Rozmowa z Anną Rybicką, jedno z najbardziej utytułowanych polskich florecistek, która podczas zawodów Dwór Artusa Puchar Świata zakończyła karierę
- Kiedy było więcej emocji - gdy podejmowałaś decyzję o zakończeniu kariery czy podczas Dworu Artusa gdy oficjalnie rozstałaś się z planszą?
Anna Rybicka: Na pewno pełen emocji moment był podczas turnieju Dwór Artusa. Jednocześnie tam było dużo pozytywnych emocji. Decyzja o zakończeniu trenowania była dla mnie wyjątkowo trudna. Zakończyłam karierę, ale... trochę sobie jeszcze powalczę.
- Ta walka to będzie...
Anna Rybicka: Na razie treningowa.
- Patrząc na inne zawodniczki starsze od ciebie, najlepszym przykładem jest Valentina Vezzali, które nadal walczą mogłabyś jeszcze z powodzeniem kontynuować karierę.
Anna Rybicka: Valentina Vezzali to jest najbardziej utytułowana florecistka świata. Jednak jest tez sporo zawodniczek ode mnie starszych, w moim wieku lub niewiele młodszych, które mają podobne wyniki do moich. Wszystko zależy od tego, jaka jest polityka w danym kraju, czy pomaga się starszym zawodniczkom, czy ceni się doświadczenie. Nie mówię to o wożeniu na zawody za zasługi, ale o racjonalnej ocenie, przykładanie równej miarę do wszystkich.Nie chcę się za bardzo zagłębiać w politykę, niemniej uważam, że szermierka to jest spor, w którym doświadczenie odgrywa dużo większą rolę niż niektóre parametry czysto fizyczne jak szybkość, dynamika. Oczywiście są to ważne cechy, ale one doświadczenia nie zastąpią. Natomiast doświadczenie może je zastąpić. To było widać nawet na ostatnim Pucharze Świata w Gdańsku w walkach Magdy Knop, która potrafiła wyciągać się z dramatycznych wyników. I to było właśnie doświadczenie. Ona w tym momencie taktycznie rozgrywała walki. A taktyka bierze się z tego, że ma się ileś tam lat doświadczenia i potrafi się zachować zimną krew.
- Szermierka to przeciwieństwo gimnastyki, w której w wieku 18 lat zawodniczki są już weterankami i często kończą karierę. We florecie wiek nie stanowi ograniczenia.
Anna Rybicka: Rzeczywiście tak jest. Floret to nie jest dyscyplina czysto siłowa, albo czysto wydolnościowa. Tu wydolność jest ważna, ale nie jest kluczowa. Najważniejsze są rozwiązania taktyczne przyjmowane na planszy przez zawodników. Trzeba utrzymywać formę, ale najbardziej liczy się taktyka. Dlatego wierzę, że jeszcze bym się nadawała (śmiech).
- Po podjęciu decyzji o zakończeniu kariery były momenty gdy myślałaś, żeby jednak nie kończyć i dalej walczyć?
Anna Rybicka: Początków decyzji o zakończeniu kariery należy szukać w 2013 roku. Zajęłam wówczas szóste miejsce na Pucharze Świata w Gdańsku wygrywając z utytułowanymi zawodniczkami z pierwszej szesnastki i wylądowałam najpierw na trzecim, a potem na drugim miejscu krajowego rankingu. A mimo to nie byłam brana na żadne zgrupowania, a za zawody płacił klub. Próbowałam sobie z tym radzić. Sama trenowałam w klubie, ale nie było innych zawodniczek, bo wszystkie pozostałe jeździły na zgrupowania. Próbowałam trenować z chłopakami, ale to jest zupełnie inny trening. Po czterech miesiącach takich zmagań postanowiłam, że spełnię swoje marzenie, które chodziło za mną od dłuższego czasu - pojechać do dalekiego kraju i uczyć szermierki. Pojechałam do Singapuru na cztery miesiące. Wróciłam na turniej do Gdańska, to moje miasto, i bardzo chciałam tu wystąpić. Wystartowałam i potem podjęłam decyzję o zakończeniu kariery.
- Zakończenie kariery to zazwyczaj czas podsumowań. W jakim stopniu czujesz się spełniona jako zawodniczka?
Anna Rybicka: Nie odeszłam w takim momencie, w jakim chciałam. Miałam problemy zdrowotne, nie udało mi tez się zdobyć tego wszystkiego, co chciałam zdobyć. Mimo wszystko jestem bardzo szczęśliwa ponieważ spotkałam na swojej drodze wspaniałych trenerów, wspaniałe zawodniczki. Szermierka i każdy sport walki jest niczym bez sparingpartnerow. Niczego bym nie osiągnęła gdyby nie sparingpartnerzy. Bardzo się cieszę z wyników, które miałam jako kadetka i juniorka, bo jakby trochę przecierałam szlaki. Cieszę się, że potem spotkałam takie zawodniczki jak Sylwia Gruchała, Magda Mroczkiewicz i Gosia Wojtkowiak, bo razem stworzyłyśmy drużynę w pewnym sensie wszechczasów, jeśli chodzi o floret kobiet. Zdobyłyśmy złoty medal mistrzostw świata, dwa złote medal mistrzostw Europy, wygrałyśmy roczną klasyfikację Pucharu Świata. Do tego doszło wiele innych medali. Szkoda, że w 2004 roku w Atenach nie było drużynowego floretu w programie igrzysk olimpijskich. Wtedy byłyśmy w szczycie formy. Szkoda, ale życie to nie jest koncert życzeń. Bronie zmieniają się rotacyjnie na igrzyskach i wtedy wypadło na nas. Wyników i atmosfery w drużynie, Sylwia jako kończąca, my na różnych pozycjach, tego nikt nam nigdy nie zabierze. To naprawdę były złote lata polskiej szermierki.
Anna Rybicka dobrze czuła się w roli komentatora
- Byłaś nietypowym przykładem sportowca, który potrafił łączyć karierę na wysokim poziomie z nauką, a później pracą.
Anna Rybicka: W nauce to nie było aż takie trudne. Oczywiście miałam problem z sesjami, ale na przykład władze SGH były mi bardzo życzliwe i bardzo pomocne. Z pracą było dużo trudniej. W pracy muszę spędzić dziennie 8, a nawet 8 i pół godziny, a wcześniej było dziewięć. Musiałam po pracy pędzić na trening i starać się go wykorzystać w pełni. Oprócz tego były jeszcze zgrupowania. I na nie brałam cały mój urlop. I musiałam jeszcze później prosić o bezpłatny. Często pracowałam w weekendy, w święta. Przez osiem lat nie miałam ani jednego dnia urlopu. Tak naprawdę do tej pory nie miałam ani jednego wyjazdu letniego lub zimowego, żeby po prostu odpocząć. Zawsze przeznaczałam je na wyjazdy szermiercze, a i tak to było za mało. Ale sama tak chciałam. Kocham szermierkę i nie wyobrażałam sobie bez niej życia. Teraz też trudno mi bez niej wyobrazić sobie życie. Cieszyło mnie też takie rozwiązanie, że nie byłam uzależniona od szermierki finansowo. Stypendia przyznawane są na podstawie medali w mistrzostwach świata i Europy. Jeśli w jakimś roku zawodnik nie zdobędzie tego medalu, bo miał kontuzja lub nie zakwalifikował się na zawody, to wówczas nie otrzymuje stypendium. Zawodnicy, często bardzo utalentowani, z powodu braku stypendium rezygnują ze sportu. Ja miałam zawsze ten komfort, że miałam pracę i byłam wolna od troski finansowej. Miałam też sporo chęci, żeby się nauczyć czegoś poza sportem. Coś wiedzieć, coś umieć, znać języki, zobaczyć świat poza sportem i że tutaj też jest życie (śmiech).
- Dzięki sportowi miałaś możliwości poznania świata. Były pewne wyrzeczenia, ale były również plusy sportowej kariery.
Anna Rybicka: Sport właściwie dał mi wszystko. Wszystko co mam w życiu zawdzięczam sportowi, może za wyjątkiem rodziny. Od dzieciństwa dawał mi wielu przyjaciół. Dawał mi możliwość wyjazdów. Nie jest sloganem, że podróże kształcą. Dopiero jak się zobaczy na własne oczy i doświadczy tego, to można zyskać zupełnie inną perspektywę, inaczej patrzeć na własne życie. Na przykład, gdy prowadziłam zajęcia z dziećmi muzułmańskimi w Singapurze podczas Ramadanu - musiałam uważać, bo one w tym czasie nie mogły pić przez cały dzień. Jednocześnie bardzo chciały trenować i nie rezygnowały z żadnych ćwiczeń. Trzeba było je ciągle bacznie obserwować, czy nie poczują się słabo.
- Może praca trenera to jest kierunek, którym powinnaś podążać? Może kiedyś trener kadry?
Anna Rybicka: Nikt mnie tam nie wpuści (śmiech). Nie wychowałam zawodniczki, ani zawodnika, który liczy się w reprezentacji. Ale zauważyłam, że na przykład w Japonii była zawodniczka jest pomocnikiem trenera reprezentacji, a nawet czasami przejmuje jego rolę jak najbardziej utytułowana japońska zawodniczka. Tam doceniono to, że ma doświadczenie i wiedzę na przykład o tym, jak rozstawiać zawodników w zawodach drużynowych.
- Floret mimo wielu sukcesów nie był dyscypliną docenianą i popularną. Można powiedzieć, że w Polsce to dyscyplina niszowa.
Anna Rybicka: Mieliśmy w szermierce bardzo dużo sukcesów. Podczas zawodów w Gdańsku miałam okazję komentować walki. Ktoś mi powiedział, to były bardzo miłe słowa, że dzięki mojemu komentarzowi floret stał się dla niego bardziej zrozumiały. I to jest chyba główny problem. Chodzi o to, żeby ludzie rozumieli om co chodzi na planszy. Jeżeli się go rozumie, to jest naprawdę pasjonujący sport.
- Jak czułaś się komentując walki swoich koleżanek?
Anna Rybicka: Nie ukrywam, że to bardzo ciekawe zajęcie. Niezwykle emocjonujące. Bardzo się denerwowałam, gdy komentowałam walki Polek, i reagowałam spontanicznie. Prowadziłam relację z panem Ryszardem Łabędziem , on coś mówił, a ja mu przerywałam głośnym krzykiem uznania dla zawodniczki, bo było trafienie (śmiech). Nie mogłam uciec od tych emocji. To już zostanie na zawsze, nie będę w stanie tego powstrzymać.
- Taki komentarz z żywiołowymi reakcjami to na pewno była dodatkowa atrakcja dla oglądających...
Anna Rybicka: Mam nadzieję. Sama bardzo lubiłam takich komentatorów, jak Włodzimierz Szaranowicz, którzy przeżywali, którzy krzyczeli, niemal płakali, gdy Polacy wygrywali.
- Może to dla ciebie kolejna opcja kariery - jako komentator sportowy. Mogłabyś zacząć od floretu, a potem przejść do innych dyscyplin.
Anna Rybicka: Jako dziennikarz chyba najlepiej wie Pan, jak ciężko jest się przebić w mediach (śmiech). Chociaż pan się przebił! Komentatorów jest mnóstwo, a jak pan powiedział, floret jest dyscypliną niszową. Bardzo chętnie będę komentowała szermierkę, zawsze i wszędzie, na ochotnika, bo jest to pasjonujące zajęcie.
Rozmawiał Tomasz Łunkiewicz
- 02/02/2015 21:28 - Ostre strzelanie Lechii z hiszpańskim IV-ligowcem
- 01/02/2015 17:38 - Trefl rozbity przez "Akademików"
- 31/01/2015 21:22 - Lotos Trefl zdobył Lubin
- 31/01/2015 16:22 - Konkurs 50 Tysięcy
- 30/01/2015 20:36 - Dzikowski: nasz cel to pierwsza czwórka drugiej ligi
- 29/01/2015 19:50 - Marcel Szymko: Nigdy się nie poddaję
- 29/01/2015 12:11 - Mistrzynie Rumunii rywalkami PGE Atomu Trefl w ćwierćfinale Pucharu CEV
- 28/01/2015 18:06 - Lotos Trefl pokonał Transfer i zagra w półfinale Pucharu Polski
- 27/01/2015 19:32 - Lechia: Cieszy zwycięstwo, martwią absencje
- 26/01/2015 21:35 - Wreszcie odbili się od dna