Pochodzą z Giżycka, ale to Trójmiasto stało się dla nich pierwszym krokiem do profesjonalnej kariery. Są nadzieją lokalnej – a może i polskiej – sceny alternatywnej. Oto The Sunlit Earth.
Zespół zrobił krok milowy dwa lata temu, kiedy to zakwalifikował się do finałowego koncertu festiwalu Młoda Metropolia organizowanego przez Nadbałtyckie Centrum Kultury. Zasiadałem wtedy w jury wraz innymi dziennikarzami muzycznymi z Trójmiasta. Na scenie pojawiały się zespoły prezentujące najróżniejsze style muzyczne. Jedne młode, inne już doświadczeniem. Ale dopiero kiedy zagrali panowie z The Sunlit Earth, wiedzieliśmy że mamy zwycięzców.
Formacja może nie grała odkrywczej muzyki, ale miała to coś, co przykuło uwagę wszystkich – wyrazisty lider, umiejętność poruszania się po scenie, chwytliwe melodie i nie brzmieli jak tania podróbka Arctic Monkeys. Słychać było, że to na pewno jedna z inspiracji, ale jednocześnie zespół miał już wypracowany swój styl.
Po tym mini-festiwalu ich kariera zaczęła nabierać tempa. Nagrali epkę, zaczęli być coraz częściej zauważani przez dziennikarzy, a piosenka „Rotten Feelings” pozwoliła im zaistnieć w ogólnopolskiej rozgłośni. Dwa tygodnie temu, nakładem założonej przez Karola Schwarza wytwórni Nasiono Records, wydali swój debiutancki longplay - „Between the Lines”.
Maciej Minikowicz, lider The Sunlit Earth, tak opowiada o podjęciu decyzji o współpracy z tym studiem: Pochodzimy z mazur, nie znaliśmy Trójmiejskiej sceny. Poznając muzyków, pytaliśmy ich gdzie można nagrać epkę w dobrych warunkach. Ktoś polecił nam Nasiono.
Po skontaktowaniu się ze studiem, zespół zapytał czy nie chcieliby nagrać ich materiału. Postanowili zaprosić The Sunlit Earth na swoją imprezę Nasiono Sunrise. Po tym występie wytwórnia nie wahała się i zaproponowała chłopakom współpracę. - Po przesłuchaniu zespołów, które mają w swoim katalogu, nie szukaliśmy innej wytwórni. Wyczuliśmy, że są to ludzie nadający na podobnych falach co my - mówi Minikowicz.
Panowie nie tracili czasu. Postanowili pójść za ciosem. - Szybko po premierze naszej epki, stwierdziliśmy że nie ma na co czekać i trzeba nagrywać pełnowymiarową płytę – stwierdza Maciej. Mieli przygotowane tak dużo materiału, że nie chcieli go zmarnować. Rozmawiali o tym ze Schwarzem, a ten zaproponował nagrywanie na kaszubskiej wsi, w Łosienicach, u swojego przyjaciela Szymona Albrzykowskiego z Szelestu Spadających Papierków. - Taki pomysł bardzo nam się spodobał, bo dawał dużą swobodę i nie byliśmy ograniczeni studyjnym limitem godzin – wyjaśnia Minikowicz. Pod czujnym okiem szefa Nasiono Records nagrali kilkanaście utworów i po powrocie mixowali je w domu.
Nie wiedzą jeszcze jaki jest odzew w stosunku do „Between the Lines”, bo – jak mówi Maciej – płyty trafiły do nich dopiero na dzień przed premierą, więc muszą poczekać na opinie recenzentów i słuchaczy. Mogą jednak spać spokojnie. Krążek jest przemyślany i zróżnicowany. Zespół pokazuje, że ma bardzo szerokie horyzonty. Świadczy o tym chociażby to, że postanowili umieścić na płycie jeden z ich pierwszych utworów, „20 years and 20 days”. - Uważam, że to po prostu fajny kawałek, dlatego postanowiłem umieścić go na płycie. - wyjaśnia. - Chcieliśmy pokazać, że nie zamykamy się na żadną stylistykę. To samo można powiedzieć o ostatnim utworze na płycie, gdzie nie ma żadnych gitar.
Teraz przed The Sunlit Earth stoi droga promocji nowego materiału, która wcale nie musi być taka łatwa. Maciej Minikowicz jest jednak dobrej myśli: - Planujemy przede wszystkim dużo grać po Polsce, dawać wywiady i starać się o udział w festiwalach.
Jednak jak każdy zespół, tak i ten ma swoje zawirowania. Póki co niewielkie. I oby tak zostało. Mowa o zmianie gitarzysty. Po nagraniu „Between the Lines” skład opuścił Paweł Idek. Na jego miejsce przyszedł Jakub Kozak, który jest już dość znaną postacią na młodej trójmiejskiej scenie. - Chcemy żeby był z nami na stałe i mamy nadzieje, że on również tego chce – mówi wokalista.
Kiedyś Krzysztof Grabowski śpiewał, że rock and roll umarł. Wtedy – na początku nowego milenium – muzyka gitarowa była w cieniu. Później przyszedł czas na renesans rocka. Dziś jest podobnie. - W muzyce nic nie umiera, nawet disco-polo, niestety – stwierdza Maciej . - Zmienia się tylko moda, która sprawia, że granie danej muzyki jest bardziej lub mniej dochodowe dla artystów. Mimo że muzyka elektroniczna zdominowała rynek muzyczny w ostatnich latach, to wciąż są słuchacze dla których trendy nie są istotne. Właśnie dla takich ludzi gramy i dzięki takim ludziom rock and roll nigdy nie umrze.
Patryk Gochniewski
- 27/03/2014 19:04 - The Shipyard w B90
- 25/03/2014 17:02 - Kult bez prądu w PFB
- 20/03/2014 20:45 - Muzyka dla każdego w B90
- 07/03/2014 19:32 - Spięty: Jazzombi!e przyłoży z całej siły
- 07/03/2014 14:21 - Jazzombi!e Tour w gdyńskim Uchu
- 05/03/2014 11:57 - Open'er: Taneczne rytmy od Metronomy
- 28/02/2014 13:07 - Open'er: Eklektyczna różnica pokoleń
- 17/02/2014 19:05 - Stefański: Jest 3,4 promotorów, którzy mogą zorganizować koncert takiego artysty
- 17/02/2014 14:44 - Justin Timberlake w sierpniu wystąpi w Gdańsku
- 14/02/2014 18:43 - Open'er: Foster the People i reprezentanci Polski