Tam-tamy globalnej wioski
List pasterski Benedykta XVI do Kościoła w Irlandii to coś jakby przewrót kopernikański. Tak przynajmniej stwierdził watykanista Marco Politi. Papież przyznał bowiem, że molestowanie, bicie i gwałcenie dzieci w kościelnych szkołach, parafach, zakonnych sierocińcach to ukrywana prawda, a nie jedynie pomówienia. List jest skierowany do katolickiej Irlandii. Jeśli jednak dobrze pamiętam to wpierw nim tam ujawniono raczej nie zacne praktyki, parafie a chyba nawet i diecezje w USA bankrutowały, zmuszone do płacenia wysokich odszkodowań.
Tak się zaczęło, a potem już poszło. Z USA do Irlandii, stamtąd do Niemiec, Holandii, Austrii i Szwajcarii. A skoro tam już jest, to i do nas przyjdzie lada dzień. Prawda jest bowiem zgrzebna. Doświadczenia może i były traumatyczne, ale jeszcze większą traumą było ich ujawnienie. Zwłaszcza, że wstydliwe i raczej nie mogące liczyć na sympatię otoczenia. No i za pokrzywdzonymi nikt nie stał, i nie na współczucie a raczej na pogardę mogli liczyć. Co innego gdy stanęła za nimi potężna korporacja prawnicza a i liberalna prasa. I prawnicy, i gazety miały w tym zwykły interes.
A skoro rzecz stała się publiczną, zbagatelizować się nie dała.
Zwłaszcza, że kosztowała coraz więcej.
Benedykt XVI sądzi, że wzięło się z nowoczesności. Zapatrzeni w doczesność ludzie odwrócili się od nauczania i wartości katolickich. Jest w tym sporo prawdy. Jeszcze dwadzieścia-trzydzieści lat temu pokrzywdzeni raczej nie dochodzili by swych racji. Proboszcza by się bali, policji, sąsiadów. To, co irlandzkie raporty mówią o zakonnych sierocińcach, w odniesieniu do realiów polskich opisała Natalia Rolleczek w wydanym w 1953 roku „Drewnianym różańcu”. Nie była to książka szczególnie przez księży polecana.
Nie da powiedzieć inaczej niż całkiem po prostu: to, co było wstydliwie ukrywaną podszewką błyszczących szat, teraz wylazło na wierzch . Nie jest tego pewnie więcej niż kiedyś, tyle że jest jawne. A nastroje społeczne są raczej niechętne szczególnym przywilejom i domagają się równości wobec prawa.
Dominik Zdort sądzi wszelako, że „problem pedofilii księży został wyolbrzymiony nieprzypadkowo” („Rzeczpospolita” nr 68). Kto wyolbrzymia, nie wyjaśnia. Może komuniści, może masoni, niewykluczone, że czechiści lub cykliści. Zabawne, że broniąc księży, w inną świętość uderza. „Wśród sprawców – pisze – pedofilii księża stanowią nikły odsetek. Przeważająca większość przypadków dotyczy środowiska domowego”. Nie on pierwszy stwierdził, że rodzina jest najbardziej kryminogennym środowiskiem.
Parafia też, jak wnioskować można, nie jest miejscem szczególnie umiłowanym przez cnoty. Szkoły zakonne takoż. A i biskupi niekonieczne stoją na straży moralności.
Niby zgrzebne prawdy, coś w rodzaju wiedzy powszechnej. Tyle, że teraz mówi się o nich po gazetach i w szklanych okienkach. I nawet papież nie może twierdzić, ze jest inaczej.
A skoro tak jest ogólnie, to i o polskich konkretach rychło usłyszymy.
A.K.Waśkiewicz
- 09/06/2010 19:50 - Przebieranki - obiecanki
- 23/05/2010 09:18 - Pleplanie
- 13/05/2010 23:03 - Potęga smaku
- 02/04/2010 15:45 - Dziki kraj
- 02/04/2010 15:41 - Z dziejów pewnej wojenki
- 19/03/2010 17:09 - W służbie wartości
- 11/03/2010 19:16 - Jak to w Pińsku było
- 26/02/2010 06:26 - Lojalność
- 26/02/2010 06:20 - IV – RP bis
- 19/02/2010 08:02 - Polityczny tasiemiec: wygaszone emocje, wypaleni aktorzy