Stosunkowo niedaleko Gdańska, 36 kilometrów od wielkiego ośrodka kultury i sztuki, miasta malarzy, kompozytorów i poetów Niemcy przygotowywali fabrykę śmierci. Około 65 tys. osób zostało w Stutthofie zamordowanych. Głód, choroby, niewolnicza pracy, masowe egzekucje, komory gazowe dokonywały spustoszenia. Przygotowywane jeszcze przed wojną listy proskrypcyjne polskiej ludności w Wolnym Mieście Gdańsku były wstępem do wdrożenia całej machiny likwidacji ludności polskiej z tego terenu. Już 11 stycznia i 22 marca w Wielki Piątek 1940 roku zostali rozstrzelani działacze polscy z terenu Gdańska. Zginęło wówczas 22 i 67 gdańszczan. Działali w patriotycznych organizacjach, związani z kościołem, klubami sportowymi, chórami śpiewaczymi, pracujący na kolei i poczcie. Niepożądani i przeszkadzający w Gdańsku.
Jan Jarzębowski WALKA Z „ZIELONYMI” cz. 3
Napisane jako pierwsze ze wspomnień przeżytych w obozie koncentracyjnym w Stutthofie około czerwca 1945 roku.
W Stutthofie w położeniu najgorszym byli wszyscy nie otrzymujący paczek. Do nich właśnie w pierwszym rzędzie należeli Rosjanie. I o ile los ich się poprawił – to nie tylko dzięki sukcesom bohaterskiego żołnierza rosyjskiego, lecz przede wszystkim dzięki umiejętnie prowadzonej walce z zielonymi.
Od wiosny 1944 r. warunki pobytu w Stutthofie – nie można powiedzieć, że zaczęły być znośne, lecz dla „starych numerów” ( nie tzw. „zugangów”), były od biedy możliwe. W zasadzie zieloni rządzili dalej, lecz pokusił bym się o twierdzenie, że cały Stutthof wraz z jego zakładami, warsztatami i fabrykami był jedną wielką szkołą nauki sabotowania Niemców, oczywiście szkołą ukrytą. Porządek względnie normalny tryb pracy utrzymywało się dla oka zielonych, lecz i ci albo już byli wciągnięci w ogólny wir wydarzeń, albo też nie zawsze już skutecznie temu mogli zapobiegać. Odkrywano np. sprzedaż obuwia i inne, a nawet i sporadycznie wyrób wódki. Rządy nad 30.000 rzeszą więźniów nie były łatwe przy znanej naiwności niemieckiej i braku należytej kontroli. Nie pomagały także z dość wielką pompą aranżowane publicznie wieszania i inne kary (dotychczas wieszano w ukryciu przed pobudką).
Położenie nasze w Stutthofie zmieniło się dopiero radykalnie, gdy rozpoczęła się ewakuacja. Już kilka tygodni przed nią zieloni, a szczególnie bardziej zacięci SS-mani zrozumieli, że zbliża się ich kres, że Niemiec ostatecznie odpowie przed sądem świata całego za swe zbrodnie. I powstała szatańska myśl zniszczenia, wymordowania świadków zbrodni, to jest nas. Myślano, że może wojna jeszcze tak się szybko nie zakończy, że może uda się...powoli, lecz konsekwentnie...przecież trupy milczą...I dlatego to strzelanie do bezbronnych w czasie marszu w kierunku Lęborka (25.I.1945 r. początek ewakuacji), dlatego to morzenie głodem w Lęborskim (ja byłem w Gęsi – Gans). Dawano nam przecież siedem razy mniej chleba jak w Stutthofie. Dlatego biegunka, tyfus oraz strzał z tyłu w głowę tak nas jeszcze mocno zdziesiątkowały. Nigdy nie zapomnimy pomocy jakiej, często z narażeniem życia, udzielił nam wówczas ubogi lud kaszubski. Dzięki tej pomocy więcej jak tysiąc więźniów Stutthofu przetrwało tą przeklętą ewakuację. Głód w Gęsi był taki, że po zabiciu np. zranionego konia na wyrzucone wnętrzności końskie rzucano się jak szarańcza i momentalnie zżerano. Widziałem nieraz zbieranie i zjadanie odpadków w Stutthofie, lecz widok ten w Lęborskim był bodajże chlebem codziennym. Człowiek normalnie najedzony naprawdę nie ma pojęcia, czym jest i do czego doprowadzić może głód.
Ewakuacja odbywała się nie tylko marszem pieszym w kierunku Szczecina. Z relacji kolegi Smoczyńskiego Romana (kierownika szkoły w Kruszynach, pow. Brodnica nad Drwęcą) wiem, że nim ich załadowano na barki na oczach wszystkich na plaży z karabinów maszynowych zamordowano przeszło 200 więźniarek – Żydówek, a po tym barka ich sama żeglowała po Bałtyku, wioząc niema; samych chorych tylko na tyfus. I mówi kolega Smoczyński, że nie tylko on lecz i dużo innych z tej barki zawdzięcza swe życie nie tylko Czerwonemu Krzyżowi jednego z państw skandynawskich (zabrano ich do siebie do szpitala i tam wyleczono), lecz przede wszystkim ofiarnemu i samarytańskiemu podejściu żony kolegi Witta Jana, Marii, która podobno sama głodno i bez wody resztkami tejże wody gotując herbatę utrzymywała przy życiu przez długi czas chorych na tej bezpańskiej barce. Takie żony mieli członkowie ruchu oporu Wybrzeża. Cześć naszym koleżankom!
Pogawęda nasza ma się ku końcowi. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ostatnia wojna była okresem dla nas Polaków największej próby nerwów i charakterów w dziejach naszego narodu. Że próba byłą tak ciężką przyczynił się do niej i jedynym winowajcą był niemiecki przestępca. Cały świat został zmuszony do walki z zielonymi. Mówi się, że walczyliśmy przeciwko faszyzmowi hitlerowskiemu. Owszem, niech będzie i tak. Lecz w pierwszym rzędzie i przede wszystkim walczyliśmy z zielonymi zawodowymi przestępcami, Niemcami. I jeszcze jedna uwaga. Nas Polaków zagranica może różnie nazywała, lecz nikt jeszcze nigdy nie nazwał nas narodem chamskim. Natomiast długie i straszne lata tej wojny aż za dobitnie udowodniły, że jedynym chamem ludzkości jest Niemiec. Polacy brzydzili się chamstwem, do chamstwa nigdy zdolni nie byli. Z chamstwem i chamami zawsze walczyliśmy i walczyć będziemy!
Tematu nie wyczerpałem. Nie oddałem nawet jednej małej tysięcznej części tego, czym był Stutthof. Nie należę do ludzi mściwych, osobiście nie umiem się zupełnie mścić, lecz najzupełniej rozumiem i zgadzam się co do treści ze słowami Mickiewicza: „Zemsta, zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem lub mimo Boga!” Może wyrażenie „mimo Boga” raziło kogoś kiedyś, bo przyznam się, że mnie też. Lecz sądzę, że dzisiaj Polaka razić nie powinno. I dzisiaj, kiedy wchodzimy w progi nie nowego okresu, lecz zupełnie nowej epoki świata całego, a ludzie Europy w szczególności, dzisiaj nie wolno nam wykazywać jakiejkolwiek słabości wobec zielonego przestępcy. Dzisiaj kiedy zachodnia ziemia słowiańska przestała gromadzić li tylko prochy, kiedy stajemy jako zwycięzcy na tej ziemi, my Słowianie, stanąć musimy realnie hardo i twardo, pomni, że nie tylko do odrobienia mamy krzywdą tysiącletnią lecz i tysiąc lat zaniedbanej i sponiewieranej niwy polskiej.
Byłem jeszcze uczniem gimnazjum, gdy w 1915 r. wraz z kolegami z tajnego związku filomackiego zwiedzałem pole Grunwaldu, Grunwald leżący około 2 km od wsi, której nazwa niemiecka brzmi Tannenberg. W pobliżu dwóch miejscowości w 1410 r. Słowianie mieli swój pierwszy zwycięski Grunwald nad krwiożerczym Krzyżakiem. I wówczas tę stoczył Jagiełło w terenie obejmującym trochę więcej jak kilka km2. W czasie pierwszej wojny światowej w tej samej okolicy odbyła się bitwa trwająca kilka tygodni, bitwa dzięki której urośli Hindenburg i Ludendorf. I bitwa ta obejmowała już teren powiatów działdowskiego i wszystkich sąsiednich. Rodacy! rok 1944 na 1945 to rok trzeciego Grunwaldu. Tym razem bitwa trwała miesiącami całymi, przechodząc przez historyczne pole Grunwaldu koło 16.XII.1944 r. i sięgała właściwie od Bałtyku het za Toruń i Bydgoszcze. A wszyscy zgodzimy się, że nie byłoby tych trzech Grunwaldów gdyby nie było Krzyżaka – Niemca, gdyby nie było zielonego przestępcy – Niemca!
Sopot, w czerwcu 1945 r.
Jan Jarzębowski, nr obozowy 17498
Wspomnienie dzięki uprzejmości Muzeum Stutthof
fot. Mariusz Hoffman
- 16/09/2022 17:38 - Pierwsze transporty
- 16/09/2022 17:31 - Säuberungsaktion - Akcja Oczyszczania
- 16/09/2022 17:27 - Kalendarium Obozu Stutthof
- 15/05/2022 18:00 - „Chłopaki idą równo - Polacy”
- 09/05/2022 14:15 - KL Stutthof 2077 dni zbrodni
- 12/04/2022 07:14 - Konzentrationslager Stutthof cz. 6
- 30/03/2022 18:24 - Konzentrationslager Stutthof cz. 5
- 26/03/2022 18:06 - KL Stutthof – egzekucje 1940 cz. 2
- 19/03/2022 08:18 - KL Stutthof - egzekucje 1940 cz. 1
- 12/03/2022 10:18 - Konzentrationslager Stutthof cz. 4