówi:Ivans Lukjanovs
- 22/10/2009 09:45 - Rozmowa z Jerzym Jastrzębowskim
- 22/10/2009 09:38 - Rozmowa z Januszem Kaczmarkiem