Lechia bawi się w anioły, ale sama opętana jest przez demony. Kolejna porażka na własnym stadionie. Kolejne fatalne spotkanie w pierwszej połowie. Coś nie do pomyślenia jeszcze chwilę temu. Twierdza Gdańsk zaczyna być powoli legendą. Podobnie jak silna drużyna znad morza.
* * *
Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak, Paweł Stolarski, Steven Vitoria, Błażej Augustyn, Jakub Wawrzyniak (Milos Krasić 25'), Joao Oliveira (Flavio Paixao 46'), Joao Nunes, Daniel Łukasik (Mateusz Lewandowski 80'), Patryk Lipski, Sławomir Peszko, Marco Paixao
Sandecja Nowy Sącz: Michał Gliwa, Lukas Kuban (Adrian Basta 60'), Dawid Szufryn, Plamen Krachunov, Tomasz Brzyski, Bartłomiej Dudzic (Adrian Danek 73'), Grzegorz Baran, Michal Piter-Bućko, Patrik Mraz, Filip Piszczek (Wojciech Trochim 52'), Aleksandyr Kolev
Bramki: M. Paxiao (51'), Peszko (55') - Dudzic (16', 43'), Trochim (78')
* * *
Co za niespodzianki w składzie Lechii! W końcu Piotr Nowak odstawił fatalnego Flavio i bez zastanowienia wstawił nowy nabytek – Joao Oliveirę. Ponadto od pierwszej minuty znów pojawił się Augustyn. Szansę od początku dostał też Lipski. W środku pola Nunes z Łukasikiem, a w odwodzie byli jeszcze Krasić, Lewandowski czy Matras. Czyli zaczyna w końcu być kim grać. O bramki znów miał walczyć Marco.
„Lechia grać, kurwa mać!”, „Co wy robicie? Wy naszą Lechię hańbicie”, cisza oraz gwizdy. Tak w skrócie i jednocześnie najlepiej można podsumować to, co się działo w pierwszej połowie. Lechia miała więcej z gry, jednak w poprzek, nie do przodu. Szarpać znów próbował Peszko, czasem Oliveira. W ogóle widać po nowym młodym nabytku gdańszczan, że ma dryg do gry ofensywnej, jest szybki i techniczny. Co z tego, skoro miał piłkę przy nodze może ze cztery razy. Dla kolegów był niewidzialny.
No i tak oglądaliśmy ten wyrób meczopodobny, aż nastała 16. minuta. Pasywna postawa obrońców, którzy pogubili się w bilardzie, doprowadziła do kolejnej głupiej straty gola. Całości dopełnił błąd Kuciaka, który – lekko przysłonięty – nie złapał piłki, ta odbiła się na trzecim metrze od Dudzica i wpadła do bramki. Do tego wszystkiego w 24. minucie urazu doznał Jakub Wawrzyniak, którego zmienił Milos Krasic. A to oznaczało automatyczne przejście na trójkę obrońców i asekurację formacji przez Nunesa.
Wejście Serba trochę rozruszało grę. Na niewiele to się jednak zdało. Najgroźniej było w 36. i 37. minucie – najpierw w poprzeczkę uderzył Vitoria, a chwilę później strzał Łukasika cudem obronił Gliwa. Okres dobrej gry nie trwał jednak długo. W 43. minucie beniaminek rozmontował obronę Lechii i swoją drugą bramkę w urodziny strzelił Dudzic. Sandecja świetnie tłumiła wszystkie próby ataków gospodarzy. Sam zaś zagrała groźnie dwa razy i zakończyło się to dwoma potężnymi ciosami. Lechia jest na kolanach. To widać po zawodnikach. Stać ich tylko na chwilowe zrywy. I jeśli nic z tego nie wychodzi, znów chowają głowę w piasek. Biało-zieloni wspierają akcję „Anioły idą do szkoły”, i super. Ich samych jednak wciąż prześladują demony.
Gdańszczanie wyszli na drugą część meczu wściekli. Od razu rzucili się na gości i to przyniosło efekty. 51. minuta. Dośrodkowanie Lipskiego z rożnego i po raz kolejny w sezonie świetnie głową uderzył Marco. Lechia złapała kontakt. I dalej atakowała. W końcu z zaangażowaniem. Tylko dlaczego tak późno, dlaczego nie od początku? Tym bardziej, że w cztery minuty wyrównała stan meczu. Świetnie prawym skrzydłem poszedł Stolarski. Jego dośrodkowanie zatrzymali obrońcy, ale piłka trafiła do Lipskiego, który mocnym podaniem obsłużył Peszkę i mieliśmy remis. Jak się chce, to można.
Lechia szła jak po swoje, a Sandecja strzeliła bramkę. W 78. minucie po raz kolejny goście rozmontowali obronę jednym podaniem i Trochim wyprowadził zespół Radosława Mroczkowskiego na prowadzenie. Sytuacja identyczna jak w meczu ze Śląskiem. Koszmar. Gdańszczanie chyba nadrabiają tracenie bramek za ostatnie kolejki poprzedniego sezonu. Inna sprawa, że pomściły się świetne, ale źle wykończone sytuacja chociażby Krasicia. Już dawno mogło być po meczu.
A tak Sandecja - wyrastająca na pogromcę faworytów, jak wcześniej Nieciecza - miała swoje kolejne szanse, bo gospodarze coraz bardziej się otwierali. Na szczęście bez konsekwencji. Robiła zatem wszystko, aby dowieźć zwycięstwo do końca – chociażby grając na czas. I ten biegł jak szalony. Kiedy dobiegł końca gwizdom nie było końca. Koszmar Lechii trwa. I to na jej własne życzenie. Nie ma już co wylewać pomyj na głowy piłkarzy i trenera. To już nic nie da. Tu trzeba potężnego wstrząsu wewnątrz. Najlepiej, żeby wstrząsnęli sami sobą.
Patryk Gochniewski
Inne artykuły związane z:
- 20/08/2017 14:14 - Minimalna porażka w Daugavpils. Zdunek Wybrzeże w niezłej sytuacji przed rewanżem
- 19/08/2017 21:01 - Amatorzy ścigali się na skuterach wodnych
- 19/08/2017 18:55 - "Lokomotywa" na drodze Zdunek Wybrzeże do finału
- 19/08/2017 17:43 - Arka pogrążyła się błędami - wynik
- 18/08/2017 18:05 - Jak nie masz formy, to nie wygrasz, po prostu - oceny po meczu z Sandecją
- 18/08/2017 12:25 - Stasiewicz wraca do Gdańska
- 17/08/2017 16:58 - Odsączyć to, co złe
- 16/08/2017 15:25 - Składy na półfinałowy mecz w Daugavpils
- 16/08/2017 08:37 - Pobiegli w wyjątkowym maratonie XXIII Energa Maraton Solidarności
- 15/08/2017 18:16 - Oldboje Gedanii zwycięstwem uczcili 95-lecie klubu