Goście przybywający na wernisaż wystawy Henryka Cześnika do Teatru Szekspirowskiego, zastali artystę przy pracy. Na rampie, stojący przed dużym obrazem, malarz kończył jedno z kolejnych swoich dzieł, które zaraz stało się integralną częścią znakomitego wydarzenia artystycznego.
Ekspozycję sam autor wcześniej zapowiadał jako pokaz prac, które „noszą w sobie połączenie klasycznego malarstwa z charakterystycznym elementem dla tego miejsca, jakim jest kurtyna teatralna. Dotyczyło to również postaci z obrazów, które przyjmując teatralne pozy uczestniczą w wyimaginowanych spektaklach”. Sopocki malarz prezentował się niczym nasi znani mistrzowie, malujący przed laty swe słynne panoramy. Krzątał się na rampie, wypełniając przestrzeń płótna nowymi postaciami i akcją, która rozgrywała się w łaźni miejskiej, a doprowadziła nas do kulminacyjnego momentu jakim było postawienie szekspirowskiego pytania „To be, or not to be”.
Wystawę stanowią wyodrębnione prace dużych formatów namalowane na „zdobycznych” już nikomu niepotrzebnych materiałach. To cześnikowskie Teatrum surrealistycznych wizji, stworzone jego unikatową lecz rozpoznawalną kreską. Postaci wiszące głowami w dół, rydwany, wanny na kołach, zwisające ludzkie torsy. Świat przemijania, kruchości, apokalipsy i unicestwienia. Oglądanie wystawy przychodzi nie bez trudu, bowiem jak zapowiedział we wstępie dyr. Teatru Szekspirowskiego prof. Jerzy Limon, może być problem z lokalizacją obrazów w tej olbrzymiej przestrzeni zakamarków budynku, skądinąd świetnie nadającej się do prezentacji takich okazałych wystaw. Dlatego pewnym ułatwieniem było oprowadzenie gości przez jej kuratora Roberta Florczaka. Jednak klimatu tego artystycznego wydarzenia nie da się już powtórzyć, bowiem wyznaczył go sam autor, spektaklem malarskim przy dźwiękach odurzającej, genialnie komponującej się z całością improwizacji muzycznej Irka Wojtczaka. Wystawa należy do tych, które zostaną w pamięci.
W ostatnim czasie mamy w Trójmieście wiele znaczących wydarzeń malarskich i to zarówno za sprawą wielkiej aktywności władz Sopotu jak i naszego ZPAP, a także gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Właśnie wystawa Henryka Cześnika uświadomiła mi tożsamość pokolenia artystów będących wychowankami pierwszych sopockich profesorów, których korzenie kunsztu artystycznego sięgały Paryża. Jak mówił Jacek Żuławski bez, którego w sztuce nic nie może się zdarzyć.
Od lewej: prof. Robert Florczak, prof. Jerzy Limon, Irek Wojtczak, prof. Henryk Cześnik
Wspomnę jedynie trzy nazwiska malarzy, których wystawy ostatnio odwiedziłem: Kazimierz Kalkowski, Mieczysław „Mieto” Olszewski i Henryk Cześnik. Wszyscy trzej są wychowankami dwóch znakomitych indywidualności polskiego malarstwa: Kazimierza „Kacha” Ostrowskiego i Jacka Żuławskiego, profesorów szkoły, która obchodzi 70-lecie swego powstania. Właśnie w tej chwili mija ten moment kiedy przed 70-ciu laty szkoła nosiła jeszcze nazwę – Państwowy Instytut Sztuk Plastycznych w Sopocie z siedzibą w Gdańsku. Warto przypomnieć czas, niezapomnianego sopockiego „Sezonu kolorowych chmur”, w którym rodziła się siła naszej współczesnej plastyki, wywodząca się dziś od takich mistrzów jak: Kazimierz Kalkowski, Mieczysław Olszewski czy Henryk Cześnik.
Stanisław Seyfried
fot. Stanisław Seyfried
- 25/11/2015 13:55 - Jak paryski „La Ruche” – WL4 w Gdańsku
- 23/11/2015 08:53 - 50 lat pracy twórczej prof. Czesława Tumielewicza
- 18/11/2015 09:26 - „Corpus" – Wystawa z okazji 70-lecie ASP w Gdańsku
- 11/11/2015 16:01 - Jürgen Blum/Gerard Kwiatkowski – „W imieniu sztuki”
- 09/11/2015 16:57 - Czesław Tumielewicz: „Urodziłem się malarzem, jestem więc malarzem…”
- 23/10/2015 18:02 - Specjalne Nagrody Marszałka Województwa Pomorskiego
- 21/10/2015 19:45 - Cichocka-Gula: Atrakcyjny, kulturalny Sopot
- 14/10/2015 20:18 - Ulotny konkret Zdzisława Brodowicza
- 06/10/2015 19:21 - Jerzy Fober w Kartuskiej Galerii Refektarz
- 02/10/2015 12:45 - Józef Paweł Karczewski - artysta wielowymiarowy