Miała niespełna osiemnaście, kiedy zginęła z rąk ubeckich katów. Skazana niesłusznym wyrokiem na śmierć, do końca pozostała wierna najwyższym ideałom. Torturowana nie wydała nikogo z oddziału. Oddała swoje młode życie, służąc ukochanej Polsce. „Zachowała się jak trzeba”. Danuta Siedzikówna „Inka” – Panna Niezłomna.
Kim była
Danuta przychodzi na świat w Guszczewinie 3 września 1928 roku jako jedna z trzech córek (starsza siostra – Wiesława, młodsza – Irena) Wacława i Eugenii z Tymińskich. Ojciec dziewcząt jest leśniczym. Dwukrotnie zesłany do łagru, z którego ostatecznie wydostaje się z Armią Andersa. Z powodu wycieńczenia umiera w Teheranie w 1943 roku (tam też zostaje pochowany). We wrześniu tego samego roku gestapo rozstrzeliwuje matkę Danuty, która pomimo okropnych tortur, nie wydaje nikogo z podziemia. Po śmierci rodziców dziewczynki trafiają pod opiekę babci – Anieli. W grudniu 1943 roku siostry: Wiesława i Danuta składają przysięgę w AK.
Losy Danki
W październiku 1944 roku Danuta podejmuje pracę jako kancelistka w nadleśnictwie Narewka. Rok później w maju wszyscy pracownicy zostają aresztowani przez UB. Tym sposobem łączą się drogi Danuty i 5 Wileńskiej Brygady AK. W drodze z Narewki do Hajnówki pracownicy nadleśnictwa zostają odbici z rąk UB przez oddział „Konusa” (Stanisław Wołonciej), z którym Danuta trafia do samego mjr. „Łupaszki” (Zygmunt Szendzielarz).
5 Wileńska
Danuta swój pseudonim zapożycza od szkolnej koleżanki. Początkowo sanitariuszka należy do szwadronu „Piasta” (por. Jan Mazura), później pełni służbę u „Mścisława” (por. Marian Pluciński). Kiedy we wrześniu 1945 roku zostaje podjęta decyzja o rozwiązaniu Brygady, idzie kontynuować naukę w gimnazjum, jednak niedługo potem musi zacząć się ukrywać, ponieważ do aresztu trafia jej starsza siostra – Wiesława. Z pomocą swojego ojca chrzestnego (Stefan Obuchowicz), który wyrabia jej fałszywe dokumenty na własne nazwisko, dostaje pracę jako kancelistka w leśnictwie Miłomłyn. Pracuje tam jednak bardzo krótko – już w styczniu 1946 roku wraca na Pomorze do 5 Wileńskiej. Tam zostaje przydzielona do szwadronu „Żelaznego” (por. Zdzisław Badocha). Bierze udział w jego brawurowych rajdach. To właśnie ona opatruje rannego w szyję w czerwcu 1946r. dowódcę. Później staje się podwładną „Leszka” (Olgierd Christa), który przejmuje szwadron po „Żelaznym”.
Ostatni rozkaz
„Inka” w swoją ostatnią podróż – do Gdańska wyrusza w sobotę, 13 lipca 1946 roku. Ma pojechać po medykamenty dla Brygady. Drogę rozpoczyna w Zwierzyńcu od wyjścia z domu Państwa Łytkowskich (Marty i Leona) – odważnych, kochających Polskę ludzi, którzy w 1946 roku często gościli w swoich progach żołnierzy 5 Wileńskiej AK. Tak wspomina „Inkę” Pan Jerzy (syn Marty i Leona Łytkowskich), z którym miałam okazję rozmawiać 22 sierpnia 2022 roku: „Była tu trzy może cztery razy. Więcej nie zdążyła. To nieprawda, co się często czyta, że „Leszek” (Olgierd Christa) widział ją w sukience, że wydała mu się zupełnie inna. Nie mógł jej widzieć, bo przyszła do nas do domu z lasu się przebrać. Założyła spódnicę, białą bluzkę i żakiet mojej matki. Dostała też torbę podróżną. Matka była szczupłą kobietą, dlatego cieszyła się, że ubrania pasowały na „Inkę”. Poszła na stację do Lipowej Tucholskiej. Szła tą drogą. Odchodząc była smutna”.
Gdańsk
Danka jedzie do Gdańska z zamiarem odwiedzenia młodszej siostry – Ireny oraz brata matki – Brunona Tymińskiego. 19 lipca „Inka” trafia do mieszkania (lokal konspiracyjny) sióstr Mikołajewskich – Heleny i Jadwigi. W nocy niespodziewanie do mieszkania wpadają ubecy. Zabierają Dankę do więzienia, mieszczącego się przy ulicy Kurkowej. Dziewczyna trafia do celi w pawilonie przeznaczonym dla więźniów politycznych. Kto zdradził „Inkę”? Współpracowniczka UB, łączniczka u „Łupaszki” – Regina Mordas - Żylińska (kolaborantka o pseudonimie „Gina”). Ta sama osoba, przez którą wcześniej wpadł dowódca Danuty – „Żelazny” (Zdzisław Badocha). „Gina” zostaje skonfrontowana z „Inką” z zamiarem namówienia jej na współpracę. Danka pozostaje niezłomna – mimo swoich zaledwie siedemnastu lat, nie wydaje nikogo z oddziału. Okazuje się silniejsza od Reginy, która jest o wiele bardziej doświadczoną wywiadowczynią.
Sądowe morderstwo
Rozprawa odbywa się w trybie doraźnym 3 sierpnia 1946 roku w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Gdańsku. „Inka” zostaje oskarżona o mordowanie rannych oraz nakłanianie do egzekucji. Młody wartownik UB (Adamski) zeznaje, że w trakcie akcji pod Tulicami sanitariuszka rozkazała rozstrzelać dwóch funkcjonariuszy UB. Miała powiedzieć: „Poznaję te ubeckie mordy… Rozstrzelajcie ich!”. Olgierd Christa „Leszek” (dowódca młodej sanitariuszki) tak komentuje po latach kłamliwe zeznania: „To idiotyzm. Tak może twierdzić tylko ktoś, kto w ogóle nie ma pojęcia o wojsku. Nas obowiązywała żelazna dyscyplina. Sanitariuszka, do tego siedemnastoletnia nie wydawała żadnych rozkazów. Na pewno nie w obecności „Żelaznego” albo mojej!”.
Jedyne prawdziwe zeznania podczas procesu padają z ust milicjanta Mieczysława Mazura, któremu podczas akcji pod Sulęczynem, „Inka” podała opatrunek. Są one jednak zupełnie nieistotne. Dankę skazują dwukrotnie na „karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa”. Za nielegalne posiadanie broni dostaje także 15 lat więzienia. Jednym z sędziów jest pracujący w trakcie wojny w Kripo (Kriminalpolizei) kpt. Kazimierz Nizio-Narski. „Inka” nie zwraca się o ułaskawienie do Bolesława Bieruta, robi to jej obrońca z urzędu (pod listem Danka nie składa swojego podpisu). Prezydent Krajowej Rady Narodowej nie korzysta z prawa łaski. Gdy informacja dociera do Gdańska, zapada decyzja o wykonaniu wyroku. Data zostaje wyznaczona na 28 sierpnia. W dniu wykonania wyroku sanitariuszce brakuje 6 dni do ukończenia osiemnastu lat. 28 sierpnia 1946 r. rozstrzelany ma zostać także inny żołnierz „Łupaszki” – 41-letni Feliks Selmanowicz „Zagończyk”. Tak wspomina spotkanie ze skazanym ks. Marian Prusak (w tamtym czasie wikariusz w kościele garnizonowym): „Kiedy wszedłem, widziałem przeraźliwy smutek w jego twarzy”. Słowa, które jako pierwsze „Zagończyk” wypowiada w obecności ks. Prusaka, brzmią: „No tak, jednak nie skorzystano z prawa łaski”. Ks. Prusak zapamiętał „Inkę” jako młodą, szczupłą dziewczynę. Mówił, że przyjęła go bardzo spokojnie, wyspowiadała się, a później poprosiła, żeby o wyroku powiadomił jej siostrę. „Mówiła to ciągle tak, jakby się spowiadała. Czuliśmy, że możemy być obserwowani. Podała mi adres” – wspominał duchowny.
Wyrok
Skazanych wyprowadzono na egzekucję o godzinie 6:15. Ks. Prusak obecny podczas egzekucji Bohaterów, wspominał, że gdy przyprowadzono go na miejsce wykonania wyroku, „Inka” i „Zagończyk” już tam byli. Z opowieści naocznego świadka wynika, że mieli ręce związane lub skute kajdankami. Pomieszczenie było niewielkie – „jak dwa pokoje”. „Miałem krzyż, dałem go do pocałowania. Chciano im zawiązać oczy, nie pozwolili. Obok czekała zgraja ludzi tak, że było dosyć ciasno. Był wojskowy prokurator i pełno jakiś młodych ubowców. Ustawiono nieszczęśników pod słupkami. W rogu był stolik, skąd prokurator odczytywał wyrok i skąd dał rozkaz wykonania egzekucji. Była taka jakby wnęka, chyba czerwona, nieotynkowana cegła, były słupki do połowy wysokości człowieka. Postawiono ich przy nich, nie pamiętam, czy ich przywiązano. Ci, którzy tam stali, nie uszanowali powagi śmierci. Obrzucili skazańców obelżywymi słowami, a prokurator odczytał uzasadnienie wyroku i poinformował, że nie było ułaskawienia” – tak po latach o wyroku wypowiadał się ks. Prusak. Ostatnie słowa prokuratora brzmią: „Po zdrajcach narodu polskiego, ognia!”. Skazańcy wydają jeszcze okrzyk (jakby się wcześniej umówili): „Niech żyje Polska!”. Po salwie osuwają się na ziemię, ale ks. Prusak widział, że nadal żyją (być może dlatego, że miłość do Polski jest kuloodporna?). Wtedy ppor. Franciszek Sawicki z gdańskiego KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego) – dowódca plutonu egzekucyjnego podchodzi do nich i z bliskiej odległości dobija strzałami w głowę. Danka krzyczy jeszcze: „Niech żyje Łupaszko!”. Co znajdowało się w grypsie, który „Inka” przekazała z więzienia? Słowa nakreślone przez siedemnastoletnią sanitariuszkę to: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.
Zasiane ziarno
Komuniści zrobili wszystko, żeby nikt nie dowiedział się o bohaterstwie młodej dziewczyny. Informacja o egzekucji podana w „Dzienniku Bałtyckim”, została zatytułowana: „Osiemnastoletnia dziewczyna katem”. „Inka” na sprawiedliwość musi czekać kilkadziesiąt lat – Wydział IV Karny Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku postanowieniem z 10 czerwca 1991 r. uznaje za nieważny wyrok, stwierdzając, że działała ona na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Zwłoki Danuty zostają odnalezione podczas prac prowadzonych przez Instytut Pamięci Narodowej w ramach projektu „Poszukiwanie nieznanych miejsc pochówków ofiar terroru komunistycznego 1944-1956”, który rozpoczął się latem 2014 roku. 1 marca 2015 roku rodzina Danki otrzymuje notę identyfikacyjną, potwierdzającą odnalezienie ciała młodej bohaterki.Dnia 28 sierpnia 2016 roku, w 70. rocznicę bestialskiego mordu, którego dopuścili się komunistyczni kaci, „Inka” i „Zagończyk” zostają pochowani z honorami na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. Komunistyczni oprawcy przegrywają. „Inka” jest bohaterką wielu publikacji historycznych. Szkoły i drużyny harcerskie obierają ją za patronkę, kultywując wartości, którym była wierna. Powstają utwory, obrazy, pomniki oraz inne dzieła kultury poświęcone bohaterskiej sanitariuszce od „Łupaszki”. Pamięć o Danucie Siedzikównie pielęgnują również środowiska narodowe. Młodzież Wszechpolska z Pomorza brała udział w uroczystościach pogrzebowych. Rok rocznie przedstawiciele Okręgu składają kwiaty na grobie „Inki”. Organizowane są także Marsze Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ponadto warto wspomnieć o Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z Okręgu Pomorskiego, którego członkowie, jako wolontariusze, brali udział w pracach wykopaliskowych na Cmentarzu Garnizonowym w 2014 roku.
W Zwierzyńcu obok domu Państwa Łytkowskich, skąd Danuta wyruszyła w drogę do Gdańska, w 2020 roku pojawia się tablica, która przypomina o jej ostatniej podróży (na stacji w Lipowej Tucholskiej także znajduje się tablica, upamiętniająca podróż bohaterki). Rok temu spełnia się także wielkie pragnienie Pana Jerzego – obok tablicy zostaje postawiona kapliczka Matki Boskiej Ostrobramskiej z bardzo wymownym połączeniem słów Maryi: „Oto ja służebnica…” oraz „Inki”:„…Zachowałam się jak trzeba”.
Blanka Kiesz, 20-letnia studentka Uniwersytetu Gdańskiego, wydziału Archeologii.
Cykl publikacji młodych ludzi, którzy chcą pisać, utrwalać prawdziwe ideały i starać, aby świat był lepszy, sprawiedliwszy i uczciwy.
- 10/10/2022 07:23 - W tygodniku „Sieci”: Tak III RP żegna Urbana
- 08/10/2022 16:31 - Ratujmy Jeziora Pojezierza Kaszubskiego
- 07/10/2022 14:04 - Rafał Chwedoruk: Węgiel w architekturze politycznej na globalnej szachownicy
- 06/10/2022 16:37 - Zielony dzień w Przedszkolu nr 77
- 05/10/2022 20:28 - Ulica Dworcowa we wspomnieniach Orunian
- 04/10/2022 12:32 - Wojciech Książek: Traktujmy się poważnie, panie ministrze!
- 04/10/2022 09:48 - Zrozumienie i kompromis receptą na długie pożycie małżeńskie
- 04/10/2022 08:14 - Debata "Więcej niż sport - dziedzictwo Gedanii Gdańsk w stulecie działalności klubu"
- 03/10/2022 09:01 - W tygodniku „Sieci”: Radosław Sikorski. Kim jest? Komu naprawdę służy?
- 29/09/2022 16:56 - Przemysław Majewski: Listek figowy władzy