Największy od 26 lat strajk ogólnopolski w oświacie trwa. Co prawda jest cień szansy na porozumienie między rządem a stroną społeczną, ale jest ona bardzo wątła. Ta szansa to Okrągły Stół. – Okrągły stół na temat oświaty będzie trwał dłużej niż jedno posiedzenie. Jego efektem powinno być wypracowanie rozwiązań prawnych - powiedziała we wtorek w jednym z programów telewizyjnych wicepremier Beata Szydło.
Marcin Horała, pomorski lider PiS w rozmowie z nami przekonuje, że zarobki nauczycieli rosną, a nauczyciel dyplomowany zarabia średniorocznie 5600 zł brutto, licząc cały finansowy transfer średnioroczny.
– Taki jest wymóg ustawowy i nie może być inaczej, a jeśli w jakiejś gminie jest on mniejszy, musi organ prowadzący wypłacić 14-nastkę – przekonuje poseł Horała.
Jednak rząd z kolei przekonuje, że w tym roku podwyżka wyniesie 15 procent. Tyle, że licząc 5 procent od stycznia br. i 9,6 proc. od września br. w ujęciu rocznym daje nam 8,2 proc., a nie 15 proc.
I z tym wyliczeniem poseł PiS polemizuje:
– I tak też można, jak komuś zależy, by koniecznie zaniżyć wyliczenie. Jeśli ktoś na przykład zarabia 2 tysięcy złotych, a od czerwca dostanie 200 złotych to powie, że dostał podwyżkę o 10 procent od czerwca, a nie że dostał w tym roku podwyżkę o 5 procent – argumentuje Marcin Horała.
Jego zdaniem postulaty ZNP zostały skrojone tak, żeby „były nie do spełnienia”, a zbudowana akcja propagandowa jest skierowana na „czułe punkty w mentalności pedagogów” oraz dodaje:
– Z prowadzonych od lat rozmów z wieloma nauczycielami, widzę, że niestety w tej grupie zawodowej jest skłonność, żeby kilku faktów tyczących wynagrodzeń nie przyjmować do wiadomości, czyli trzynastki, wyrównania urlopowego – wylicza poseł.
I dodaje, że koalicja Zjednoczonej Prawicy zdecydowała się na obniżenie wieku emerytalnego w ramach odejścia od reformy „67”, zaaplikowanej przez rząd Donalda Tuska, podwyżkę dodatku za wychowawstwo (nie wszyscy nauczyciele są wychowawcami, a dodatek wypłaca samorząd – dop. red.). Pojawił się też argument 500 złotych na każde dziecko, tyle, że poseł zauważa w przeciwieństwie do ministra Szczerskiego, że w tej grupie zawodowej już jest proporcjonalnie wiele matek z dziećmi w wieku szkolnym. Poseł Horała zauważa, że strajki nie wybuchły w 2014 roku, gdy nie było podwyżek, ani nawet w 2017 roku, gdy była tylko zwykła waloryzacja.
Tyle, że teraz nauczyciele chcą być beneficjentami wzrostu gospodarczego i wyników budżetu, którymi chwali się cyklicznie rząd, uruchamiając też kolejne „piątki” i transfery społeczne.
Te argumenty zapewne pojawią się przy okazji Okrągłego Stołu w sprawie oświaty, który staje się pilnym.
– Na pewno Okrągły Stół będzie trwał dłużej niż jedno posiedzenie. Na pewno będzie więc potrzebna ze strony rządu reprezentacja, która będzie miała czas, będzie się mogła zaangażować i w perspektywie będzie potem odpowiadać i pracować nad projektami. Ja wyobrażam sobie, że to będzie wypracowanie pewnych rozwiązań prawnych – powiedziała wicepremier Szydło w rozmowie z Konradem Piaseckim i dodała, że premier Mateusz Morawiecki już zapowiedział, że będzie patronem Okrągłego Stołu.
Wicepremier Szydło uważa, że trzeba zastanowić się, czy obecny system kształtujący wynagrodzenia pedagogów jest systemem odpowiadającym zmieniającej się rzeczywistości.
Z kolei Jarosław Gowin pytany 15 kwietnia br., dlaczego mimo próśb nauczycieli i listu do premiera Morawieckiego podpisanego przez nauczycieli z ponad 100 placówek o spotkanie jeszcze przed świętami, odpowiedział pytaniem: czy chodzi o PR-owy show, czy chodzi o rzetelny namysł nad przyszłością polskiej oświaty?
Z kolei na popołudniowej konferencji prasowej premier Morawiecki powiedział o "potrzebie głębokiej naprawy systemy oświaty". Pojawiły się zatem pytania o dotychczasowe ponad trzyletnie działania minister edukacji Anny Zalewskiej.
– Jeżeli chcemy naprawiać państwo, to trzeba wejść w głęboką naprawę systemu oświaty. Czas dojrzał do tego, żeby powiedzieć: jest potrzebna głęboka reforma całego systemu oświaty – powiedział Morawiecki.
Tymczasem w czasie wprowadzania zmian w systemie oświaty wracając do modelu 8+4 szefowa MEN mówiła od 2016 roku właśnie o wielkiej, policzonej i głębokiej zmianie, która uzdrowi polską szkołę i zbliży ją do najwyższych standardów.
Do tej pory nie wiadomo dokładnie jakie będą nowe propozycje rządu.
Przełom miała przynieść już zakończona fiaskiem runda negocjacyjna z początku kwietnia br. Wicepremier Szydło proponując w piątek 5 kwietnia br. na konferencji prasowej, ku zaskoczeniu związkowców, zwiększenie pensum nawet do 24 godzin i przedstawiając wykresy mające uprawdopodobnić niższą wydajność pracy nauczycieli niż w innych państwach OECD wysłała sygnał do opinii publicznej: nauczyciele pracują mało, a my im dajemy 8,1 tys. zł w 2023 roku. Przygotowali je najprawdopodobniej pracownicy MEN, a a uzupełnili o dane zebrane swego czasu dane – jednego z kuratoriów oświaty. Zostały w programie PowerPoint „wrzucone” na konferencji ku zaskoczeniu strony społecznej. Miał to być „Nowy pakt dla oświaty”.
Pokazują one wzrost płacy nauczyciela dyplomowanego przy założeniu, że rosłoby też jego pensum, czyli liczba godzin lekcyjnych przepracowanych przy tablicy, z obecnych 18 godzin do 22-24 godzin. Przy pensum 24 godzin zarobki brutto osiągnęłyby wg wyliczenia zaprezentowanego przez Szydło 8 100 zł w 2023/24 roku. Propozycja została przez związkowców odrzucona.
Obecnie obowiązkowe pensum wynosi, zgodnie z Kartą nauczyciela, 18 godzin lekcyjnych i każdy nauczyciel, nauczycielka, musi prowadzić w tygodniu 18 lekcji, co daje 13,5 godzin zegarowych.
Do tego jeszcze zebrania z rodzicami, rady pedagogiczne, buchalteria, wypełnianie e-dzienników, korespondencja, wycieczki i olimpiady przedmiotowe, konkursy, koła zainteresowań, udział w życiu społecznym gmin, przygotowanie i sprawdzenie sprawdzianów i prac domowych, a do tego samokształcenie i doskonalenie zawodowe.
Nauczyciela obowiązuje 40-godzinny tydzień pracy. Z kolei z badań wynika, że nauczyciele dodając ich pracę w domu pracują tygodniowo nawet 47 godzin.
W zbiorowym ponadzakładowym układzie pracy Karta nauczyciela w art. 35 dopuszcza ona nadgodziny w wysokości do połowy pensum, czyli maksymalnie 27 godzin lekcyjnych tygodniowo. Na dobrą sprawę trudno o obiektywne i precyzyjne dane, ile średnio nadgodzin w tygodniu biorą nauczyciele (około 4,5 godzin lekcyjnych).
W dużych miastach, np. w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, nauczyciele przedmiotów ścisłych i języków obcych wykorzystują w stolicy tyle, na ile prawo pozwala. Ale już mniej nadgodzin mogą uzbierać nauczyciele w małych miejscowościach, ci ledwie wygospodarowują jedno pensum 18 godzin. Stąd termin „nauczyciel obwoźny”, który ma uzbierać godziny w kilku podstawówkach.
W UE dla przykładu w Bułgarii i Chorwacji pensum to 12-14 godzin, w Finlandii – 18, w Niemczech – 20, a w Hiszpanii – 25. Ale tu uwaga! Jak wynika z badań OECD za 2013 rok, nauczyciele w polskich gimnazjach pracowali przy tablicy średnio aż 18,6 godzin zegarowych w tygodniu, co oznacza 25 lekcji (po 45 minut). Przekraczali pensum o blisko 40 proc.
W tych samych badaniach średnia w OECD wynosi 19,6 godzin przy tablicy. Krócej niż w Polsce pracowali w dostępnych danych OECD za 2013 rok nauczyciele w Szwecji, Włoszech i Rumunii. Nie sposób jednak dzisiaj wyliczyć i porównać wyników z gimnazjów w 2013 roku sześć lat później. I to po cofnięciu systemu oświaty do modelu 8+4 (prowadzonego od 1965 roku do 1999 roku i od 2016 roku).
Co zatem wynikało z owej prezentacji strony rządowej?
Ano to, że propozycja rządu de facto nie zwiększy faktycznej liczby godzin realnej pracy nauczycieli. Tyle, że byliby oni wynagradzani nie z tytułu nadgodzin lecz powiększonego pensum. Pozorna „podwyżka” byłaby więc jedynie zmianą tytułu wynagrodzenia. Koszt nauczycielskiej pracy dla budżetu państwa pozostałby właściwe ten sam. Na dodatek doszłoby do realnej groźby zwolnień części nauczycieli (ok. 10-15 proc.) w związku z podniesieniem pensum ich kolegom/koleżankom. Na ten fakt zwrócili też uwagę związkowcy w rozmowach z dziennikarzami.
Wymiana informacji między dziennikarzami informującymi opinię publiczną o zdaniu związkowców spotkała się nawet z reprymendą wicepremier Szydło i ministra Dworczyka jako nieeleganckie (sic!). Teraz nauczyciel może pracować więcej (nadgodziny) po „pakcie” – by musiał. Taka jest różnica.
Co do argumentu rządu, iż spada liczba uczniów na nauczyciela czyli do 11 (uwaga: średnia liczebność „klasy”, czyli oddziału jest dwukrotnie większa) nie powinna być zmartwieniem MEN, bo daje to szanse na lepszą edukację. Poza tym liczba uczniów przypadających na nauczyciela rośnie po 2017 roku, a 1 września będzie podwójna kumulacja roczników. W roku 2017/2018 średnia wielkość oddziału w podstawówce wynosiła 18 osób, a w gimnazjum 21.
ASG
- 24/04/2019 19:32 - Zgromadził majątek w Brukseli, skąpi na pensje rodaków
- 24/04/2019 17:49 - Wielka Zbiórka Książek 2019 dla ZACZYTANYCH BIBLIOTEK
- 23/04/2019 08:32 - Apel radnych PiS w sprawie klasyfikacji maturzystów
- 19/04/2019 18:41 - Ukrywali Żyda pod okiem gestapo
- 18/04/2019 16:08 - Jarosław Sellin: 4 czerwca lud się wypowiedział...
- 16/04/2019 08:24 - Miejski krezus zastępcą Dulkiewicz - czy trafi do rady GPEC?
- 14/04/2019 18:03 - Zmarł rektor Politechniki Gdańskiej prof. Jacek Namieśnik
- 11/04/2019 16:38 - Antoni Szymański: Piątka senatora Szymańskiego
- 10/04/2019 20:46 - O historii Drukarni Gdańskiej w Stacji Orunia
- 10/04/2019 10:58 - Tragedia lotu Tu-154M i niemoc państwa