Z Krzysztofem Doślą, przewodniczącym Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” rozmawia Artur S. Górski
- Za nami podwójnie wyborczy, w związku i w samorządzie terytorialnym, rok 2018. Relacje z obozem Zjednoczonej Prawicy, mimo pewnych tarć, są poprawne?
Krzysztof Dośla: W relacji ze światem bieżącej polityki nasza strategia będzie oparta na kontynuacji, bo też sprzyja nam polityczna koniunktura. Z wolna więc nasze postulaty są zauważane. Z wolna, bo trzeba było zmienić parlament i rząd, by cokolwiek ruszyć z miejsca, zmieniając filozofię podejścia do pracy i spraw społecznych. Konsekwentne działanie „Solidarności” przynosi efekty w wymiarze ogólnopolskim. Wspomnimy chociażby o trwających od 2012 roku protestach przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego. To twarda postawa związkowa i postulat powrotu do modelu 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn doprowadził do najpierw do deklaracji z maja 2015 roku ze strony kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy i do jej realizacji przed rokiem. Warto teraz pochylić się nad kryterium stażowym przy prawie do przejścia na emeryturę. Przecież nie doszło do realizacji czternastego postulatu z sierpnia 1980 roku, czyli wieku dla kobiet do 50 lat, a dla mężczyzn do lat 55 lub zaliczenia przepracowania 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.
- A postulat wolnych sobót z 1980 roku?
Krzysztof Dośla: Po 37 latach od Sierpnia musieliśmy zawalczyć, i zrobiliśmy to skutecznie, o wolne od pracy niedziele, przede wszystkim dla pracowników handlu. Na razie ograniczyliśmy pracę w niedzielę w handlu wielkopowierzchniowym. Wiem, że rynek rozmaicie reaguje, że niektórzy pracodawcy próbują wymuszać dłuższy czas pracy w soboty; tu przepisów trzeba doprecyzować. Ale podkreślam, w Sierpniu robotnicy uzyskali wszystkie wolne soboty, a po latach musieliśmy upominać się o wolne niedziele. Nie dlatego, że nie chcemy pracować, ale dlatego, że pracujemy za długo. Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw. Krócej pracują niemal wszyscy w Europie.
- Z danych OECD wynika, że średnio 1963 godziny w roku przepracowuje statystyczny Polak (dane za 2015 rok, uwzględniające urlopy). W rankingu OECD Polska zajmuje 7 miejsce na 38 państw. Mniej od nas pracują Czesi, Słowacy, Holendrzy, Norwedzy itd.
Krzysztof Dośla: Czas pracy nie przekłada się na wydajność. Szwedzi postanowili wprowadzić 6-godzinny dzień pracy. Taki system się u nich sprawdza… A my musieliśmy się najpierw uporać z pracą na czarno. Przynajmniej ją ustawowo ograniczyć. Plaga zatrudniania na czarno została ograniczona przez likwidację syndromu pierwszej dniówki. Znikł zapis kodeksu pracy mówiący, że warunki umowy, warunki pracy, otrzymuje pracownik do końca pierwszego dnia. Ten zapis powodował, że setki tysięcy rodaków było tygodniami pierwszy dzień w pracy, czyli pracowali na czarno.
- A co z postulatem godziwej zapłaty za wykonaną pracę?
Krzysztof Dośla: Zacznijmy od płacy minimalnej. Idealne byłoby zarabianie na pełnym etacie na poziomie takim, że nie trzeba martwić się, jak związać koniec z końcem. Trzeba było jednak najpierw „odgruzować” zaszłości. W 2018 roku płaca minimalna wynosi 2100 zł brutto, czyli około 1530 zł netto. Osobom pracującym na umowy o dzieło, lub na umowy zleceniu nie można zapłacić za godzinę pracy mniej niż 13,70 zł. W 2019 roku stawki rosną do 2250 zł brutto, czyli około 1634 zł na rękę, a godzinowa stawka to będzie 14,70 zł. To jest jakiś postęp, ale zbyt wolno zbliżamy się z minimalną do poziomu 50 procent średniego wynagrodzenia. O stawkach za naszą zachodnią granica nie wspominając. Zniknęły ogłoszenia o ofertach pracy za 4-5 złotych za godzinę. Jak można proponować takie kwoty za wykonanie jakiejkolwiek pracy?
- Eksperci zwracają uwagę, że nie liczy się czas spędzony w pracy, ale wydajność. Koszty pracy są zbyt wysokie, jak przekonują niektórzy pracodawcy?
Krzysztof Dośla: Średnia stawka godzinowa oscyluje wokół 8 euro, jeśli liczymy koszt godziny pracy brutto. W Niemczech za tą samą pracę koszt godzinowy to około 27 euro. Jeśli nawet przyjmiemy, że powodu uwarunkowań i narzędzi nasza wydajność jest o połowę niższa, to skala 1:3,5 pokazuje dystans, jaki nas dzieli od niemieckich warunków pracy i płacy. Pomijam przy tym naszą siłę nabywcza, która stanowi jedynie połowę średniej unijnej.
- Jako że rząd nie ma swoich pieniędzy, trzeba je wypracować i ściągnąć do budżetu, cerując luki i spowalniając karuzele VAT. Wyniki są pozytywne, ale zatrudnieni w budżetówce - sfrustrowani…
Krzysztof Dośla: Przed nami długa droga doprowadzenia do odczuwalnego dla pracowników wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej, czyli pracowników opłacanych z daniny publicznej. Pensje pracowników administracji, oświaty, służb porządkowych, pracowników opieki zdrowotnej były zamrożone. Mamy, pod naszym naciskiem, rządowe obietnice odmrożenia kwoty bazowej o poziom zakładanej inflacji. W kwestii osób wynagradzanych z podatków uczyniliśmy dopiero mały kroczek. By nadrobić zaległości chcieliśmy 12 procentowego wzrostu, a będzie to 5-6 procent w 2019 roku. To mało!
- Rząd Mateusza Morawieckiego przyjął projekt ustawy budżetowej na rok 2019, zakładający wzrost PKB na poziomie 3,8 proc. oraz deficyt budżetu państwa na 28,5 mld zł.
Krzysztof Dośla: Sygnały z gospodarki są pozytywne. Raczej nie zaszkodzą im zawirowania wokół rynku finansowego. Wskaźniki makro realizacji budżetu, wzrost PKB i przychody z VAT powodują, że prognozy są dobre, a zakładany deficyt na najniższym od dekad poziomie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zrealizować nasze minimalne oczekiwania podniesienia płac budżetówki – państwowy pracodawca nie powinien być gorszy od prywatnego...
- Wybory samorządowe wyłoniły pracodawców dla miliona pracowników, Rzesze urzędników samorządowych, służby pomocnicze, pracownicy wydziałów, referatów i departamentów to nie wszyscy pracownicy samorządowi. Są też nimi zatrudnieni w spółkach komunalnych…
Krzysztof Dośla: W sektorze samorządowym pracuje blisko dwa miliony osób. Wybory więc były dla nas związkowców także istotne, gdyż to samorząd jest istotnym pracodawcą, a w wielu miejscach, gdzie obumarł przemysł, największym lub jedynym. Wybory są okazją do zmian wszędzie tam, gdzie mieszkańcy nie są zadowoleni z poczynań włodarzy lub zaangażowania radnych. Mimo że rywalizacja toczyła się między dwoma politycznymi blokami, to też swoja role odegrały komitety lokalne. Z niepokojem o kondycję naszej demokracji odebrałem fakty, nie nagminne, ale jednak takie były, że wyborcy wskazali na ludzi z zarzutami, a nawet oskarżonych i skazanych. To jest margines wyników, ale bardzo widoczny, za bardzo. To każe się zastanowić, czym się kierują wyborcy. Cieszy stosunkowo wysoka frekwencja, choć i tak dość niska jak na europejskie warunki.
- Dobra sytuacja gospodarki i pakiety socjalne nie dały zwycięstwa obecnej władzy…
Krzysztof Dośla: Kandydaci opcji rządzącej uzyskali jednak zdecydowanie większy wpływ na sejmiki wojewódzkie dysponujące przecież pokaźnymi budżetami i władze na szczeblu powiatu. Trzeba też pamiętać, że dobra kondycja budżetu państwa, niskie bezrobocie, wpływy z CIT, służą samorządowi, pracują na rzecz mieszkańców. W tym sensie samorząd zależy też od władzy centralnej. Od samorządu, ale i od organizacji społecznych, choćby w radach dialogu, wymagamy dopilnowania, by pieniądze były wydawane rozsądnie, by mieszkańcy mówili, że lepiej im się żyje, bo stać nas na więcej, bo dobrze zarabiamy, a nie tylko dlatego, że objęci jesteśmy jakimś programem wsparcia.
- Urzędy, pakiety pomocowe „z plusem” nie generują dochodów, a są sferą redystrybucji. Co dalej z kluczową wydawałoby się na Wybrzeżu gospodarką morską?
Krzysztof Dośla: Na Wybrzeżu, z racji położenia stoczni i portów oraz warunków, sztandarową dziedziną powinna być gospodarka morska. Tymczasem, mimo deklaracji, nie dzieje się w niej wiele. Promu „Batory” jak nie było, tak nie ma. Stocznia Gdańsk na razie tkwi w stagnacji, nie budujemy w Stoczni Wojennej. Mamy czas koniunktury i wzrostu gospodarczego. Natomiast w sferze gospodarki morskiej mamy wrażenie utkwienia na kotwicy niemożności. To ona ma być motorem napędowym gospodarki Wybrzeża. Przed ćwierćwieczem niemądrze oceniono, że nim nie będzie. I od lat nie może się podnieść i płynąć jasno wytyczonym kursem.
- Nie cała gospodarka morska szoruje po dnie…
Krzysztof Dośla: W Gdańsku mamy Grupę Remontowa, z jedną z najlepszych stoczni remontowych świata. Wszystkie podmioty grupy sobie jakoś radzą. Ale to nie przychodzi samo. Trzeba mieć ofertę, kadry i umieć się odnaleźć na rynku. Trzeba chcieć i znać branżę, w której konieczna jest fachowa wiedza. Byliśmy od końca 2016 roku adresatami obietnic, a państwo polskie w tym roku poświęciło sporo środków publicznych, idących w setki milinów złotych, podejmując się zakupu od syndyka Stoczni Marynarki Wojennej poprzez PGZ czy też zakupu od ukraińskiego oligarchy udziałów większościowych w Grupie Stoczni Gdańsk. Po tym wielomilionowych operacjach oczekujemy na następny krok. Konieczna jest refleksja i weryfikacja osób delegowanych przez agendy rządowe do ratowania przemysłu stoczniowego. Okrętownictwo wymaga odpowiedniego poziomu kompetencyjnego.
Fragment rozmowy z Krzysztofem Doślą, podsumowującej 2018 rok, której pełen tekst znajdzie się w grudniowym „Magazynie Solidarność”
- 09/12/2018 18:01 - Zmarła Jolanta Szczypińska
- 06/12/2018 22:08 - Grzegorz Strzelczyk: Widmo dekarbonizacji: Szansa na klimatyczny ratunek, czy szkodliwa utopia?
- 06/12/2018 19:21 - Zbiórka odzieży dla potrzebujących
- 05/12/2018 17:42 - Mikołaj odwiedził Przedszkole Specjalne Nr 77
- 04/12/2018 23:40 - Ksiądz Józef Wrycza, kapelan, patriota, przywódca ideowy konspiracji
- 27/11/2018 18:37 - XVI Międzyszkolny Konkurs Recytatorski "Kto Ty jesteś?"
- 26/11/2018 16:30 - Struk nadal marszałkiem, nowe twarze w zarządzie sejmiku
- 25/11/2018 16:24 - Chcieli oddać hołd Orlętom zostali zatrzymani we Lwowie, mieście Semper Fidelis
- 25/11/2018 11:08 - Milionowi odwiedzający Muzeum II Wojny Światowej
- 22/11/2018 19:28 - Przebudowa tramwaju na Stogi – zamknięcie ul. Stryjewskiego