Malarstwo Joanny Śmielowskiej usytuowane jest między snem a jawą. Między koloryzmem a symbolizmem, między poezją a twardą rzeczywistością. W czasoprzestrzeni między Częstochową a Gdynią po drodze z Krakowem, Poznaniem i Lwowem, ale Lwów to nie jej opowiadanie, to historia męża. W kuchennym kredensie stoi kawowy serwis ocalały w ucieczce ze Lwowa, zaświadcza o pochodzeniu Bogdana Jaremina, najbliższej osoby, męża, profesora medycyny, lekarza, podróżnika, poety.
„ Nie wybierał sobie miejsca
Miasto także go nie szukało.
Spotkali się przypadkowo
pewnego ranka na Łyczakowskiej, o szóstej
w szpitalu, przy otwartym oknie.”…*
Poezja kieruje sztukę Śmielowskiej w tajemne obszary, jest ważna w jej twórczości malarskiej. Trudno powiedzieć ile w niej lirycznych odniesień a ile wiedzy wyniesionej z poznańskiej uczelni i wykładów profesorów Jacka Waltosia i Zbigniewa Lutomskiego. Jedno jest pewne widzimy w niej wiele nowoczesnych odniesień jakże dojrzałego polskiego symbolizmu Malczewskiego, Waliszewskiego czy Biegasa. Nie są to jednak relacje bezpośrednie, to innego rodzaju sztuka. Powstaje z wiedzy, doświadczenia i metafizyki. Wydobywa ją z głębin swojego opowiadania, które tworzy atmosferę jej twórczości. Jest malarką gestu, poszukuje w nim swobodnego lekkiego, zwiewnego przepływu, buduje go za pomocą koloru i struktury. Nie otwiera się na sferę doświadczenia oczywiście ono jest, ale tylko jako element techniki.
Joanna Śmielowska, Zefir, 2010, ołówek
Ostatnio uczestniczyła w pełnometrażowej produkcji animowanego filmu „Twój Vincent”. Warsztat artystki został wzbogacony o nowe doznania malarskie. Jest coraz ciekawszy, otwiera się na nowości, ale ma pełną kontrolę nad nim. Nie przekracza tej cienkiej granicy kiedy rozum i ręka zostają wypierane przez technikę. Śmielowskiej nie grozi ta ekstra nowoczesna postawa, mało zrozumiała, często degenerująca malarstwo, spychająca klasyczne rozumienie sztuki w głęboki niebyt.
Joanna Śmielowska, Podczas wernisażu w Sopockim Dworku Sierakowskich (maj 2019)
Artystka lubi ludzi i to oni są bohaterami jej opowiadań. Człowiek i jego egzystencja stanowi uniwersalny sposób opowiadania, nie inspiruje się biblią czy mitologią. Jej człowieka widzimy czasami w malarstwie magicznego realizmu, trudno jednak łączyć twórczość Śmielowskiej z artystami pochodzącymi z tego samego miasta co ona, myślę oczywiście o Częstochowie i artystach tworzących tamtejszą szkołę malowania. To innego rodzaju spojrzenie na malarstwo. Wiązał bym je bardziej z teoriami amerykańskiego krytyka sztuki, pisarza, filozofa Donalda Kuspita, który uważał, że syntezą sztuki nowoczesnej naszych czasów może być między innymi połączenie malarstwa tradycyjnego i sztuki modernistycznej. Natomiast oniryczno-symboliczna konwencja Śmielowskiej, która zatrzymuje kadr, buduje atmosferę ponad czasem, opowiada historie jej wyobraźni przenosząc je do dzisiejszej rzeczywistości, to co innego.
Joanna Śmielowska, Znajdź swój sen. Sad, 2017, olej, płótno
Czasami pojawiają się odkrywcze scenariusze jej obrazów, będące zupełnie nowymi historiami. Czy one pochodzą z jej przemyśleń? Zapewne tak, ale przypuszczam, że to mogą być również obrazy pochodzące z poetyckich wizji jej męża, człowieka o wielkiej wrażliwości artystycznej, poety, malarza, ale i mentora artystki. Osoby mocno stojącej na nogach, proponującej swoim wysokim intelektem i wartościami poetycko - malarskimi wymianę mądrości artystycznych.
Joanna Śmielowska, Parawaniki, 2017, olej
Malarska droga Śmielowskiej usiana znaczącymi osobowościami sztuki, zmysłem obserwacji, talentem i pracą stworzyła ciekawy medytacyjny obraz swej twórczości. Dopatruję się w niej wielu ciekawych odniesień, które mogłem zestawić ze swoimi wyobrażeniami podczas ostatniej wystawy malarki w sopockim Dworku Sierakowskich. O tym może przy następnej okazji. Niestety wystawa już się zakończyła, ale jak wiem artystka przygotowuje kolejny bardzo ciekawy pokaz z interesującymi propozycjami grupy zaprzyjaźnionych twórców, który odbędzie się pod koniec roku w Gdańskiej Filharmonii. Polecam.
Joanna Śmielowska, Doorkeepers and the Trickster, 2010, ołówek
Stanisław Seyfried
* - fragment wiersza zatytułowanego „Lwów” pochodzącego z tomiku Bogdana Jaremina „Zapach porcelany”
Zdjęcia pochodzą z archiwum malarki
- 02/07/2019 12:51 - Niezapomniany Ryszard Stryjec
- 01/07/2019 15:02 - Finisaż wystawy "W drodze – kontynenty"
- 25/06/2019 08:38 - Katarzyna Gauer - Post Scriptum
- 19/06/2019 16:07 - Boże Ciało 1966 w obiektywie Erazma W. Felcyna
- 11/06/2019 20:10 - Leonardo - Opera Omnia i K-Dron
- 28/05/2019 11:37 - Komitet Paryski a Sopot
- 21/05/2019 11:13 - W drodze… Kontynenty - wystawa Danuty Joppek
- 14/05/2019 14:35 - Profesor Pfuhle i jego uczniowie – obraz drugi
- 09/05/2019 16:48 - Profesor Pfuhle i jego uczniowie – obraz pierwszy
- 29/04/2019 10:55 - Erazm Wojciech Felcyn - Synthesis