Z prof. Tadeuszem Iwińskim, politologiem, nauczycielem akademickim, posłem na Sejm siedmiu kadencji (1991-2015) rozmawia Artur S. Górski
- W ciszy odszedł były I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania, który kierował aparatem partyjnym w czasach solidarnościowej rewolucji. Był pan jedynym przedstawicielem liderów lewicy, jedynym aktywnym politykiem SLD, na jego pogrzebie. Inni się wstydzili?
Tadeusz Iwiński: Wie pan, że ja nigdy nie byłem w aparacie PZPR. Byłem wykładowcą Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, tam się habilitowałem. Zajmowałem się kapitalizmem i na ten temat pisałem książki. Nie znałem osobiście Stanisława Kani. Uznałem, że powinienem być na jego pogrzebie. Był on członkiem Rady Państwa, posłem z Wybrzeża, z Gdyni, a przez 13 miesięcy I sekretarzem KC PZPR w burzliwym okresie lat 1980-1981. W ówczesnym kierownictwie państwa i partii był zwolennikiem koncyliacyjnego podejścia do „Solidarności”. Porządny człowiek. Nie wiem, nie wnikam, dlaczego inni nie pofatygowali się. Nie rozumiem tego. Było niespełna czterdzieści osób na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Może zawiniła pogoda, może panika wywołana koronawirusem...
- Nie przesadzajmy, koronawirus zablokował odwagę działaczy?
Tadeusz Iwiński: Ceremonia odbyła się w kameralnym gronie, bez udziału przedstawicieli dzisiejszego kierownictwa SLD, czy szerzej lewicy. Mogiła Kani znajduje się obok grobu generała Jaruzelskiego.
- Kania kojarzy się jako zwolennik porozumienia z ruchem „Solidarności”, odległym od partyjnych jastrzębi, jak Olszowski, Milewski...
Tadeusz Iwiński: Kania miał opinię gołębia, był zwolennikiem współpracy, poukładania się z ludźmi z „Solidarności”. Pod naciskiem „towarzyszy radzieckich” doszło do zmiany na jesieni 1981 roku na stanowisku I sekretarza. Paradoksalnie to on odpowiadał w KC za sferę bezpieczeństwa, za Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego...
- Sprawował nadzór polityczny nad „mieczem i tarczą partii”, nad Służbą Bezpieczeństwa. To była ważna persona...
Tadeusz Iwiński: Po nim takim kimś był Milewski. Inny format...
- Który w 1984 roku upadł i generał Kiszczak miał już pełną kontrolę. Ale to inny temat. Jak pan ocenia, z perspektywy lat i transformacji ustrojowej, postawę Kani w latach 1980 i 1981?
Tadeusz Iwiński: Kania odszedł ze stanowiska kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego. Z tego co mi wiadomo - nie był zwolennikiem jego wprowadzenia. Historycznie uważam, że stan wojenny, powtarzając za Machiavellim, to było „Io malo minore” (mniejsze zło – dop. red.). Mimo wszystko stan wojenny i polskie wojsko były mniejszym złem niż wkroczenie wojsk radzieckich, pewnie NRD-owskich i czechosłowackich. Taka wówczas była atmosfera. Kilka miesięcy temu byłem na konferencji w Bukareszcie, w 30 rocznicę tragicznych wydarzeń. Wówczas towarzysze rumuńscy, część kierownictwa, obrali wariant działań prewencyjnych i zdecydowali się na rozstrzelanie, właściwie bez procesu, Nicolae Ceausescu i jego żony Eleny w grudniu 1989 roku. Wybór Jaruzelskiego nie przyniósł więc „Io malo maggiore” (zło większe – dop. red.). Rok 1981 w Polsce tym by się różnił od wydarzeń na Węgrzech i w Czechosłowacji, że polskie wojsko by walczyło...
- Honved walczył, dowodzony przez pułkownika Pala Malatera w 1956 roku...
Tadeusz Iwiński: Były to jednak niewielkie węgierskie oddziały, szybko stłumione. Inna była skala, czterokrotnie mniejszy kraj niż Polska. I tu było Wojsko Polskie. Oczywiście jest żal i współczucie dla rodzin ofiar stanu wojennego. Kania jednak zapisał się tak, że można jego racje zrozumieć.
- Czy pan rozumie racje Włodzimierza Czarzastego, który na pogrzeb nie przybył, nie chcąc być identyfikowanym z I sekretarzem KC PZPR?
Tadeusz Iwiński: Nie jestem teraz w kierownictwie SLD. Kolega Czarzasty postanowił mnie, który osiem razy zdobywał mandat na liście wyborczej nie umieszczać. Uważam, że było to niedemokratyczne...
- Już w 2015 roku, po 24 latach, znalazł się pan poza parlamentem.
Tadeusz Iwiński: Mandat zdobyłem, ale nie przekroczyliśmy koalicyjnego progu wyborczego. To inny temat. Generalnie Czarzasty zachowuje się racjonalnie. Jednak to, że nie było nikogo z kierownictwa Sojuszu, to oznacza próbę odcięcia się od pozytywnej tradycji, która przecież była wśród członków PZPR.
- Nie wszyscy w PZPR w 1981 roku byli skrojeni na miarę Milewskiego, Olszowskiego, który po upadku systemu wyjechał do USA, czy na wzór sympatycznego Albina Siwaka...
Tadeusz Iwiński: Na Powązkach nie był chowany Milewski, czy jeszcze żyjący Olszowski. Kania był praktykiem, nie intelektualistą, który zachował się w sposób - na tamte czasy, wyważony. Kania był człowiekiem przyzwoitym, zwolennikiem porozumienia w 1981 roku więc uznałem, że SLD, którego byłem wiceprzewodniczącym, jest spadkobiercą socjaldemokratycznego nurtu w PZPR i powinien być jakoś obecny nad jego grobem.
- 23/03/2020 09:07 - W tygodniku „Sieci”: Oto polski plan na wojnę z epidemią
- 22/03/2020 19:43 - 17 przypadków koronawirusa na Pomorzu
- 20/03/2020 12:16 - Bez zarzutów w Chojnicach - prokurator czeka na biegłego
- 19/03/2020 18:09 - Krzysztof Dośla: „Solidarność” w czasie pandemii - najcenniejsze są miejsca pracy
- 18/03/2020 10:09 - Obywatelu chroń się sam - radnych chroni A.Owczarczak
- 16/03/2020 16:57 - Niższe ceny paliw na stacjach ORLEN
- 16/03/2020 12:28 - Grupa LOTOS zadeklarowała przekazanie 5 milionów złotych na walkę z koronawirusem
- 16/03/2020 08:03 - W tygodniku „Sieci”: Czas wielkiej próby dla Polski
- 15/03/2020 21:02 - Dyrektor w gdańskim magistracie podejrzany - darował 11 mln zł deweloperowi osiedla b. prezydenta?
- 14/03/2020 11:29 - Piotr Czauderna dla wPolityce: Polityków czekają trudne decyzje w związku z epidemią