Dobiegły końca wakacje. Tradycyjnie w Gdańsku odbyło się wiele ciekawych wydarzeń kulturalnych. Jednym z nich była interesująca wystawa zaprezentowana przez Nadbałtyckie Centrum Kultury – Malarze XIX i XX-wiecznego Gdańska z kolekcji Andrzeja Walasa. Wystawa stanowiąca zbiór kolekcjonowanych od 35 lat obrazów autorstwa gdańskich twórców. Zbiór przywołujący różnego rodzaju emocje.
Jedni uważają, że jest to gloryfikacja niemieckiego spojrzenia na Gdańsk, inni zaś że jest to artystyczna wizja, ilustracja minionego okresu w dziejach miasta. Owszem można zastanawiać się nad charakterem tego malarstwa. Jednak co by nie mówić widzimy je poprzez pryzmat sztuki niemieckiej, miasto w tym czasie należało do Cesarstwa Niemieckiego i trudno by było szukać związków artystów gdańskich z akademiami w Warszawie, Krakowie czy Lwowie. Znajdujemy twórców kończących akademie w Berlinie, Monachium, Dreźnie czy Weimarze. Dopiero silne wątki narodowościowe mogły mieć wpływ na jego charakter i tak też w wypadku paru malarzy miało to miejsce i to niezależnie od miejsca odbywania studiów. Myślę o Mokwie, Chlebowskim czy Brzęczkowskim. Oni i paru innych, nieco zmieniało koloryt gdańskiego malarstwa, ale to nie pochodzenie autorów obrazów nadawało klimat tej sztuce, to raczej miejsce i specyficzny duch miasta był bohaterem. Dopiero lata trzydzieste Wolnego Miasta Gdańska nieco odmieniły sytuację. Do tego momentu jednak trudno mówić o tożsamości gdańskiej sztuki z niemiecką. Oczywiście nie oznacza to, że powstawały tu odmienne style czy nurty, oznacza to jedynie to, że aura przesiąknięta był wielonarodowościowym charakterem miasta i różnym artystycznym sposobem widzenia. Trudno zatem sztukę tamtego okresu, polsko-gdańsko-niemiecką wyrzucić na śmietnik historii. Na przykład genialne obrazy szkoły sopockiej, tworzone w znienawidzonym socrealizmie, znajdują swoje miejsce w muzeach i to nie ze względu na jakieś wyjątkowe predyspozycje poszczególnych autorów czy tematykę, ale na ich artystyczne walory i niepowtarzalność kolorystycznego stylu. Trudno „Podaj cegłę” Kobzdeja, „Bar mleczny” Wnukowej czy ”Gertruda Wysocka-przodownica pracy” nie docenić. Każdy okres w sztuce ma swoją specyfikę, Gdańsk też taką miał. Czy historia ma wpływ na malarstwo? Na pewno tak, ale czy może ona mieć wpływ na artystyczne walory twórcy? To odwieczny dylemat, który już dziś nie powinien obciążać nas kompleksami czy stanowić problem. Wracając jednak do wystawy. Podczas prezentacji w Nadbałtyckim Centrum Kultury zobaczyliśmy kilka bardzo ciekawych do tej pory nieznanych dzieł takich artystów jak: Herman Both, Michael Carl Gregorovius, Albert Lipczinsky, Felks Meseck, Bruno Paetsch, Fritz Pfuhle, Alfred Scherres, Wilhelm August Stryowski, Julius Zielke.
Stoją od lewej Larry Okey Ugwu dyr. NCK, Stanisław Seyfried - autor katalogu, Andrzej Walas - właściciel kolekcji, zdj. Erazm Wojciech Felcyn
Wielu z nich później kontynuowało studia artystyczne w renomowanych europejskich uczelniach od Monachium po Paryż. Wielu z nich powróciło do Gdańska, wielu jednak już nigdy nie odwiedziło swojego rodzinnego miasta. Wspomnienia dziecięcych lat, atmosfera, niezapomniany klimat już na zawsze pozostał w ich twórczości.
Alfred Scherres, Przy Ołowiance, 1898, olej, płótno
Rodzi się zatem pytanie, czy Gdańsk można zaliczyć do artystycznej prowincji ówczesnej Europy ? I tak i nie, bowiem z jednej strony miasto będące na marginesie ówczesnych władz nie doczekało się wyższej uczelni artystycznej, pomimo wielkiego historycznego i kulturowego potencjału. Z drugiej zaś prowincjonalna półwyższa szkoła malarska, w swoim charakterze podobna do szkół w Magdeburgu i Halle, zatrudniająca zaledwie paru profesorów, kształciła wybitnych artystów. Największe talenty otrzymywały od władz Gdańska możliwość dalszego studiowania w szkołach wyższych ówczesnej Europy. Za pośrednictwem powstałego w roku 1816 Towarzystwa Pokoju przez blisko sto lat jego działalności, wsparło ono stypendiami około 1800 uzdolnionych obywateli Gdańska, reprezentujących różne dziedziny życia artystycznego. Spośród malarzy z takiej pomocy między innymi skorzystali: Johann Carl Schultz, Carl Theobald Gregorovius, Albert Juchanowitz, Artur Bendrat. Czołową postacią artystyczną XIX-wiecznego Gdańska był Johann Carl Schultz.
Johann Carl Schultz, Prezbiterium kościoła św. Trójcy, Karta 5, II seria, 1855, akwaforta
Wielka osobowość XIX wiecznego Gdańska. Malarz, grafik, dyrektor Królewskiej Szkoły Sztuk Pięknych (1834-1873) oraz założyciel Towarzystwa Sztuk Pięknych (1835), które w 1872 roku doprowadziło do założenia gdańskiego Muzeum Miejskiego. Zasłynął trzema albumami akwafort ukazujących się od 1846 do 1867 roku, a zatytułowanych „Danzig und seine Bauwerke” (Gdańsk i jego budowle – 54 akwaforty). Przedstawił w nich wnętrza budowli starego miasta, łącząc walory artystyczne z historyczną wartością zabytków. Próbował zwrócić uwagę na zrozumienie konieczności zachowania ich dla dalszych pokoleń. W 1856 roku założył Stowarzyszenie Ochrony Dawnych Budowli i Pomników Sztuki w Gdańsku. Będąc osobą wykształconą, bowiem po skończeniu Gdańskiej Szkoły Sztuk Pięknych, studiował malarstwo w Berlinie, był uczniem słynnego monachijczyka Domenico Quaglio, uczył się również w Włoszech, jak nikt inny, rozumiał i doceniał urok starej gdańskiej architektury. Jego prace są dziś, niekiedy jedynym świadectwem dawnej świetności miasta. Na początku swojej kariery malarskiej dużo podróżował po Europie. Wykonał wiele wizerunków architektury Prus Zachodnich i Wschodnich między innymi Malborka. Był członkiem Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie i Carskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Wychował w Gdańsku kilku słynnych malarzy między innymi: Wilhelma Augusta Stryowskiego, Wilhelma Adama Juchanowitza, Carla Gustava Rodde, Eduarda Hildebrandta i wielu innych. Pod koniec życia zaczął tworzyć swój wielki cykl rycin zatytułowany „Tutti frutti” z wizerunkami Gdańska, Oliwy, Helu oraz paru innych europejskich miast. Niestety postępująca choroba nie pozwoliła dokończyć pracy i zmusiła go do sprzedania powstałych rycin na publicznej aukcji. Był artystą zaangażowanym mocno w sprawy miasta, a swój talent prawie w całości poświęcił na tworzenie i zapisywanie elementów gdańskiej architektury.
Felix Meseck, Wielkie cierpienie, 1917, akwaforta, papier czerpany
Inny wielki Gdański artysta pochodzący z przedmieścia miasta, Wilhelm August Stryowski był jego uczniem, tworzył na przełomie XIX i XX wieku, określany jako malarz etnograficzny, dla Niemców tematyka jego prac: polska szlachta, Żydzi, Cyganie i flisacy, była nie do przyjęcia. Pewnie dlatego nie trafił do panteonu niemieckich malarzy narodowych. Dla Polaków z kolei, nie do przyjęcia była nieznajomość języka polskiego i odmawianie udziału w warszawskich wystawach. Artysta od czasu do czasu akceptował jedynie pokazywanie swoich dzieł w Krakowie i ewentualnie we Lwowie. Enigmatycznie tłumaczył swoje pochodzenie, nie przyznając się do polskich korzeni. Tak też dla polskiego dziedzictwa pozostał artystą o korzeniach niemieckich. Nie zmienia to faktu, że był gdańszczaninem, dla którego klimat tego miejsca, wielonarodowy charakter, mieszanie się kultur stanowiło pierwszoplanowy temat zainteresowań malarskich. Prasa polska w ówczesnym czasie miała mu głęboko za złe taką postawę, jednocześnie nie szczędziła miejsca na publikowanie w postaci drzeworytów sztorcowych jego dzieł. Co rusz w polskich periodykach: Tygodnik Ilustrowany, Kłosy, Strzecha, Wędrowiec, Biesiada literacka itd. ukazywały się takie reprodukcje. Także kilka europejskich, francuskich i niemieckich tygodników publikowało te reprodukcje. Do dziś w wielu wypadkach stanowią one jedyną dokumentację dawno zaginionych obrazów. Tak jak ma to miejsce z zaginionym obrazem Wesele Żydowskie w Galicji skradzionym przed wielu laty z Muzeum w Budapeszcie, na którym malarz umieścił wyraźny fragment architektury gdańskiej w postaci bramy cmentarnej przy kościele NMP, do dziś istniejący od strony ulicy Piwnej, często przez artystę szkicowany.
Wilhelm August Stryowski, Wieczór nad Wisłą koło Gdańska, ok. 1869, drzeworyt
Wilhelm Stryowski był artystą bardzo dobrze wykształconym. Pierwszych lekcji rysunku udzielał mu wuj, gdański portrecista Carl David Franz. Następnie trafił pod skrzydła najwybitniejszego malarza XIX-wiecznego Gdańska, profesora Szkoły Sztuk Pięknych w Gdańsku – Johanna Carla Schultza, który poza wielką sztuką i wysokiej klasy umiejętnościami malarskimi wpoił mu umiłowanie do historii oraz poszanowanie dla zabytków. Stąd jego konserwatorskie zamiłowania i zainteresowania kolekcjonerskie.
Fritz Pfuhle, Mężczyźni i konie, akwarela
Dzięki stypendium Gdańskiego Towarzystwa Pokoju dalsze studia odbył w düsseldorfskich pracowniach wybitnych malarzy romantycznych Carla Friedricha Lessinga i Johanna Wilhelma Schirmera. Był to czas wypracowywania kompromisu między naturalizmem a idealizmem, wiernością rzeczywistości a wzniosłością, poszukiwaniem między malarstwem historycznym a pejzażem. Po powrocie do Gdańska z podróży po północnej Europie w roku 1858 Stryowski podjął się nauczania malarstwa.
Nowy rozdział życia wiązał się również z rozpoczęciem malowania cyklu, który pozostał już w jego twórczości do końca życia. Cykl poświęcony flisakom nadał charakter malarstwu Stryowskiego, określany często przez krytyków jako etnograficzny. Ponad 60 lat artysta malował sceny związane z dorzeczem Wisły, nadając jakże inny koloryt ówczesnemu gdańskiemu malarstwu tak ściśle związanemu z historią Polski.
Stryowski pochodził z Oruni. Dzielnicy jeszcze do niedawna związanej z kulturą przedmieścia i może z tym faktem łączyć można jego upodobania do malowania charakterystycznych typów, kolejnych cykli tematycznych. Kultury Polskich Żydów czy Cyganów. Artysta czuł, że charakter tego typu malarstwa zawsze będzie oryginalny i modny i nie pomylił się. Jego dzieła osiągają dziś na aukcjach bardzo wysokie ceny, ale pojawiają się bardzo rzadko. Wilhelm Stryowski był również wybitnym pedagogiem. Od roku 1873 wykładał w rodzimej Szkole Sztuk Pięknych w Gdańsku i wykształcił wielu znakomitych malarzy: Reinholda Bahla, Arthura Jensena, Paula Kreisela, Bertholda Hellingratha.
Wernisaż, zdj. Erazm Wojciech Felcyn
Brał udział w tworzeniu Muzeum Miejskiego, w którym od roku 1880 był głównym konserwatorem, a od roku 1887 jego kustoszem. Cesarz Wilhelm II w roku 1894 przyznał malarzowi tytuł profesora. Tuż przed I wojną światową wraz z odejściem z Muzeum, zakończył pracę w Szkole Rzemiosł Artystycznych i opuścił Gdańsk. Przeniósł się do Essen, gdzie w roku 1917 zmarł. Żona i córka pochowały artystę na nieistniejącym już dzisiaj oruńskim cmentarzu Salvator niedaleko miejsca gdzie się urodził. Stryowski zasłużył na co najmniej takie uznanie, jak wśród polskich malarzy uzyskał Jan Matejko.
Kolekcja Andrzeja Walasa może w wielu pozycjach dorównuje zbiorom takich gdańskich kolekcjonerów jak: Jacob Kabrun, Friedrich Basner czy Lesser Giełdzińsk. Należeli oni do wyjątkowych znawców gdańskiej sztuki. Ich zbiory w roku 1872 wypełniły powstające Muzeum Miejskie.
Bruno Paetsch, Spojrzenie na Gdańsk, olej, płótno
Kolekcja Andrzeja Walasa również reprezentująca wysoki poziom artystyczny, powinna znaleźć swoje stałe miejsce prezentacji na chlubę miasta. Sam jej właściciel zasługuje na duży szacunek, bowiem swoje oszczędności lokuje w zbiorze gdańskiej sztuki. Po wielu latach obrazy kupowane w domach aukcyjnych, Monachium, Berlina, Amsterdamu, Paryża, Londynu powracają do Gdańska, miejsca swoich narodzin. Tu gdzie powinno być ich miejsce.
Stanisław Seyfried
- 02/10/2018 09:40 - Leszek Mądzik laureatem XVII edycji Nagrody im. Kazimierza Ostrowskiego
- 01/10/2018 16:00 - Oczywiste oczywistości Tomasza Sętowskiego
- 25/09/2018 20:03 - Bogusław Marszal, drohobycki uczeń Brunona Schulza
- 17/09/2018 18:59 - Krystyna Jacobson - nestorka sopockiego malarstwa
- 11/09/2018 09:57 - Pierwszy raz Mieczysława Wosiaka w Stacji Orunia
- 02/09/2018 16:19 - Jeszcze raz WL4
- 26/08/2018 19:49 - Odbudowa gdańskich organów Dalitza w kościele Bożego Ciała
- 19/08/2018 20:53 - Wystawa Erazma Wojciecha Felcyna – „Anatomia Apokalipsy”
- 13/08/2018 07:38 - Sętowski to Sętowski
- 06/08/2018 09:28 - „Czerwone maki” pani Rosvity z Sopotu