Rozmowa z Lorenzo Micellim, trenerem PGE Atomu Trefla
- Od 18 lat jest pan trenerem siatkówki. Siatkówka to była pierwsza sportowa miłość?
Lorenzo Micelli: Gdy byłem młody grałem w piłkę i lubiłem to. Gdy miałem 12 lat miałem mały problem z sercem. Lekarz zabronił mi grać ze względu na zbyt dużą intensywność gry. Przez rok nic nie robiłem. W szkole graliśmy w siatkówkę i razem z kolegami stworzyliśmy drużynę. Powoli zaczynało mi się to podobać. Spytałem lekarza czy siatkówka nie będzie problemem dla mojego serca. Powiedział, że siatkówka nie będzie zbytnim obciążeniem i mogę grać.
- Pamiętam pan gdy po raz pierwszy prowadził drużynę? Była trema?
Lorenzo Micelli: Jeśli chodzi o pracę z drużyną narodową to była mała trema. Przy pierwszy, drugim meczu. Gdy zaczynałem pracę trenera zawodniczki były starsze ode mnie. Miałem 24-25 lat, a zawodniczki miały około trzydziestu lat. Na początku nie było łatwo przekonać jej do mojej filozofii. One mówiły "Jestem starsza od ciebie, bardziej doświadczona na boisku". Moim szczęściem jest to, że umiem rozmawiać z ludźmi. Potrafię ich przekonać do swoich racji, ale również oni mogą przekonać mnie mówiąc co jest dobrze, a co źle. Wzajemne relacje to jedna z ważniejszych spraw w tej pracy. Ważna jest wymiana doświadczeń i opinii. Trzeba być otwartym gdy jest się trenerem, zwłaszcza na początku pracy trenerskiej. Z biegiem lat nabiera się doświadczenia. Obecnie mam 44 lat i pracuję z zawodniczkami, które mają 20 lat i na pewno mam większe doświadczenie, które mogę im przekazać. Zawsze podkreślam, że wymiana informacji i opinii w drużynie jest bardzo ważna.
- Wspomniał pan o filozofii. Jaka jest pana filozofia siatkarska?
Lorenzo Micelli: W mojej filozofii życiowej ważne jest to co ćwiczysz. W meczu otrzymuje się wynik tego co się trenowało. Można mieć 200 filozofii, ale najważniejsze jest to, aby zawodnicy wierzyli w to co robią. Nie ma jednej filozofii. Jeśli mam daną dwunastkę zawodniczek to filozofia wygląda w ten sposób. Gdy mam inną dwunastkę muszę ją dostosować do tej grupy. Filozofię trzeba dopasowywać do zawodniczek z jakimi się pracuje. Można chcieć grać szybciej, ale nie ma się pasujących do takiej gry zawodniczek i trzeba zmienić ich nastawienie. Trzeba to wszystko poukładać. Są zawodnicy grający szybciej, są grający wolniej. Musimy uczyć zawodników wszystkiego. Dla mnie siatkówka zaczyna się od serwisu. Trudna zagrywka stanowi o poziomie gry. Pokonanie w tej lidze dziesiątej i pierwszej drużyny to dwie różne sprawy. Trzeba do tych spotkań podejść odmiennie. Miałem szczęście i w ostatnich latach prowadziłem bardzo dobre drużyny. Zawsze miałem dobry kontakt z zawodniczkami i wspólnie staraliśmy się poprawiać naszą grę. Gdy nam się to udawało to mieliśmy wyniki. Czasami wynik jest na pierwszym miejscu, ale czasem musi być na drugim. Dla mnie praca trenera nie jest pracą tylko na rok. W mojej karierze tylko raz się zdarzyło, że po roku zmieniłem klub. To było związane z pracą z drużyną narodową. Gdy przychodzę do jakiegoś klubu to zaczynam współpracę z pracownikami klubu i mam tu na myśli wszystkich pracujących w klubie - w marketingu, w dziale finansowym. Dla mnie jesteśmy zespołem nie tylko zawodniczki i sztab szkoleniowy, ale cały klub. Razem robimy coś, chcemy coś zbudować. To przypomina puzzle. Wszystkie elementy muszą do siebie pasować. Nie chcę być gwiazdą. Chce być trenerem, bardzo dobrym trenerem. Jeśli chodzi o siatkówkę to lubię blok i obronę. Nawet za bardzo.
- Miał pan okazję pracować we Włoszech, Turcji, a teraz w Polsce. Można jakoś porównać pracę w tych krajach?
Lorenzo Micelli: Poza Włochami jestem osobą z zewnątrz, obcokrajowcem. Staram się rozumieć ludzi wśród których pracuję. Jeśli chodzi o osoby z którymi pracowałem w Turcji i teraz w Sopocie to mogę powiedzieć, że to prawdziwi profesjonaliści. Są otwarci, z bardzo dobrym nastawieniem do pracy. To jest cecha, którą bardzo cenię. Niestety we Włoszech jest z tym coraz gorzej. Zaczynając tu pracę znalazłem osoby, które lubią pracować. Gdy trzeba trenować dwa razy trenują dwa razy, trzeba trzy razy trenują trzy razy. Jeśli są jakieś problemy to szybko są rozwiązywane. Powtarzam, że powinniśmy zapomnieć, że jesteśmy kobietami i mężczyznami, ale musimy pamiętać, że jesteśmy trenerem i zawodnikiem. W tej relacji nie można się obrażać. Wszyscy pracujemy razem dla osiągnięcia jednego celu. Jest normalne, że trener wymaga każdego dnia od zawodników. Z pewnym zaskoczeniem poza Włochami znalazłem ludzi bardziej chętnych do pracy. Bez narzekania. Nie jestem trenerem, który lubi czekać, lubię zmuszać do pracy. Lubię również doceniać ich pracę "Zmuszam cię do pracy, ale twój wynik jest bardzo dobry, rozwijasz się". Chcę żeby każdy czuł "To moja drużyna". Każdy jest ważny. Każdy musi czuć, że jeśli przegrywamy to wszyscy przegrywamy, jak wygrywamy to wszyscy wygrywamy. Mówię tu nie tylko o zawodniczkach, ale o wszystkich w klubie. Jeśli czujesz się jednym z elementów to dasz więcej od siebie. Od każdego możemy się czegoś nauczyć. W ten sposób staram się zbudować coś wielkiego. Ważne jest gdy wiem, że dobrze pracowaliśmy, zawodnicy pracowali dobrze i wszyscy wokół. Wynik jest nie wiadomą. Druga drużyna może być lepsza. Dużo zależy od szczęścia. To nie jest matematyka gdzie jeden plus jeden równa się dwa. Trzeba akceptować wyniki. Ważne, żeby być dumnym z tego co się robiło. Jeśli zaczniesz się zastanawiać nad tym co zrobiłeś źle w tym lub innym momencie to będzie to twoim problemem w przyszłości. Może zakończyć sezon jako wygrany lub przegrany, ale musisz być z siebie dumny i szczery wobec siebie - to zrobiłem dobrze, to był błąd. W jednym z ostatnich wywiadów dla włoskiej gazety powiedziałem, że ważny jest dobry trener i trenowanie, ale naprawdę ważne jest doświadczenie trenera. Czasami słabszy trener, ale z większym doświadczeniem może zrobić większą różnicę w drużynie. Jeśli masz bardzo dobrego trenera z dużym doświadczeniem to jest idealne połączenie. Żaden trener nie jest magikiem. Trener może tylko pomóc drużynie. Zawodniczki są jak aktorki. To one mają się pokazywać, one są naszymi gwiazdami. To mi odpowiada. Ale gdy jesteśmy na boisku to walczymy razem. Wszystko zaczyna się od nastawienia.
- Po przegranym meczu szybko pan o nim zapomina czy analizuje co poszło źle?
Lorenzo Micelli: Gdy mecz się kończy trzeba iść do przodu. To jest jednak nasza praca i trzeba analizować co robiliśmy i starać się poprawić co robiliśmy źle. Każdą pomyłkę, każdy błąd analizujemy. Zadajemy sobie pytanie dlaczego go popełniliśmy? Nie można zbyt długo zatrzymywać się na zakończonych meczach. To jest przeszłość. Trzeba wziąć z nich co było dobre i to kontynuować. Z rzeczy negatywnych należy wyciągać wnioski i starać się je wyeliminować.
- Życie sportowców, trenerów ma plusy i minusy. Do pozytywnych stron należy chyba zaliczyć możliwość podróżowania i poznawania różnych kultur.
Lorenzo Micelli: Uważam, że to najlepsza droga do poznania innych kultur. Osobiście czuję się bardzo szczęśliwy ze swoim życiem. Jestem zbyt wielkim szczęściarzem ponieważ pracuję w sporcie. Można mówić, że sport wymaga poświęceń. Zgadzam się, że sport to pewne poświęcenia, ale wszystko się zwraca. Poświęcam coś, ale mamy wiele powodów do radości. Robimy coś o czym inni marzą. Każdego dnia budzisz się z uśmiechem. Trudno mi powiedzieć ile osób pracując codziennie budzi się z uśmiechem, idzie do pracy nie kłócąc się z ludźmi, jest dumnych z tego co robi. Nie wszyscy każdego dnia są szczęśliwi, niektórzy mają szczęście jak ja, bo robię to co jest moją pasją. Prawdziwa różnica jest gdy robimy coś co jest naszą pasją. Każdego dnia odkrywamy coś nowego. To odnosi się do kultury. Poznajmy ludzi wśród których żyjemy, ich kulturę, coraz lepiej ich rozumiemy. Włochy, Turcja i Polska są od siebie odległe, ale jest wiele podobieństw.
- Wracając do wyrzeczeń. Jednym z nich jest na pewno to, że ma pan zdecydowanie mniej czasu dla swojej rodziny. Zbliżają się święta i nie będzie pan miał zbyt wiele czasu dla rodziny.
Lorenzo Micelli: Święta to dla mnie zawsze bardzo dobry okres. We Włoszech dzieci nie chodzą do szkoły więc moja rodzina przyjeżdża do mnie na kilkanście dni. Nigdy nie byłem w święta sam, zawsze miałem przy sobie rodzinę. Kocham dzieci. One jednym uśmiechem mogą zmienić dzień. Ich płacz łapie cię za serce. Okres świąt jest dla mnie ważny z tego względu, że mogę spędzić ten czas z rodziną. Święta to również okres gdy przybywa nam dwa-trzy kilo (śmiech). W tym czasie więcej jemy i pijemy. Nie przepadam za słodkimi potrawami. Lubię pizzę.
- Woli pan otrzymywać prezenty czy je dawać?
Lorenzo Micelli: Zawsze wolę dawać prezenty, nie lubię dostawać. Nie lubię, bo nie jestem zbyt ciekawską osobą. Lubię widzieć ludzi szczęśliwymi. Nie przywiązuje uwagi do tego co dostaję. Czasami prezent jest zbyt osobisty. Jeśli coś dostanę to będę szczęśliwy, że ktoś o mnie pomyślał. Jestem szczęśliwy pozwalając innym być szczęśliwymi. Ważniejsze od otrzymywania jest dawanie.
- Pamiętam pan jakiś szczególny prezent?
Lorenzo Micelli: Był taki prezent, który otrzymałem od ojca. To było 28 lat temu. Marzyłem o skuterze. Wszyscy moi przyjaciele mieli skutery. I dostałem taki prezent. To była olbrzymia niespodzianka. Nie był nowy, nie był drogi, ale był tym o czym naprawdę marzyłem w tym wieku. Moim znajomi byli urodzeni na początku roku, a ja byłem ostatni z października. Wszyscy jeździli skuterami, a ja nie. Zawsze jechałem na rowerze i gdy jechaliśmy na ryby lub pograć w piłkę, koszykówkę ja przyjeżdżałem ostatni. Nie byłem wtedy dorosły, ale jadąc skuterem czułem się jak kierowca formuły jeden. To był symbol mojego wieku. Gdy kupiłem pierwszy samochód nie czułem tego.
- Wspominał pan, że stara się jak najlepiej poznać kulturę kraju w którym pracuje, w tym język. Jak idzie nauka języka polskiego?
Lorenzo Micelli: Staram się uczyć. Obiecałem prezesowi, że się nauczę. Nie jest łatwo, bo gdy przybyłem do Sopotu, tak było również w Turcji, musiałem zrozumieć jak ludzie tu pracują, jak się poruszać po mieście. Są treningi, mecze. Brakuje czasu. W pierwszym roku w Turcji również było mi ciężko się uczyć. Gdy już zrozumiałem rytm życia, jak się poruszać, pracować, jaki jest poziom życia, zorganizowałem się lepiej. Na razie znam niewiele słów. Wiem jak się przywitać, podziękować i kilka słów związanych z siatkówką. Nie jest łatwo, ale będę się uczył. To ważne, bo jeśli nie można się porozumieć to niczego się nie odkryje. Jeśli nie będę miał czasu w drugiej części roku to naukę przełożę na przyszły sezon.
- Jak można porównać życie w Stambule, jednym z największych miast świata, z życiem w dużo mniejszym Sopocie?
Lorenzo Micelli: Bardziej odpowiada mi życie w Sopocie. Tu ruch jest mniejszy, jest spokojniej. Urodziłem się w Urbino, które jest małym miasteczkiem. Potem mieszkałem na wybrzeżu, podobnie jak w Sopocie, blisko morza. Nie było tam takich tłumów. W Sopocie wszędzie możesz dotrzeć w kilka minut.
- Gdy spojrzeć w pańskie osiągnięcia to co ciekawe więcej razy wygrał pan Ligę Mistrzyń niż zdobył krajowe mistrzostwo.
Lorenzo Micelli: Gdy dwa razy zdobywaliśmy z Bergamo Ligę Mistrzyń nie mieliśmy czasu na zregenerowanie sił przed decydującą fazą zmagań ligowych. To jest również związane z cyklem drużyny. Dochodzi się z formą w danym momencie i po nim zawsze przychodzi zniżka formy. Dodatkowo zawsze po Lidze Mistrzyń co się nam przytrafiało. Raz w półfinale kontuzji doznała Piccinini. Brakowało mi szczęścia w tym czasie.
- W tym roku PGE Atom Trefl nie gra w Lidze Mistrzyń. Może to dobry prognostyk na zdobycie tytułu Mistrza Polski?
Lorenzo Micelli: (śmiech) Żeby to osiągnąć musi zrobić kolejny krok jako drużyna. Zrobiliśmy dużo, ale trzeba wszystko dopasować. Na razie szykuję drużynę na play off. Tak robi każdy trener. Jako nowy trener w Polsce muszę poznać naszych przeciwników. Gdy gra się w lidze kolejny sezon to wiadomo na co drużynę z danym trenerem stać. Naszym celem jest pokonać Police, Muszynę, Wrocław, Bielsko i Dąbrowę. Z nimi musimy wygrać jeśli chcemy zdobyć mistrzostwo. Możemy przegrać z Legionowem, bo akurat będziemy mieli dołek kondycyjny. Czasami można przegrać bo zawodniczki będą przemęczone. To nie może jednak być wymówką. Można taki mecz przegrać, ale trzeba przygotować zespół do pokonania głównych rywali. Myślenie że wygra się wszystkie mecze z niżej klasyfikowanymi zespołami, a nie jest się przygotowanym do gry z wyżej notowanymi drużynami to moim zdaniem błąd.
Rozmawiał Tomasz Łunkiewicz
fot. Sławomir Żylak
- 04/01/2015 19:49 - Stoczniowiec podzielił się punktami z "Katechetami"
- 03/01/2015 16:57 - Lotos Trefl po dramatycznym meczu pokonał Transfer
- 03/01/2015 14:46 - Wawrzyniak prawie w Lechii, Mila wciąż w Śląsku
- 28/12/2014 15:31 - PGE Atom Trefl - Pałac LIVE: 3:1 - 25:17, 25:18, 23:25, 25:20
- 22/12/2014 15:42 - PGE Atom Trefl - KSZO Ostrowiec LIVE: 3:1 - 25:14, 26:24, 23:25, 25:17
- 21/12/2014 23:06 - Andrea Anastasi: Obecna siatkówka podoba mi się bardziej
- 21/12/2014 19:40 - Mirosław Jabłoński: Okres startów w Gdańsku zawsze będę mile wspominał
- 21/12/2014 19:24 - „Bobo” Kaczmarek: W każdym zespole musi być zachowany balans
- 20/12/2014 15:17 - Roszady kadrowe w PGE Atom Trefl
- 20/12/2014 15:09 - Marek Wróbel przeszedł z MH Automatyka Stoczniowiec 2014 do Cracovii