W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie… – relacjonuje w ewangelicznej „depeszy” sprzed ponad dwóch tysięcy lat św. Łukasz Ewangelista.
Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy – zaczyna święty Mateusz Ewangelista opowieść o mędrcach ze Wschodu, którzy stali się świadkami Objawienia Pańskiego.
Narodził się 2017 lat temu, a być może dawniej? Nie jest jednak istotne, czy Dionisius Exiguus pomylił się in plus, czy in minus, w ustanowieniu roku „zero”, czyli daty narodzin Chrystusa i początku ery chrześcijaństwa. I nie jest istotne czy było to akurat 24 grudnia owego roku zerowego, czy w 4. roku przed tą umowną datą. Ale to tej nocy, której pamiątkę świętujemy 24 grudnia Boże Dzieciątko zaczęło swój spacer po Ziemi.
Trzy wieki później zatrzymało się na moment w pałacu cesarza Konstantyna Wielkiego, cesarza Rzymu, który by ratować ład łaciński przyjął chrzest i uczynił chrześcijaństwo religią Cesarstwa.
Dziecię wędrowało dalej, razem z Karolem Wielkim, w średniowieczu, błędnie określanym przez zastępy ignorantów jako „czas mroku”, czy „wieki ciemne”.
Wystarczy spojrzeć na archidiecezjalną Bazylikę Mariacką – koronę Gdańska, górującą od ponad sześciuset lat nad grodem, zamkom warownym, pokłonić się kunsztowi Hansa Memlinga czy geniuszowi Hieronimusa Boscha, którego obrazy to wręcz filozoficzne traktaty, by dostrzec wielkość tamtej epoki, zaiste nie „wieków ciemnych”.
Karol Wielki, twórca Europy, przyjął koronę w Boże Narodzenie roku 800. Trzy wieki, które upłynęły od śmierci Karola Wielkiego do wieku XI to czas wzrastania Kościoła. Nawróciły się wówczas Morawy, Bułgaria, Czechy, kraj Polan, Hungarzy i Księstwo Kijowskie.
Dzieciątko nowonarodzone zaprowadziło w 966 r. Mieszka, księcia Polan, do chrzcielnicy. Choć uczyniło to u kresu drogi w Wielką Sobotę.
Kiedy Mieszko I przyszedł do chrzcielnicy w Wielką Sobotę 966 roku zaczął tkać ową osnowę, na której on i Bolesław Chrobry, zbudowali Państwo Polskie, wprowadzając nas do zbudowanej na chrześcijaństwie Europie.
Jakie więc będą te dzisiejsze polskie święta? Radosne i rodzinne? Przepojone troską o los Ojczyzny? Pełne wołania o ład w życiu publicznym? Patrzące z ufnością w kolejny rok?
Co dalej będzie z naszą tradycją? Czy aby pod naporem przedziwnie pojmowanej poprawności wyrugowana z niej zostanie religijna atmosfera, zastąpiona komercyjnym blichtrem i atakiem reklam? Pozostawiając religię li tylko w sferze oficjalnych obrzędów i uzupełnienia ceremonii państwowych?
Nie dajmy się zwieść magii świąt sprowadzonych do kuso przyodzianej „Mikołajki” w kostiumie, którego czerwony kolor wymusiła w latach 60. Coca Cola.ÂÂÂ Czy im nie ulegamy?
Dbajmy, byśmy nie zostali sprowadzeni do roli zmanipulowanych konsumentów, wypranych z tradycji, z poczucia wspólnoty. Człowiek bez świadomości swojej tradycji i swojej tożsamości jest podatny na manipulacje.
Dyktat krzewicieli „kultury świeckiej” doprowadził do defensywy chrześcijaństwa na Zachodzie. A sto lat wcześniej wcześniej totalitaryzmy XX wieku, narodowy socjalizm i komunizm, swoją drogę ku władzy totalnej zaczynały rozprawą z religią w jej tradycyjnej formule, wprowadzając na jej miejsce własną obrzędowość.
Co stać się może niebawem z Europą pokazuje przykład laickiej Francji, Belgii, większości landów niemieckich. We Francji, od czasów Pepina Małego i Karola Młota wielkiej córy Kościoła, dzisiaj kościoły świecą pustkami (może poza historyczną Wandeą), zamieniane są w galerie handlowe i kina, a islam kroczy przez jej terytorium.
Ci wolnomyśliciele, których drażni krzyż są nie tyle złowieszczy, co groteskowi w swym zapędzie do nowoczesności, przypominający gombrowiczowską Zutę Młodziakównę, arogancką, impertynencką, niedouczoną zwolenniczkę postępu i swobód wszelakich.Ten pęd nuworysza do pseudonowoczesności prowadzi do powtórki dziejów, gdy w V wieku po narodzeniu Chrystusa rozpadł się rzymski ład. Wtedy jednak, chociaż Cesarstwo Rzymskie przestało istnieć, depozytariuszem łacińskiego ładu stał się biskup Rzymu. Kto nim będzie jeśli tego drogowskazu, tej latarni na wzgórzu Watykanu zabraknie?
Boże Narodzenie przysparza nam Nadziei. Tej bezśnieżnej zimy dalej będziemy wędrować z Dzieciątkiem – drogą powrotu do źródeł, do kośćca polskości.
Narodził się nam Zbawiciel – pięknie jest w to wierzyć. A jeśli nie wierzysz? To wsłuchaj się w opowieść o Jezusie z Nazaretu, narodzonym około 2017 lat temu, zmarłym w 33 roku nowej ery. O Żydzie, Aramejczyku, nonkonformiście, myślicielu, wielkim kaznodziei, który urodził się w Judei, w rzymskiej odległej prowincji, za panowania cesarza Augusta Juliusza Oktawiusza.ÂÂÂ O Jezusie, skazanym na ukrzyżowanie za panowania cesarza Tyberiusza, gdy prokuratorem Judei był Poncjusz Piłat, który ugiął się przed żądaniem Sanhedrynu i skazał cudotwórcę na śmierć. Chociaż nie dowiedziono mu żadnej winy ani przed Sanhedrynem, ani przed Piłatem.
Jezus z Nazaretu nie rzucał wyzwania władzom imperium, nie pozostawił po sobie tajnej organizacji i politycznego przesłania. Nauczał „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”. Jakże trudne to wyzwanie, również dla nas, dla ludzi Kościoła.
A jeśli brakuje Ci wiary – sięgnij po zakurzoną, zapomnianą na jakiejś półce Biblię. I czytaj…
Jezus przyszedł na świat w ubogiej grocie koło Betlejem. To nie był zamysł przypadkowy. Człowiek miał nie bać się Boga, miał go szukać i znaleźć. Bez lęku, w ubogim żłobie.
Bóg się rodzi, a czysta i skromna religia – jak jej początki opisywał historyk Edward Gibbon, naukowiec krytyczny wobec chrześcijaństwa – wiara skromnych rybaków, którzy potrafili wypełnić duchową pustkę, ostatecznie rozwinęła triumfalny sztandar Krzyża na ruinach Kapitolu.
Artur S. Górski
- 22/01/2018 10:59 - Sopockie co nieco: Cieszyć się czy bać?
- 15/01/2018 10:59 - Akapit wydawcy: "Nachodzenie" Adamowicza
- 15/01/2018 10:53 - Sopockie co nieco: Czyj plac?
- 11/01/2018 17:30 - Akapit wydawcy: Opozycja w ruinie
- 09/01/2018 18:53 - Sopockie co nieco: Na gapę?
- 22/12/2017 22:18 - Akapit wydawcy: Bieda dobra na wigilię
- 22/12/2017 22:15 - Sopockie co nieco: Zdrowy rozsądek i interes mieszkańców
- 07/12/2017 08:53 - Akapit wydawcy: Slalomy Borusewicza
- 06/12/2017 12:04 - Sopockie co nieco: Obraz wykrzywiony?
- 04/12/2017 11:18 - Latarką w półmrok: Nasze rury, nasze dochody