Uroczystości pogrzebowe admirała floty Andrzeja Karwety, ofiary katastrofy pod Smoleńskiem, mają rozpocząć się w piątek o godzinie 12 na ORP „Błyskawica” w Gdyni. Dowódca zostanie pochowany w Baninie, koło Gdańska, gdzie mieszkał.
- Cały czas nie zidentyfikowano ciała pana admirała. Jeżeli taki stan utrzyma się do piątku, będziemy zmuszeni myśleć o przełożeniu terminu uroczystości – mówi Marian Kluczyński, pracownik Biura Prasowego MW RP.
Andrzej Karweta pochodził z Jaworzna, gdzie urodził się w 1958 roku. Po skończeniu liceum w 1977 rozpoczął studia w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej w Gdyni, na Wydziale Dowódczym. Jako magister nawigacji został skierowany do służby na trałowcach w 13 Dywizjonie Trałowców 9 Flotylli Obrony Wybrzeża w Helu.
- Po raz pierwszy spotkaliśmy się w 1982 roku w Helu, gdzie wtedy podporucznik marynarki Andrzej Karweta trafił na dowodzony przeze mnie trałowiec ORP „Tukan”. Pamiętam dobrze, to było w czasie pełnienia służby dozorowej. Od samego początku dał się poznać jako oficer pogodnego usposobienia, nie stroniący od ciężkiej pracy i chętny do niesienia pomocy innym. Służba na okrętach była dla niego wielkim wyzwaniem, a MW zaszczytną służbą. Zawsze łączyły nas dobre relacje. I co najważniejsze- mogłem na niego liczyć w każdej sytuacji. Był nie tylko moim podwładnym, ale przede wszystkim dobrym kolegą. Garnizon Hel był specyficznym miejscem, w którym relacje międzyludzkie zacieśniały się bardziej niż w innych miejscach. Łączył nas nie tylko wspólny okręt. Nasze żony pracowały w jednej szkole, do której chodziły też nasze dzieci – wspomina na stronie MW RP wiceadmirał Jerzy Patz.
Najlepszy okręt
W 1986 roku objął dowodzenie swoim pierwszym okrętem ORP „Czapla”, z którym w 1987 i 88 zdobył miano najlepszego okrętu 9 FOW. W latach 1989-1992 dowodził grupą taktyczną i okrętem ORP „Mewa”. W 1992 roku ukończył podyplomowe studia operacyjno-taktyczne o kierunku dowódczo-sztabowym w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, a następnie rozpoczął służbę w 13 Dywizjonie Trałowców na stanowisku szefa sztabu. W latach 1996-2002 dowodził tym dywizjonem i jako pierwszy wprowadził polski okręt (niszczyciel min ORP „Mewa”) do składu stałego Zespołu NATO.
- W czasie wspólnej służby w 13. Dywizjonie Trałowców był dla mnie niedoścignionym wzorem umiejętności, wiedzy i charakteru oraz nauczycielem. Jego 20-letnia służba na trałowcach w „helskim klimacie” powodowała, że niemożliwa była bylejakość służby czy brak kompetencji. Wielkie doświadczenie i wnikliwość pytań zmuszała do ciągłego doskonalenia, ale była także nauką dowodzenia, odpowiedzialności za podejmowane decyzje i jasnego stawiania zadań. Jednocześnie był otwarty na człowieka, potrafił dojrzeć problemy i potrzeby innych. Znajdował czas na rozmowy o rodzinie czy warunkach życia, samemu znając trudy dojazdów, częstego rozstania z najbliższymi. Zawsze miał na uwadze dobro dywizjonu i nawet po objęciu wyższych stanowisk okazywał nam pomoc i pokazywał, że czuje się związany z jednostką – pisze na stronie MW RP komandor porucznik Piotr Mieczkowski.
Pierwszy Marynarz
Po zakończeniu trzyletniej służby w dowództwach NATO w latach 2002 - 2005, wrócił do kraju i objął obowiązki zastępcy dowódcy 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. W 2006 został skierowany na Studia Polityki Obronnej w Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, a rok później na studia w prestiżowej Royal College of Defense Studies w Londynie. 11 listopada, 2007 roku, nominowany przez Prezydenta RP na stanowisko Dowódcy Marynarki Wojennej.
- Los tak chciał, że przez 16 miesięcy byłem jego przełożonym, a on moim zastępcą. On, rzucony ze świata (z Helu i z Norfolk) na koniec Polski, do Świnoujścia. Po jego powrocie ze studiów zagranicznych stał się „Pierwszym Marynarzem w MW RP”, a ja jego podwładnym. Ale nasze relacje były zawsze koleżeńskie, niezależnie od tego o czym rozmawialiśmy. Ceniłem go za umiejętność i szybkość znajdowania się w nowych sytuacjach i rzeczowość. Za poczucie humoru. Za wytrwałość – nie tylko w sprawach służbowych, bo przecież wybudował dom, w którym miały się odbywać nieoficjalne spotkania z nami, jego przyjaciółmi i zapewne długie rozmowy o … jego Marynarce (jestem tego pewien). Za to że nie bał się wyzwań oraz za to, że zazdrościł mi … moich relacji rodzinnych i sporej ilości wolnego czasu dla siebie, którego on praktycznie nie miał – ani dla siebie ani dla swojej żony ani dla swoich zainteresowań. Podziwiałem go za upór w walce o kształt i wielkość MW, bo niestety jego głos i argumenty często trafiały w próżnię – opowiada na stronie MW RP kontradmirał Jerzy Lenda.
Pośmiertnie został awansowany do stopnia admirała floty, odpowiadającego trzygwiazdkowym generałom w innych rodzajach wojsk.
Maciej Ciemny
- 21/04/2010 19:01 - Zidentyfikowano ciało Arkadiusza Rybickiego
- 21/04/2010 16:09 - Msza i pusta noc w Baninie pamięci ofiar tragedii pod Smoleńskiem
- 21/04/2010 10:20 - Społeczność AWFiS oddała hołd ofiarom katastrofy
- 21/04/2010 09:48 - Pożegnanie Anny Walentynowicz
- 20/04/2010 19:55 - Pogrzeb Macieja Płażyńskiego - zmiany w organizacji ruchu
- 20/04/2010 13:00 - Longin Pastusiak: To była pluralistyczna uroczystość
- 20/04/2010 12:47 - Możliwe śledztwo w sprawie oświetlenia lotniska
- 19/04/2010 17:43 - Gruzińska pieśń dla uczczenia ofiar Narodowej Tragedii
- 19/04/2010 11:01 - Gdańszczanie pożegnali Lecha i Marię Kaczyńskich
- 19/04/2010 09:41 - Andrzej Jaworski o Annie Walentynowicz: Patriotka o matczynym sercu