W kontrolowanej przez polityków PO pomorskiej komunalnej strefie gospodarczej rekordziści, Jolanta Sobierańska-Grenda, prezes kombinatu medycznego Szpitale Pomorskie i Tomasz Kloskowski, prezes Portu Lotniczego Gdańsk, inkasują rocznie ponad 400 tys. złotych. - Liderzy PO, którzy tyle mówią o demokracji i przejrzystości, nie rozpatrują nawet kandydatów opozycji do rad nadzorczych - mówi wybrzeze24.pl radny PiS, kandydat do sejmu, Kazimierz Koralewski.
"Mamy duże koszty, mamy straty" - mówiła na konferencji prasowej prezes samorządowego koncernu medycznego Szpitale Pomorskie, Jolanta Sobierańska-Grenda, której roczne wynagrodzenie przekracza 400 tys złotych. To w ub. roku najdroższy menedżer w publicznych spółkach należących do zasobów pomorskiego samorządu. Zanim została prezesem spółki, projektowała komercjalizację pomorskich szpitali w departamencie zdrowia u "towarzysza eksnaczelnika Jastarni", dziś marszałka M. Struka. Spółka bez świadczeń kupowanych z obowiązkowej składki przez NFZ nie byłaby atrakcyjna nawet pobierając opłaty od pacjentów za parkowanie opodal szpitala. Gdyby prezes spółki, która generuje stratę zarabiała o połowę mniej, byłyby pieniądze na 3 poważne operacje...
Poziom 400 tys. zł osiąga także prezes jednoosobowego zarządu Portu Lotniczego Gdańsk, Tomasz Kloskowski. W jego przypadku jest to jednak dochód łączny, bo 370 tys. zł wypłacanych z kasy lotniska, uzupełnia kwotą ok. 50 tys. zł z rady nadzorczej spółki Hala Gdańsk-Sopot, więc także przekracza rocznie 400 tys zł. 7.osobowa rada nadzorcza lotniska kosztuje ok. 450 tys. zł, co powoduje, że w ub. roku jedno spotkanie każdemu z 7 członków gremium kierowanego przez Jana Zarębskiego, przynosiło ok. 6 500 zł.
Trzeci na liście najdroższych pomorskich menedżerów w sferze samorządowej jest Dariusz Kostrzewa, prezes "Copernicusa", drugiego pomorskiego koncernu szpitalnego. W stosunku do roku poprzedniego jego dochody poprawiły się tylko o 7 tys. zł, ale w sumie kwota 357 tys. zł do pracy z pacjentami, którzy w szpitalu szukają pomocy, nie powinna zniechęcać.
Tuż za podium, co jest jednak niespodzianką, nie prezes spółki komunalnej, ale dyrektor instytucji budżetowej - Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska. Praca Włodzimierza Bartosiewicza w roku 2018 wyraźnie zdrożała dla gdańskich podatników. Z pracy w agendzie urzędu zarobił 295 tys. zł, aż o 50 tys. zł więcej niż rok wcześniej. Niezmiennie reprezentował też gminę Gdańsk w 2 radach nadzorczych: Arenie Gdańsk Operator i Forum Gdańsk - łącznie za 46 tys. złotych. Dochód łączny 341 tys. zł to prawie dwa razy tyle ile zarabia zastępca prezydenta Gdańska.
Nieznacznie mniej zarabia Michał Dzioba, piąty w rankingu prezes Zakładu Utylizacji, czyli popularnych Szadółek. Rada nadzorcza, której niezmiennie przewodniczy sekretarz miasta Gdańska, Danuta Janczarek, wypłaciła prezesowi w ub. roku 331 tys. zł.
Szósty w klasyfikacji samorządowych liderów dostatniej pracy jest Jacek Skarbek, prezes miejskiej spółki o znaczeniu strategicznym, Gdańskiej Infrastruktury Wodociągowo-Kanalizacyjnej. Z kontraktu menedżerskiego ten były sędzia iÂÂ urzędnik wojewody Macieja Płażyńskiego, otrzymał 276,6 tys. zł, rok wcześniej było to o ponad 20 tys. więcej. W pełnej kompozycji dochodów J. Skarbka istotne są jeszcze dochody z rady nadzorczej "Gdańskich Wód" - 51,5 tys. zł. Łącznie daje to godne 327 tys. zł.
Jako siódmy w rankingu z dochodem 326 tys. zł występuje Alan Aleksandrowicz, obecny zastępca prezydent Gdańska, były szef Aleksandry Dulkiewicz, który wszakże swojej przyszłej szefowej stanowiskiem kierowniczym nie wywianował. W ub. roku jako prezes Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego A. Aleksandrowicz zarobił 283,3 tys. zł, dodatkowo w radzie nadzorczej Gdańskich Usług Komunalnych zainkasował 42,9 tys. zł. Jako zastępca prezydenta Gdańska może o takich dochodach na razie zapomnieć, tym bardziej, że kilka dni temu został odwołany z rady nadzorczej GUK, jego miejsce zajął inny urzędnik miejski, Przemysław Guzow z GZNK.
Na ósme miejsce w tej klasyfikacji awansował Maciej Lisicki, prezes Gdańskich Autobusów i Tramwajów. Jego dochody w relacji do 2017 wzrosły o 38 tys. zł i po raz pierwszy w historii spółki jej prezes osiągnął prawie 320 tys. zł rocznego dochodu z kontraktu menedżerskiego. A jeszcze w 2014 b. prezes Jerzy Zgliczyński mógł liczyć na 253 tys. zł. Nic dziwnego, że GAiT stać także na loże na stadionie w Letnicy za ok. 150 tys. złotych. Prawdopodobnie dla zadowolonych pasażerów M. Lisickiego...
Prezes GAiT wyprzedził po raz pierwszy swojego kolegę z zarządu Gdańska, Andrzeja Bojanowskiego, który też postanowił po służbie w magistracie sprawdzić się w biznesie. Forma A. Bojanowskiego jest stabilna i obojętnie gdzie pracuje trzyma poziom 300 tys. zł rocznie - w tym roku to dziewiąta pozycja na liście najdroższych menedżerów. Podołał w ub. roku zarządzaniem dwoma spółkami - Arena Gdańsk i Międzynarodowymi Targami Gdańskimi co łącznie pozwoliło o kilkaset złotych przekroczyć znowu standardowy pułap.
Do poziomu 300 tys. zł niewiele zabrakło dziesiątemu w zestawieniu, Ryszardowi Gajewskiemu, prezesowi "Gdańskich Wód". Ale wynagrodzenie z kontraktu za zarządzanie spółką od pracy nie odstręcza - 298,9 tys. zł, choć bywało, że poprzedni prezes Andrzej Chudziak z barierą 300 tys. potrafił się uporać.
Drugą dziesiątkę najwyżej opłacanych menedżerów zatrudnianych przez polityków pomorskiej PO otwierają członkowie zarządów spółek szpitalnych z Gdyni i Gdańska: Krzysztof Wójcikiewicz, Andrzej Zieleniewski, Dariusz Nałęcz, Piotr Wróblewski i prezes spółki szpitalnej ze Słupska Andrzej Sapiński - wszyscy pomiędzy 260 a 290 tys. zł rocznie dochodu, a także co jest pewną niespodzianką wiceprezes GAiT Danuta Gierdziejewska.
Dwudziestkę najhojniej opłacanych menedżerów uzupełniają Magadalena Sekuła z Hali Gdańsk-Sopot - 255 tys. zł i znany z temperamentu pozagospodarczego Bartosz Piotrusiewicz, prezes Gdańskich Usług Komunalnych, który łącznie z dietą radnego wojewódzkiego zainkasował 247 tys. zł. Za nim menedżerowie z Sopotu: Cezary Jakubowski z Ekodoliny - 241 tys. zł i Marcin Burakowski, który w stosunku do roku 2017 stracił 80 tys. zł i pokwitował 223 tys zł.
O zarobkach menedżerów spółek należących do pomorskiego samorządu, kontrolowanego przez polityków PO, decydują powoływane przez nich rady nadzorcze. - To jest zamknięty system, wykluczający opozycję nawet z symbolicznego nadzoru nad zarządzaniem mieniem komunalnym - mówi portalowi wybrzeze24.pl radny PiS i kandydat do semu Kazimierz Koralewski.
(gg,st)
Inne artykuły związane z:
- 30/09/2019 18:55 - Karol Rabenda apeluje o zablokowanie budowy parkingu na Podwalu Staromiejskim
- 30/09/2019 16:38 - Westerplatte - współpraca Muzeum II Wojny Światowej i Portu Gdańskiego
- 30/09/2019 15:53 - Kulturalne atrakcje dla seniorów w Stacji Orunia
- 30/09/2019 11:51 - Kornel Morawiecki przywódca „Solidarności Walczącej”, marszałek senior nie żyje
- 30/09/2019 08:15 - W tygodniku „Sieci”: Schetyna hoduje nowego Palikota
- 29/09/2019 09:33 - Wręczono Nagrody im. ppłk. Jana Kowalewskiego
- 28/09/2019 08:42 - Kazimierz Smoliński: między rządem a samorządem
- 28/09/2019 08:27 - Marcin Strzelczyk: Liczę, że w sejmie powstanie klub parlamentarny Lewicy
- 26/09/2019 19:02 - Wojciech Lamentowicz: Między realną polityką a marzeniami
- 26/09/2019 18:39 - Uroczystość wręczenia Nagrody im. ppłk. Jana Kowalewskiego