Apel w sprawie ochrony samorządu przed rządem chcą przyjąć gdańscy radni PO. Podnoszą w projekcie, że "stworzyliśmy reguły społeczne i ramy prawne", by decydować o swoich małych ojczyznach, które odpowiadają za dużą część polskiego sukcesu i "zmieniły warunki życia". Pod apelem podpisała się szefowa klubu PO, b. asystentka prezydenta Gdańska, Aleksandra Dulkiewicz. W małej ojczyźnie Pawła Adamowicza jego warunki życia instytucje samorządu odmieniły diametralnie. W minionej dekadzie z zajęć ubocznych w radach nadzorczych zarobił ok. 1,1 mln złotych. - Zamiast apelu należy rozważyć pilnie, by w radach kluczowych spółek komunalnych naprzemiennie lokować przedstawicieli opozycji i władzy - mówi Marek Formela, b. kandydat SLD na prezydenta Gdańska.
"W ramach prawnych", które tak urzekły radnych PO prezydent Gdańska odnalazł się znakomicie, znacznie lepiej niż burmistrz Lipska, któremu sprzedał gdański ciepłociąg publicznie promując sprzedaż rodowych gdańskich sreber jako pożądaną prywatyzację. Dr Burkhard Jung za nadzór nad koncernem, który eksploatuje wartą 4 mld euro przestrzeń komunalną Lipska pobiera rocznie 1800 euro ryczałtu. W najgorszym dla siebie, niepełnym 2007 roku, prezydent Paweł Adamowicz zarobił w spółce burmistrza Junga 25 900 zł - i tak 3 razy więcej od swojego chlebodawcy. W "ramach prawnych", które zastęp polityczny PO uważa za godne szczególnej ochrony, Paweł Adamowicz wydał zarządzenie nr 286, które obywatela Pawła Adamowicza zmusiło do pracy w nowym środowisku gospodarczym. Nie był bowiem wcześniej znany ze znajomości biznesu ciepłowniczego, pracą tą zajmowali się jego ówcześni partnerzy z zarządu miasta: Marek Kostecki, Jerzy Gwizdała, Henryk Woźniak i inni.
Kolejne lata były już wyraźnie lepsze dla obywatela Adamowicza i jego rodziny. Zajmowanie się resztówką gdańskich udziałów w GPEC w latach 2008 i 2009 przyniosło mu odpowiednio 36 tys. zł i 39 tys. złotych. Znaczący przełom nastąpił w 2010 roku. Paweł Adamowicz za pracę, którą sobie powierzył, otrzymał już 74 tys. zł. Nic dziwnego, że rosła jego pojemność kredytowa i wiarygodność u bankowców, z którymi rozwijał sieć swoich mieszkań. Nawet strych o pow. 78,9 m2, który najpierw przedstawiał jako "adoptowany" stał się po prostu mieszkaniem. Z wynajmu licznych mieszkań w dobrym roku prezydent wziął ponad 120 tys. złotych. W najlepszym roku mieszkań miał aż 7, mylił się więc w ich wymienianiu, co zdaniem prokuratury kłóciło się z "regułami społecznymi i ramami prawnymi".
Udziałowcy GPEC, w tym gmina Gdańsk, w kolejnych latach nie szczędzili podwyżek swoim funkcjonariuszom. Przewodniczący rady nadzorczej z Gdańska, rok w rok kosztował spółkę coraz więcej, ale spółka coraz lepiej eksploatowała gdański ciepłociąg. W 2011 prezydent Gdańska dodatkowo zarobił 78 tys. złotych, a od 2012 zaczyna przekraczać rocznie 80 tys. złotych, co w minionej dekadzie daje imponujący dochód łączny w wysokości 700 tys. złotych.
Z mocy ustawy przedstawiciel gminy jest też przewodniczącym rady nadzorczej portu gdańskiego. Paweł Adamowicz znalazł odpowiedniego kandydata. Tym kandydatem samorządu Gdańska został Paweł Adamowicz. Zajęcie to, zrazu niskopłatne, w roku 2005 tylko 16,4 tys. zł, z czasem też stało się istotne finansowo i od 2010 roku zapewniało co najmniej 40 tys. zł dodatkowych dochodów. W sumie, port nie GPEC, ale 440 tys. zł warte było dodatkowego wysiłku. Tym bardziej, że jak to wynika z kalendarza prezydenta, posiedzenia GPEC i portu, dało się umieścić w codziennym grafiku zajęć prezydenta - między czytaniem korespondencji, spotkaniami współpracownikami i otwieraniem "orlików"- opłaconym już z budżetu.
W sumie, w "ramach reguł społecznych i prawnych", o których zachowanie apeluje była asystentka prezydenta, jego przyszła zastępczyni, prezydent zarobił ponad 1,1 mln złotych, a wynagrodzenie za pracę zbliża się do 2 milionów złotych.
Czy to z tego powodu radni PO chcą publicznie wyrazić swoje zaniepokojenie proponowanymi zmianami w ordynacji wyborczej, próbą psucia państwa i atakiem na niezależność wspólnot samorządowych?
Wspólnota nie ucierpi, jeśli radca prawny Paweł Adamowicz otworzy wreszcie własną kancelarię i będzie zarabiał więcej niż 10 tys. złotych, które prezes SN Małgorzata Gersdorf widzi jako minimum socjalne na prowincji. Łatwo też sobie wyobrazić, że w radzie nadzorczej GPEC i portu interesy miasta reprezentują przedstawiciele opozycji naprzemiennie z władzą - na przykład Jaromir Falanysz i Aleksandra Dulkiewicz.
Tolerowanie przez radnych PO sytuacji, w której Paweł Adamowicz osiąga korzyść osobistą z zajmowanego stanowiska to przykład nepotyzmu urzędniczego, który kompromituje instytucje samorządu. Zagrożenie dla samorządności i wolności obywateli, które Paweł Adamowicz deklamował we wtorek w Brukseli zaczyna się od jego osobistej hipokryzji, akceptowanej przez środowisko z którego się wywodzi i któremu sprzyja.
Prezydent Gdańska sam w sobie i jego oświadczenia majątkowe są najlepszym argumentem za natychmiastowym wprowadzeniem kadencyjności władzy wykonawczej w samorządach. Apel radnych PO to sentymentalny lament władzy, która nie chce być opozycją. Woli spierać się z rządem niż ucywilizować swojego lidera.
(sa,mat)
- 08/03/2017 16:44 - PO za, PiS przeciw - "Apel w obronie niezależności samorządów" przyjęty
- 08/03/2017 16:07 - Miasteczko strajkowe z okazji Dnia Kobiet
- 08/03/2017 15:21 - Porozumienie w Operze
- 07/03/2017 20:49 - Dyskusja o roli rad rodziców w systemie oświaty
- 07/03/2017 17:37 - O Sopocie bez sopocian
- 06/03/2017 12:49 - Sąd Najwyższy oceni sprawę Pawła Adamowicza
- 06/03/2017 07:48 - Borusewicz przewodniczącym Kolegium Programowego ECS
- 04/03/2017 10:36 - Janusz Śniadek: Między biznesem a transferami społecznymi
- 04/03/2017 10:33 - Gazeta Sopocka: Karnowski jak Ludwik XIV
- 02/03/2017 22:45 - Agitacja Kowalczuka. Prezes PFS pod dyktando PO