W nowym numerze „Sieci” dziennikarze próbują odpowiedzieć na najczęściej zadawane pytanie na świecie - skąd się wziął koronawirus, który tak szybko opanował cały glob? Czy rzeczywiście pojawił się naturalnie, przenosząc się na człowieka ze zwierząt, a może został stworzony w chińskim laboratorium wojskowym?
W artykule „Twór natury czy broń biologiczna” Konrad Kołodziejski omawia teorie dotyczące pochodzenia i rozwoju koronawirusa. Wskazuje, że… główną poszlaką, która ma dowodzić, że koronawirus jest chińską bronią biologiczną, stało się istnienie w mieście Wuhan laboratorium bakteriologicznego, w którym prowadzi się badania nad najbardziej śmiercionośnymi patogenami, m.in. wirusem eboli oraz SARS […]. Laboratorium znajduje się zaledwie 30 km od targu rybnego w Wuhanie, gdzie jakoby (przynajmniej do niedawna tak uważano) pojawiły się pierwsze zakażenia nowym wirusem. Połączenie tych faktów pozwoliło łatwo sformułować hipotezę, że wirus jest dziełem chińskich naukowców i wymknął się im spod kontroli.
Autor opisuje również wątpliwości związane z tą teorią: Jeżeli przyjąć na chwilę, że – jak utrzymują zwolennicy hipotezy o broni biologicznej – wirus powstał w laboratorium, to czy wydostał się z niego przypadkowo, czy celowo? To istotne pytanie, bo przypadkowe wydostanie się wirusa nieco niweczy teorię o broni biologicznej. Jest też kolejne: dlaczego Chińczycy, nawet jeśliby działali celowo, postanowili uderzyć we własnych obywateli?
Kołodziejski stwierdza, że… w internecie krąży od pewnego czasu historia o tym, że wirus posłużył władzom w Pekinie do spacyfikowania miasta Wuhan, które miało być jakoby głównym ośrodkiem opozycji przeciwko reżimowi […]. Epidemia, którą początkowo ukrywano, aby – w domyśle – zdołała się bez przeszkód rozprzestrzenić, miała z kolei posłużyć do wprowadzenia nadzwyczajnych środków kontroli nad całym społeczeństwem. A nieuchronne wydostanie się wirusa za granicę zostało – według tej teorii – wykorzystane przez Chiny do zdobycia przewagi nad zmagającym się z pandemią bezbronnym światem.
Marek Pyza i Marcin Wikło w artykule „Tryb awaryjny” piszą o politycznej walce z epidemią i nadchodzących zmianach w życiu obywateli. Dziennikarze dotarli do urzędników zaangażowanych w walkę z epidemią i zadali im wiele pytań dotyczących funkcjonowania państwa i prowadzenia polityki.
− Radzimy sobie, ale za dużo jest retoryki huraoptymizmu i sukcesu. Do tego nam jeszcze daleko. Trzeba stanąć w prawdzie, państwo nie jest przygotowane do działania w takim trybie – słyszymy od jednego z wysokich urzędników. Prosi o anonimowość, jak i pozostali nasi rozmówcy, bo chcą powiedzieć szczerze, jak jest, ale jednocześnie nie wszczynać kolejnych kłótni w obozie rządzącym. – Wielu rzeczy nie dało się przewidzieć, ale w niektórych obszarach sami sobie ściągnęliśmy kłopot na głowę, nie dbając o instytucje i procedury – dodaje.
Pyza i Wikło przytaczają także komentarze urzędników na temat głośnych problemów w Agencji Rezerw Materiałowych.
– Owszem, była wpadka ze sprzedażą maseczek, ale można powiedzieć, że starali się je płynnie uzupełniać. Teraz wszystko się już udrożniło i dobrze funkcjonuje. Choć nie jest tajemnicą, że była to instytucja skostniała, kolos, który wszystko musi mieć atestowane. Gdy przyszedł kryzys, okazało się, że nie są w stanie podjąć decyzji. Zamiast szybkiego działania było długie planowanie, księgowanie… Dlatego wymiana prezesa była zasadna. To, czego zabrakło w magazynach Agencji, trzeba było sztukować po cichu przy pomocy spółek skarbu państwa. – Ale interwencyjne zakupy spółek obnażyły słabość dotychczasowego systemu. Bo gdybyśmy nie przeprowadzili tego w taki sposób, nieco partyzancki, bylibyśmy w czarnej… dziurze – zauważają Pyza i Wikło.
Na łamach tygodnika „Sieci” Michał Karnowski rozmawia z prof. Norbertem Maliszewskim, szefem rządowego Centrum Analiz Strategicznych („Sprawczość kontra totalność”). Analityk podkreśla, że Polacy doceniają działania podjęte przez rząd na początku rozprzestrzeniania się wirusa i szybkie wprowadzenie obostrzeń. Jego zdaniem poskutkowało to tym, że jesteśmy jednym z krajów w UE, w których jest najmniej przypadków zakażeń na milion mieszkańców.
− Zdarzyła się rzecz bardzo ważna, o możliwych poważnych politycznych konsekwencjach: duża część Polaków zobaczyła sprawność, efektywność, skuteczność rządu Zjednoczonej Prawicy. Zobaczyli to nie tylko wcześniejsi zwolennicy tej formacji, ale wszyscy ci, którzy umieją racjonalnie ocenić liczby i dane – zauważa Maliszewski.
Według naukowca obecnie w trudnej sytuacji znalazła się Koalicja Obywatelska, która ma problemy z utrzymaniem przywództwa w obozie opozycji. Jak zauważa profesor wynika to z kilku czynników.
− Uwidoczniona w tych tygodniach słabość Koalicji Obywatelskiej polega jednak nie tylko na słabości przywództwa, ale także braku odpowiedniej oferty merytorycznej i nieobecności zaplecza eksperckiego. Polacy nie usłyszeli z tamtej strony wiarygodnych pomysłów, jak zareagować na epidemię, jak chronić miejsca pracy, jak się mamy w tym, jako wspólnota, odnaleźć – przyznaje szef rządowej instytucji. Analityk za nietrafiony uważa także pomysł wprowadzania stanu klęski żywiołowej, który niesie za sobą koszty, których sobie nikt nie wyobraża.
W artykule „Edukacja na zakręcie” Małgorzata Żaryn pisze o polskiej edukacji wobec wyzwania nauczania zdalnego na systemową skalę oraz pomysłach dydaktycznych realizowanych po transformacji. Autorka odnajduje analogie pomiędzy aktualną sytuacją polskiej edukacji i uczeniem ludzi w czasach okupacji II Wojny Światowej:
Nastał czas wyjątkowy i pionierski. Nikt jeszcze nie praktykował zdalnego uczenia na skalę systemową. Testujemy prototyp. Podobny prototyp wprowadzało Polskie Państwo Podziemne. Wtedy też na pewno pojedyncze metody były mocno krytykowane. Wtedy też daleko było do doskonałości dydaktycznej. Ale gdyby nie ówczesna niedoskonałość, czy bylibyśmy dziś Polakami? Pamiętajmy, że lepsze jest wrogiem dobrego i tylko ten nie robi błędów, kto nic nie robi.
Dziennikarka odnosi się także do metod nauczania wprowadzonych po transformacji w latach 90.:
Otóż to pojęcie świetnie mieści się w zakresie nowomowy, czyli jak całe to zjawisko niesie w sobie zakłamanie. Metody aktywizujące przeznaczone dla ucznia aktywizowały w istocie nauczyciela, i to też tylko na początku. Chodziło o to, żeby uczniowi dostarczyć materiału i gotowych narzędzi do poznawania i interpretacji rzeczywistości. Czyli – na przykładzie przedmiotów humanistycznych – uczeń dostawał wybrane i spreparowane przez nauczyciela materiały: fragmenty tekstów źródłowych, mapy, ilustracje. Na ich podstawie miał odpowiedzieć na zadane pytania. Do tego w późniejszych latach doszedł pomysł na ograniczenie dostarczanych informacji – poprzez np. czytanie fragmentów lektur, z których treścią zapoznawano się na podstawie opracowań. Za dużo wiedzy – grzmieli ówcześni dydaktycy – za mało umiejętności! No to tniemy!
W artykule „Co wolno wojewodzie” Aleksandra Rybińska zauważa, że Niemcy już od XIX wieku starają się przekonywać europejskich sąsiadów do swoich poglądów. Genezą obecnej postawy niemieckich mediów i polityków może być powiedzenie stworzone przez Emanuela Augusta Geibla, które można przetłumaczyć na polski jako: „niemiecki charakter może uleczyć świat”.
Ukute przez Geibla hasło, z pozoru niewinne, zostało wykorzystane m.in. przez cesarza Wilhelma II jako argument, że „świat powinien stać się bardziej niemiecki”. A wyrażona w nim postawa głęboko zakorzeniła się w niemieckiej mentalności. Niemcy uważają się za wzór dla reszty Europy. Najpierw odgrywali rolę prymusa w pikielhaubie, potem na tle swastyki, a teraz maszerują pod tęczowymi flagami w sandałach Birkenstocka. Znów dążą do absolutnego spełnienia przybranej przez siebie roli. Uważają, że wyciągnęli właściwe wnioski z historii i dziś są uosobieniem tolerancji, praworządności i demokracji – pisze Rybińska.
Niemieccy komentatorzy polityczni i dziennikarze już pięć lat temu mówili Polakom, jak mają głosować w wyborach prezydenckich. I tak Ulrich Adrian pisał na swoim Twitterze, że… „zaraz się dowiemy, czy Polacy naprawdę są tacy głupi i wybiorą prawicę” oraz dodał, iż… „Gorzko tego pożałują”. W obliczu najnowszych wyborów prezydenckich w kraju nad Wisłą, niemiecka prasa również nie pozostaje bierna. W Frankfurter Allgemeine Zeitung Reinhard Veser straszy, że Polska dąży do autorytaryzmu.
W tygodniku przeczytać można także komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette’a, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Wojciecha Reszczyńskiego, Wiktora Świetlika, Aleksandra Nalaskowskiego, Jerzego Jachowicza czy Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów.
Więcej w najnowszym świątecznym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 20 kwietnia br., także w formie e-wydania.
- 22/04/2020 13:30 - Chojnice: 4 ofiary pożaru - 100 dni śledztwa i...
- 22/04/2020 11:33 - Epidemia niepamięci w PO - korekty majątku hurtowo
- 21/04/2020 07:52 - Odeszła Krystyna Łybacka, prawdziwa dama edukacji i polityki
- 20/04/2020 16:17 - Akcjonariusze ENERGI odpowiedzieli na wezwanie PKN ORLEN
- 20/04/2020 07:15 - "Autograf" nr 1 dostępny wirtualnie
- 18/04/2020 08:11 - Jarosław Sellin: Rząd chroni zdrowie i życie obywateli
- 17/04/2020 16:23 - Rënk odwołał „Wiosnę w Ogrodzie”
- 16/04/2020 17:27 - Slalom Dulkiewicz - Gdańsk bez Gedanii?
- 15/04/2020 14:28 - Malowany prezydent
- 14/04/2020 14:36 - Największy samolot świata przywiózł do Polski sprzęt medyczny. Grupa LOTOS i KGHM Polska Miedź z pomocą