Rozmowa z
Ireną Czech, zastępcą dyrektora do spraw medycznych Wojewódzkiego
Centrum Onkologii w Gdańsku, onkologiem radioterapeutą, specjalistą
onkologii klinicznej
- Jak rozpoczął się nowy rok 2010 w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku?
Irena Czech:
Pracy dużo, na pewno nie brakuje nam pacjentów. Żniwo wielkie,
robotników mało. Jeśli chodzi o nowe kontrakty podpisane z
Narodowym Funduszem Zdrowia na nowy rok – jesteśmy umiarkowanie
zadowoleni. One są nieznacznie mniejsze, niż w ubiegłym roku.
Ubiegłoroczne także nie były satysfakcjonujące. NFZ zgłaszał,
że jest kryzys, są problemy.
- Chorych z tego powodu nie ubywa.
Irena Czech:
Mamy nadzieję, że dostaniemy więcej, niż nam obiecano, tak było
w latach ubiegłych. W NFZ też są ludzie, oni też się starają. Z
pustego i Salomon nie naleje, wiadomo, ale do tej pory jeżeli
mieliśmy nad wykonania w procedurach, które dotyczą bezpośredniego
ratowania życia, to raczej NFZ szedł nam na rękę. Na koniec roku
starano się nam za nad wykonania jednak zapłacić. Gdyby tegoroczny
kontrakt nie wystarczył być może będziemy go dalej negocjowali.
- Pacjent długo czeka w kolejce do lekarza w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku?
Irena Czech:
Czynimy wszystko, co w naszej mocy, żeby chory, który rzeczywiście
potrzebuje, na przykład zgłasza się do nas pierwszy raz z
podejrzeniem choroby nowotworowej, gdy wyczuł u siebie guzek, albo
jest po badaniu, na przykład USG – nie czekał. I w takiej
sytuacji pacjent przyjmowany jest w ciągu jednego, dwóch, trzech
dni. Czasem – jeżeli jest koniec tygodnia albo okres urlopowy
okres oczekiwania może się wydłużyć do pięciu dni. Ale staramy
się by był przyjęty jak najszybciej. Każdy z nas jest w stanie
sobie wyobrazić co taki człowiek odczuwa.
- Jak liczny jest zespół lekarzy w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku?
Irena Czech:
Zatrudniamy siedemdziesięcioro pięcioro lekarzy z drugim stopniem
specjalizacji w różnych dziedzinach. Proces diagnostyczny,
terapeutyczny, a później rehabilitacyjny, jest na tyle
skomplikowany, że wymaga pracy zespołu specjalistów. Oprócz
typowych onkologów klinicznych są onkolodzy radioterapeuci,
onkolodzy chirurdzy. Mamy też kolegów ginekologów,
gastroenterologów, urologów, psychiatrów, psychologów,
neurologów, specjalistów z dziedziny leczenia bólu, specjalistów
z dziedziny medycyny paliatywnej, rehabilitantów, którzy pomagają
nam w przeprowadzaniu pacjenta i przez chorobę, przez – czasami –
schyłkowy okres życia, ale też – optymistycznie – przez
rehabilitacje, która pomaga wrócić do normalnego życia, do pracy,
do pełnej aktywności.
- Statystyki zachorowalności na choroby nowotworowe w województwie pomorskim nie są optymistyczne.
Irena Czech:
Mamy niechlubne miejsce w czołówce województw rozwiniętych. Na
tle całego kraju nie zajmujemy nie pierwsze miejsce, pozycja się
ciągle zmienia, dane statystyczne co roku są nowelizowane. Tam,
gdzie jest większy poziom cywilizacyjny, gdzie więcej przemysłu,
chorób nowotworowych jest więcej. Możemy się równać ze
Śląskiem, Mazowszem. Rocznie w województwie pomorskim odnotowujemy
średnio około 8 tysięcy nowych zachorowań. Najwięcej zachorowań
na nowotwory – około 70 procent – występuje wśród mieszkańców
Gdańska, nie tylko dlatego, że mieszka najwięcej osób, ale
również w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Ludzie na wsi
mniej chorują na nowotwory – prowadzą inny tryb życia, inaczej
się trochę odżywiają.
- Jaki procent chorych na nowotwory ma szanse na przeżycie?
Irena Czech: W
Polsce – około 30 procent. Taka sama sytuacja jest w województwie
pomorskim.
- Jakie czynniki wpływają na wzrost zachorowalności na choroby nowotworowe?
Irena Czech:
Choroba jest trudna i skomplikowana, leczenie również i przyczyny
też nie są jednoznaczne. Nie da się powiedzieć, że występuje
konkretna, jedna przyczyna. Wieloczynnikowy zestaw różnych zdarzeń
powoduje, że zwiększa się ryzyko. Na pewno najważniejsza jest
genetyka, jeżeli ktoś w naszej rodzinie chorował, ze strony taty,
czy mamy było wielu jej członków, którzy chorowali na choroby
nowotworowe, to już jest sygnał dla nas, że możemy mieć większe
ryzyko. Innym czynnikiem jest styl życia właśnie związany z
wysokim uprzemysłowieniem. Bo choroby nowotworowe są chorobami
cywilizacyjnymi. U kobiet do czynników ryzyka należą na przykład
wczesna miesiączka, mała liczba porodów, późna pierwsza ciąża.
To wszystko jest związane z pewnym trybem życia, który narzuca
cywilizacja i – niestety – niesie to pewne konsekwencje.
- Ważne jest odżywianie.
Irena Czech:
Tak, gdybyśmy więcej warzyw i owoców, bylibyśmy zdrowsi. Za dużo
jemy mięsa i wysoko przetworzonych potraw. Nie chce się nam robić
sałatki, bo trzeba każdą rzecz umyć, obrać, posiekać,
pomieszać, doprawić, coś pokombinować. Lenistwo też wynika z
tego, że mamy złe nawyki wyniesione z domu. Jeżeli coś umiemy
łatwiej nam to przychodzi. Najprościej jest pójść do sklepu,
kupić mięso na kotlety schabowe, posiekać, usmażyć na oleju i
jest obiad. Aby wymyślić i wykonać coś zdrowego trzeba się
postarać.
- Brak ruchu także nikomu nie służy.
Irena Czech:
Jeździmy samochodem, siedzimy przed telewizorem, przed komputerem,
to się wszystko kumuluje. A najgorszy jest brak świadomości, że
za własne zdrowie odpowiadamy sami. To znaczy, że trzeba samemu
pomyśleć, znaleźć czas, zadzwonić i umówić się na wizytę
kontrolną do lekarza. I to jest bardzo trudne. W rozmowach z
pacjentami słyszę: no bo gdyby mnie ktoś pokierował, a dlaczego
lekarz zakładowy mnie nie zmusił, a dlaczego nie było nakazu. Nie
ma nakazu, musimy zdawać sobie sprawę, że za własny los w dużej
części odpowiadamy sami.
- Jak oceniłaby pani wyposażenie Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku?
Irena Czech:
Staramy się, żeby to, co tutaj robimy, było zawsze na najwyższym
poziomie, bo to są zbyt ważne rzeczy. Jeżeli badanie byłoby źle
wykonane, na niedobrym sprzęcie, konsekwencje mogą być tragiczne.
Nasza pani dyrektor bez przerwy czyni starania o nowy sprzęt, o
dotacje. Otrzymujemy już kolejny raz dotacje z Unii Europejskiej na
sprzęt. Mamy wysokiej jakości mammografy. Pracują u nas bardzo
dobrzy radiolodzy, w ubiegłym roku – kiedy tak wiele było szumu
wokół badań mammograficznych – zajęliśmy pierwsze miejsce w
kraju pod względem jakości wykonywanych mammografii. A wiec dobry
sprzęt i ludzie, którzy się starają.
- Będą jakieś nowe zakupy?
Irena Czech: W
tej chwili powstaje - w części dobudowywanej - nowa radiologia.
Bardzo nam zależało żeby mieć nowy własny tomograf komputerowy i
rezonans magnetyczny i tak będzie przypuszczalnie jeszcze w tym
roku. To jest sprzęt niezbędny i do diagnozowania i potem do
kontrolowania leczenia. Myśmy tego nie mieli. Musieliśmy korzystać
z badań, które oferowały inne jednostki. Ta aparatura jest
potrzebna kiedy coś się dzieje, pacjent się gorzej czuje, zlecam
badanie żeby zobaczyć czy przypadkiem nie ma progresji choroby, czy
nie doszło do eskalacji choroby, to bardzo ważne, od tego zależy
moje postępowanie. I pani, która dostała skierowanie w grudniu na
badanie – termin ma na kwiecień. No bo takie są kolejki na
badanie w placówkach służby zdrowia mieście. Wiadomo, że do tych
szpitali zgłaszają się różni pacjenci, nie tylko onkologiczni.
Koledzy starają się brać pod uwagę to, co my piszemy, że badanie
pilne, że podejrzenie nawrotu. Ale – wiadomo, że tak krawiec
kraje jak materii staje, pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Niedługo
kończymy remont, będzie przetarg na zakup sprzętu. I sytuacja
diametralnie się poprawi.
- Problemy nie rozwiązane?
Irena Czech: Za
mało przestrzeni. Jak mówiłam, mamy odpowiedni zespół
specjalistów, gdzie indziej brakuje lekarzy. Zgłosili się nowi
specjaliści chętni do pracy – nie mamy gdzie ich posadzić.
Potrzebujemy nowych gabinetów. Od dawna staramy się w Urzędzie
Miasta Gdańska i w Pomorskim Urzędzie Marszałkowskim o dodatkowe
pomieszczenia w tym budynku. Bo my wynajmujemy od miasta dwa i pół
pietra. Nad nami jest inna prywatna przychodnia wielospecjalistyczna
i z boku – prywatna przychodnia onkologiczna.
- Cały budynek powinien zostać oddany na potrzeby Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku.
Irena Czech:
Tak byłoby najlepiej. To są chorzy, których nie da się wyleczyć
w ciągu dwóch – trzech wizyt, oni tu chodzą przez wiele lat.
Leczenie chemiczne – dziennie około sześćdziesięciu –
siedemdziesięciu osób otrzymuje u nas chemię – wymaga czasu i
komfortu. To są ludzie z poważnymi schorzeniami, cierpią na duże
dolegliwości, które przynosi im i choroba i leczenie. Te warunki
muszą być ludzkie, nie może jedna osoba drugiej siedzieć na
głowie. Po chemii ludzie mają wymioty, biegunkę, źle się czują,
chcą mieć możliwości minimalnego komfortu, więc dla nich jest
potrzebna większa powierzchnia. Przy tak dużej liczbie chorych
byłoby cudownie gdyby można było wreszcie odetchnąć, na większej
przestrzeni tych ludzi leczyć.
- Jak podsumujemy naszą rozmowę?
Irena Czech: Że to my sami mamy wpływ na to co nas w życiu spotka, nie do końca, ale w dużej mierze. Należałoby zacząć od dzieci. Bo jak dorosły nabył przyzwyczajenie to je zmienić bardzo trudno. Ważne, żeby dzieciom uświadomić, że jest dobrze nie palić, że się je sałatkę na drugie danie. Mam dzieci, jedno na studiach, drugie w podstawówce i to jest dramat, że uczniom się oferuje w sklepiku fast foodowe rzeczy. Bo to właśnie na tym etapie się uczymy. Coca Cola i chipsy są dla maluchów najlepsze. A sałatka i jogurty – już nie bardzo. Od najmłodszego wieku kształtuje się smaki, nawyki i upodobania. Trzeba więc zaczynać od dzieci.
Katarzyna Korczak
Zdjęcia Maciej Kostun
- 26/02/2010 14:46 - Splendor Gedanensis 2009 przyznane
- 26/02/2010 11:56 - Miasto myśli o rowerzystach
- 26/02/2010 06:53 - PRCiP myśli już o lecie
- 25/02/2010 16:43 - Odwilż demaskuje dziurawe ulice
- 25/02/2010 16:27 - Kto wygra elektroniczny przetarg?
- 25/02/2010 09:20 - Uwaga na sople
- 24/02/2010 19:38 - Powstanie drugi terminal na lotnisku w Rębiechowie
- 24/02/2010 17:28 - Wybuch na Przeróbce, ciężko ranna ofiara
- 24/02/2010 12:33 - Pomoc ofiarom przestępstw
- 24/02/2010 10:19 - Marszałek prosi o dialog