Z Markiem Dyduchem, byłym sekretarzem generalnym SLD, posłem SLD II, III, IV i IX kadencji, Klub Parlamentarny Lewica, wiceministrem Skarbu Państwa w rządzie Leszka Millera (2001–2002), od 2021 wiceprzewodniczącym Nowej Lewicy rozmawia Artur S. Górski.
– Nowa Lewica to partia o charakterze lewicowym. Co pan będzie robił 1 maja, w Święto Pracy, które w XX wieku nie miało szczęścia do swych promotorów?
Marek Dyduch: Będę w moim okręgu wyborczym, w Świdnicy, Wałbrzychu, Nowej Rudzie, Bielawie. W programie rozmowy mieszkańcami, z wyborcami na festynach. Uczcimy ludzi pracy, złożymy kwiaty. Święto ma dziś formułę wpisaną w demokrację. Dzisiaj z koleżankami i kolegami jesteśmy w Katowicach. Przygotowujemy grunt na zdobycie mandatu do Sejmu.
– 4 czerwca – marsz demokracji, za wolnymi wyborami i europejską Polską. Lewica, wraz z innymi ugrupowaniami opozycyjnymi, pójdzie tego dnia, w samo południe?
Marek Dyduch: Data 4 czerwca 1989 roku zmieniła Polskę. Trudno zaprzeczyć, że czerwcowe wyboryÂÂ przewartościowały politykę i gospodarkę. Nie był to łatwy czas. Wykorzystaliśmy szansę, jako kraj, mimo skomplikowanej sytuacji politycznej. To Polską swą szansę wykorzystała. Istniał przecież Związek Radziecki, pilnujący obozu socjalistycznego. Nie było jasne, w którą stronę pójdzie rywalizacja mocarstw. W Polsce, w tym na Dolnym Śląsku, stacjonowały liczne, dobrze uzbrojone obce wojska, w sile ponad 60 tysięcy żołnierzy.
– Dla części politycznego obozu, tego do którego odwołuje się rządząca tak zwana Zjednoczona Prawica, datą graniczną i symboliczną jest 4 czerwca 1992, obalenie rządu premiera Olszewskiego. Czy będą polityczne akcje, czy tego dnia grozi nam konfrontacja?
Marek Dyduch: Nie sądzę by wybuchły złe emocje i konflikty akurat 4 czerwca. Będzie z pewnością masa ludzi. Być może komuś się zamarzy prowokacja, ale rozsądek spowoduje, że nic groźnego się nie wydarzy. Polacy doświadczyli wolności i szans rozwojowych. Polska jest krajem poważnym. Jednak targanym na co dzień politycznymi waśniami i sporami. Podziały w społeczeństwie są, nastąpiły już dawno.
Â
– Opozycja chce się policzyć, w sensie zobaczyć, jaką ma zdolność do mobilizacji zwolenników i wspólny front? Chcecie zmienić oblicze tej ziemi?
Marek Dyduch: Chcemy unaocznić, mimo działań propagandowych uderzających w nasz sojusz, że jest wola współpracy w łonie opozycji, że jako cztery główne ugrupowania opozycyjne, mamy wspólny cel, który przypomnimy na wiecu. Jest w tym obrona wartości, które nieraz, w tym 4 czerwca 1989 roku, zwyciężały, wartości państwa uczciwego, dbającego o ludzi, o zasady czystej, politycznej rywalizacji. Jeśli opozycja poważnie dąży do przejęcia z rąk PiS władzy, musi pokazać, że jest gotowa na współpracę w swoim gronie. Będzie kooperacja, będzie więcej powagi, zrozumienia. Trudno mi teraz ocenić, czy nasz przekaz pozostanie w szerokiej społecznej świadomości.
– Nowa Lewica z tym trafianiem do wyborców ma problem. Sondaże nie są nazbyt łaskawe, 8 procent? Wasz ideowy charakter jest z jednej strony socjaldemokratyczny, z drugiej opisujecie go jako socjalliberalny, feministyczny, proekologiczny. Jeden z waszych liderów Włodzimierz Czarzasty łączy socjalizm z liberalizmem. Więcej w nim z marksisty, z KarlaÂÂ Kautsky’ego, czy z Adama Smitha? Czarzasty jest liberałem, a Dyduch socjalistą?
Marek Dyduch: Obserwując polityczną drogę kolegi Włodzimierza, to potrafiłby połączyć siły i zaprzyjaźnić z obydwoma panami (śmiech). Nowa Lewica jest socjaldemokratyczna. Hasła wolnościowe i socjalne są w niej eksponowane. Widzę młodych ludzi na lewicy. Oni nie mają obciążeń historycznych, nie muszą ciągle przepraszać. Kiedy PZPR oddała pokojowo, w porozumieniu, władzę, odradzająca się socjaldemokracja zachowywała się, jak gdyby musiała długi spłacać, taszczyć na sobie całe 40 lecie, usprawiedliwiać się przez dwie, trzy kadencje. Tymczasem to lewica musiała wykonać dla Polski działania, które nie przyniosły jej triumfu wyborczego. Liberalizm wielu zarzuca rządom Leszka Millera i Marka Belki. Przypomnę, że lewica, że SLD, wyciągała Polskę z gospodarczych tarapatów. Przytrafiło się nam to w 1993 roku i w 2001. Musieliśmy radykalnie, ekonomią, odbudować gospodarkę. Podejmowaliśmy kroki mało popularne, ale konieczne. Zapłaciliśmy za to wyborczymi porażkami. Mimo, że to lewica wprowadziła Polskę do Unii Europejskiej przed prawie 20 laty, lewica torowała drogę do NATO w latach 90, realizowała sojusz z Amerykanami, zatykała dziury w budżecie. W 2001 roku przejęliśmy kraj o ogromnym zadłużeniu wewnętrznym i zerowym wzroście gospodarczym (wzrost PKB w 2001 r. wynosił 1 proc., w 2000 r. ok. 3,7 proc. – dop. red.).
- Wtedy każdy rodak znał nazwisko ministra finansów, np. Jerzego Bauca. Dzisiaj mało kto...
Marek Dyduch: Centrum decyzyjne przesunęło się poza rząd, poza premiera. Co do sondaży. Naprawiliśmy znacząco państwo, uporządkowaliśmy finanse i przegraliśmy wybory w 2005 roku. I tak to trwa. Ale tendencje są takie, że będzie wynik dwucyfrowy, mam na myśli lewicę, naszych kandydatów. Lewica jest na 10 procent i plus. Młodzi dzisiaj są radykalni, zdeterminowani. Ale oni nie rządzili, nie wiem, ile z tych swoich haseł będą w stanie wprowadzić. Nie wiemy, po rozmaitych zabiegach ekipy premiera Morawieckiego, jaki jest stan kasy państwa.
– Młodzi na lewicy są zbyt skrajni?
Marek Dyduch: Są bardziej radykalni niż my, nie skrajni. Trudno się dziwić, chcą szacunku dla swych poglądów, dla praw kobiet, upominają się o wolności światopoglądowe, chcą dostępu do mieszkań, do rozsądnych kredytów na mieszkania, pod wynajem, chcą bezpieczeństwa pracy. Nie muszą odkupować jakichś win. Szanuję ich zwrot w stronę ideowej lewicy.
– Wymienia pan różnice światopoglądowe, mówi o planach socjalnych. Tymczasem PiS, w znacznej części swych działań, formuje program socjalny, nawet przypomina socjalistyczną partię, w rozumieniu PPS z lat 20 i 30, w odwołaniu do symboliki, czy do sanacji, w stylu sprawowania władzy. PiS do władzy doszedł z walizką pakietów socjalnych, prospołecznych. Różnice się od partii pana Kaczyńskiego podejściem do ekologii, relacji z Kościołem, rozumienia praw kobiet, czy miejsca w Unii? W programach socjalnych to PiS jest waszym konkurentem.
Marek Dyduch: Jest konkurentem, ale my chcemy ustalić i usankcjonować rozwiązania socjalne prawnie, na stałe. Niezależnie od sondaży i tendencji. Nie chcemy, by adresowane do społeczeństwa, do rodzin pakiety, były zależne od kaprysów władzy, służyło do kupowania poparcia w wyborach. Mają to być projekty rozpisane na lata. By obywatel wiedział, jakie są jego prawa, że ich źródłem nie jest wola tego, czy owego polityka. Francuzi to od kilku miesięcy pokazują. Wbrew ich woli podniesiony został wiek emerytalny z 62 na 64 lata, bez woli parlamentu. Buntują się, bo mieli zagwarantowane prawa, a tymczasem ugruntowany system zmieniają politycy. My mówimy: nawet jak przestaniemy rządzić, prawa i zdobycze społeczne pozostaną. Gdzie jest dziś granica rozdawnictwa? W roku wyborów tego nie wiem...
– Ostatni rok pokazuje, że PiS ma problem ze sprawczością, choćby w kwestii rolnictwa, czy polityki zagranicznej. To dla was szansa?
Marek Dyduch: PiS spełnił wiele postulatów prosocjalnych. W wielu kwestiach jest w defensywie. Działa od kryzysu do kryzysu, doraźnie. Program mieszkaniowy leży. Polityka dość agresywna, oparta na zwalaniu na Unię, na Niemców, na Rosję Putina – co jest akurat zrozumiałe w kontekście wojennym, nie prowadzi nas w kierunku pozyskiwania sojuszników i skuteczności, nawet w dbaniu o nasze interesy. Także w obliczu groźnych konfliktów.
– Lewica odchodzi od naiwnego pacyfizmu?
Marek Dyduch: Podejście do „zbrojeniówki”, do wojska, do zaopatrzenia armii i do szkolenia ewoluuje. Przez lata mieliśmy pewne złudzenie bezpieczeństwa, partnerstwa. Trzeba było je zweryfikować. Trzeba mieć gotowość bojową. Zbrojenia jednak nie rozwiążą naszych problemów. Szkoda, że w tej materii rząd, a właściwie MON, prowadzi politykę, nie tyle tajną, co bez konsultacji. A pytań jest wiele: o kwoty wydatków, o czas realizacji, o szkolenia, o nabór do wojska, o kondycję sił zbrojnych, o zapewnienie serwisów, wyposażenia, amunicji, o nasze fabryki zbrojeniowe. PiS działa doraźnie.
– Składacie deklaracje...
Marek Dyduch: Co mamy robić, skoro nie rządzimy. Jesteśmy na razie na poziomie deklaracji. Jesienią porozmawiamy. Uczciwość władzy ma polegać na pokazaniu przy stole jakie ma plany, jakie zamiary i co już zrobiła. W czasach gdy np. Bronisław Komorowski czy Jerzy Szmajdziński byli szefami Komisji Obrony Narodowej, to były konsultacje, przy drzwiach zamkniętych też. A nie tylko „my i my”. To mi przypomina socjalistyczny centralizm. Polityka doraźna, ręczne sterowanie i kluczenie wypadnie rządzącym spod kontroli.
- 06/05/2023 14:38 - 78 rocznica oswobodzenia KL Stutthof
- 04/05/2023 11:53 - Tomasz Rakowski: Mamy lepszą wizję Gdańska
- 03/05/2023 18:24 - Koncerty plenerowe w ramach 2. edycji Festiwalu Kultury Utraconej
- 02/05/2023 13:12 - Rodzinne warsztaty z okazji Narodowego Dnia Trzeciego Maja
- 30/04/2023 16:54 - Inauguracja 2. edycji Festiwalu Kultury Utraconej
- 27/04/2023 18:50 - SKT gra w Sopocie!
- 27/04/2023 16:05 - XX Ogólnopolski Tydzień Bibliotek
- 27/04/2023 07:57 - Proces Magdaleny Adamowicz rozpocznie się od nowa. Sąd uchylił wyrok pierwszej instancji
- 25/04/2023 13:19 - Politycy PiS pytają: gdzie jest 250 milionów złotych?
- 25/04/2023 11:24 - Festiwal Kultury Utraconej 2023