Z KONTRY
To nie pierwsza randka więc zacznę od wyznania. Żużel, to jeden z moich najbardziej ulubionych sportów. Może dlatego, że walczy sie tam najczęściej na całego. A może dlatego, że Ojciec zabierał mnie na wyścigi z udziałem Kamrowskiego i Kaiserów. Ale z pewnością i dlatego, że byłem w Bydgoszczy gdy Zenek Plech zdobywał swój pierwszy tytuł Mistrza Polski. A później Heniek Żyto opowiadał mi przy koniaczku jak podczas wyścigu motocykl rozleciał mu się na dwie części... Ponad 20 lat temu młodziutki, szczupły chłopak podczas treningu na torze Wybrzeża powiedział mi do mikrofonu, że chce być mistrzem świata. To był oczywiście Tomasz Gollob.
Dziś jednak patrzę na to co dzieje sie w tym sporcie z dużą dozą niepokoju. Mimo iż Polacy są najlepsi na świecie, a w naszych ligach jeżdżą wszyscy najlepsi. Wszystko przez wszechobecnie rządzący szmal. Nie czarujmy się. Te sukcesy to w decydującej mierze skutek polskiego fenomenu. Olbrzymiego zainteresowania kibiców. 15-12 tysięcy na meczach najlepszych zespołów w Polsce i... 373 osoby w szwecji. U nas 6-7 tysięcy na meczach I i II ligi. 1200 kibiców na spotkaniu angielskiej ekstraklasy...
Czego się więc obawiać? Przede wszystkim: kurczącej się widowni i wyścigu stawek. Wprowadzenie tzw. przeliczników KSM tak na serio niewiele zmieniło. Mocarze: Gorzów, Zielona Góra, Toruń i Rzeszów jeszcze się dozbroili /podobnie jak Polonia Bydgoszcz w I lidze/. Mimo braku oficjalnych danych uważny czytelnik dobrze poinformowanego Tygodnika Żużlowego łatwo się zorientuje, że w najlepsze trwa dyktat zawodników. Nowe przepisy o konieczności startów polskich młodzieżowców włączyły do tej gry również najmłodszych. Mądra skąd inąd decyzja Unii Leszno by nie ulegać żądaniom Pawlickich - to wyjątek!
Już dziś słabo dyszą: Wrocław i Częstochowa. W tej sytuacji powiększanie ekstraligi wydaje się nielogiczne.I chociaż patriotyzm lokalny i chęć oglądania najlepszych w Gdańsku nakazują bić brawo tej inicjatywie - rozum podpowiada, że niekoniecznie. Zewsząd słychać głosy o dotąd nie spłaconych zobowiązaniach klubów. A przeciez one nie znikną. Wiara w cuda? Tymczasem najlepszym i tym z dobrym /niskim/ KSM ani w głowie zmniejszyć oczekiwania. I nie można się temu dziwić. Kto bowiem powie pracodawcy: chcę mniej. Ale mądry pracodawca powinien oferować tyle ile ma. Tymczasem ...
W Gdańsku nie było szaleństw transferowych. No i dobrze. Bo przy powiększeniu ekstraligi awans jest na wyciągnięcie ręki. O ile Ward nie będzie stałym bywalcem nocnych klubów, Hlib nie przytyje, a Zetterstroem weźmie przykład z Golloba a nie Jagusia. Przy spełnieniu tych warunków nawet jak pęknie balon z napisem "polski żużel" - pozostanie nadzieja, że w Gdańsku wróci atmosfera czasów: Kamrowskiego, Kaiserów, Żyty, Plecha, Gollobów. I że warto będzie przychodzić na stadion przy Elbląskiej.
Jan Lindner
- 01/03/2011 16:06 - Kibole
- 25/02/2011 18:55 - Jeden procent konstytucyjnej filantropii
- 25/02/2011 18:53 - Pyrrus z Sopotu
- 22/02/2011 16:52 - Zbudujemy nowe… getto
- 18/02/2011 19:40 - Gwiazdy POleciały
- 10/02/2011 18:18 - 14
- 04/02/2011 18:00 - Jacek Pauli: Mucha na zimno
- 04/02/2011 17:44 - Jan Lindner: Dziurawy kosz
- 27/01/2011 18:56 - Po polsku...
- 27/01/2011 18:51 - Gdańsk czyli enklawa publicznego dobrobytu