Obchodzimy właśnie rocznicę 15-lecia formalnej obecności Polski w Unii Europejskiej. Towarzyszą temu jubileuszowi m.in. koncerty, wykłady, spotkania, sesje naukowe i inne uroczystości. Ogólny bilans naszej obecności w UE jest oczywiście pozytywny, a skok cywilizacyjny, jak się dokonał, jest bezdyskusyjny. Chociaż – jak to często bywa – nie każdy z nas i nie zawsze musi zgadzać się z wszystkimi unijnymi pomysłami i dyrektywami, które często bywają doprowadzone do absurdu.
To oczywiście niezwykle ważna rocznica dla naszej narodowej tożsamości i ciągle młodej polskiej demokracji. Ja osobiście wolę jednak taką wersję historii, w której Polska nigdy przecież nie przestała być częścią europejskiej wspólnoty, tylko została przez swoich zachodnich sojuszników – w pewnym sensie – zdradzona i sprzedana kremlowskiemu, dziobatemu i wąsatemu władcy za ułudę światowego pokoju. Nowy podział stref wpływów, usankcjonowany Jałtą, na wiele lat nie tylko pozbawił nas suwerenności, ale umieścił na peryferiach Europy. Ale przecież wciąż była to jednak Europa! Dzisiejsze dyskusje na temat Europy dwóch prędkości, czy też Europy różnych miar, w której głównymi rozgrywającymi są wciąż Niemcy i Francja, są jednak nie tylko uzasadnione, ale może w końcu pomogą – choćby w części - zmienić zdecydowanie zbyt zbiurokratyzowaną Unię Europejską w strukturę przyjazną, w której wszyscy będą mieć nie tylko równe prawa, ale i obowiązki.
Dlaczego zebrało mi się nagle na takie jubileuszowe rozważania? Będę do bólu szczery. Zbulwersował mnie po prostu tytuł artykułu na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”. Artykułu podsumowującego „nasze 15 lat w UE”. „Kto zdradza Unię, zdradza Polskę!” – ogłosiła w ten sposób swoje piórem Marka Beylina credo gazeta, która kiedyś powstawała podobno po to, żeby bronić wolności (nie tylko słowa), suwerenności i demokracji. Dziś głosi ona, że im więcej Unii w państwie, tym dla niego lepiej.
Jakoś w tym kontekście zupełnie mnie nie dziwi, że przypadająca w tym samym czasie niezwykle ważna dla naszej suwerenności i wolności 95-ta rocznica przyjęcia złotego jako waluty narodowej została niemal zupełnie przemilczana. 29 kwietnia 1924, w ramach rewolucyjnej wręcz reformy pieniężnej ówczesnego ministra finansów Władysława Grabskiego, „złoty polski” został bowiem oficjalnie wprowadzony do obiegu jako waluta narodowa, zastępując zdewaluowaną markę polską (pochodzącą jeszcze z czasów regencyjnego Królestwa Polskiego). Czyżby upamiętnianie takiej rocznicy w jakikolwiek sposób było sprzeczne z polską racją stanu, czy też może godziło w interes strefy euro? Czyżby samo wspomnienie waluty narodowej stanowiło już dziś zdradę ideałów Unii Europejskiej? A może zdrajcami są już nawet ci, którzy tylko głośno zastanawiają się czy lepsza jest Europa ojczyzn czy regionów? I czy zdrajcą swojego narodu będzie w takim razie każdy przeciwnik niektórych unijnych absurdów? Kto i jaką miarą będzie oceniał winę takiego zdrajcy?
Dlatego uważam wspomniany tytuł na pierwszej stronie ogólnopolskiej gazety za ewidentne dziennikarskiej nadużycie, które z założenia miało zdeprecjonować wszystkich wątpiących w „jedynie słuszną” ideę Unii Europejskiej. Ale jest jeszcze jeden, istotniejszy aspekt takiego sformułowania. W moim mniemaniu odziera ono bowiem z prawdziwego znaczenia pojęcie patriotyzmu. Które dla ojczyzny i narodu jest - moim zdaniem - bezdyskusyjnie najważniejsze.
Jerzy Krajnoch
- 23/05/2019 18:17 - Akapit wydawcy: Koalicja grochu z kapustą
- 23/05/2019 18:15 - Organizacje pozarządowe do wynajęcia
- 16/05/2019 19:00 - Akapit wydawcy: Wrzody Westerplatte
- 16/05/2019 18:56 - Mira Ryczke-Kimmelman, Sopocianka, która przeszła piekło niemieckich obozów
- 09/05/2019 21:00 - Akapit wydawcy: Rozmiar bęcwała
- 30/04/2019 19:14 - Akapit wydawcy: Impresje majowe
- 26/04/2019 19:33 - Co właściwie świętujemy 4 czerwca?
- 25/04/2019 19:51 - Akapit wydawcy: Damy paradne
- 18/04/2019 18:59 - Akapit wydawcy: Jaja gdańskie
- 17/04/2019 17:09 - Armée Catholique et Royale