Lwów – kiedyś polskie miasto, dziś z dawną ojczyzną utrzymuje bardziej „piłkarskie” niż polityczne kontakty. Kilka dni temu oficjalnie został ogłoszony areną polsko-ukraińskiego Euro 2012, a ponadto niewielu wie, że nasza, gdańska, Lechia jest spadkobierczynią przedwojennej lwowskiej drużyny o tej samej nazwie.
„Lwów jest piękny, ale zaniedbany” - ten stereotyp pokutuje już od dawna. Od dawna też trzeba odłożyć go do lamusa. Miasto kwitnie. Turystycznie i sportowo. Fakt ten niewątpliwie cieszy Polaków: w końcu przez blisko pięćset lat miejscowość ta leżała w naszych granicach. To tutaj Jan Kazimierz złożył „Śluby Lwowskie”, ale też tu urodził się guru polskiej piłki – Kazimierz Górski. To stąd w końcu wywodzi się nazwa, którą ochrzczono największy gdański klub piłkarski – Lechia. Także biało-zielone barwy mają swą genezę we Lwowie.
A wszystko to z powodu – jak wiadomo – odebrania Rzeczypospolitej wschodnich terytoriów po drugiej wojnie światowej. Kiedy okazało się, że utracimy także Miasto Lwa, exodus Polaków popłynął do Gdańska, Bytomia czy Szczecina – tzw. miast odzyskanych. Tam też postanowiono wskrzesić ducha dawnych lwowskich klubów: Lechia zagościła w rodzącym się Trójmieście, Pogoń – w dwóch pozostałych miastach.
Polskość na każdym kroku
Wysiedleni i uciekinierzy ze Lwowa nie zabrali jednak ze sobą całej polskości. W każdej kafejce czy sklepie swobodnie można porozumieć się w naszym języku, znajdzie się tu też multum także rodzimych zabytków.
Stare miasto jest nimi wręcz najeżone. Już na głównej aorcie miasta – Prospekcie Swobody – dumnie wdzięczy się pomnik Mickiewicza. Nieopodal niego wznosi się przepiękny budynek Opery, największe dzieło polskiego architekta Zygmunta Gorgolewskiego. Urodą zachwyca także miejsce-sanktuarium Polaków: Katedra Łacińska, gdzie król Jan Kazimierz w 1656 roku padł przed ołtarzem, błagając Najświętszą Panienkę o ratunek dla kraju zalanego potopem Szwedów. Co ciekawe: miasto nie ma jednego zabytku-symbolu jak warszawski pomnik Syrenki, gdański Żuraw albo krakowskie Sukiennice. Siłą Lwowa jest za to jego różnorodność. Obok wspomnianych polskich monumentów na turystów czekają prawosławne i unickie świątynie (szczególnie kościół ormiański jest godny polecenia), liczne parki i muzea.
Nie samym zwiedzaniem się żyje
Jako że nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, miasto oferuje także inne – intensywniejsze rozrywki. Praktycznie każdego wieczora Lwów tętni życiem. Grupy studentów okupują przede wszystkim Prospekt Swobody, bardziej zamożni lwowianie ucztują w staromiejskich kafejkach. Zarekomendować wypada zwłaszcza weekendowe wieczory, kiedy wprost całe miasto wylega na ulice. Także jego piękniejsza część: jeśli zamknąć oczy, wsłuchać się można wręcz w terkot kozaków wystukiwany o bruk przez młode, odświętnie ubrane Ukrainki. Warto też nadmienić, że w Mieście Lwa można legalnie raczyć się wszelkimi trunkami pod gołym niebem, co czyni nocne eskapady jeszcze ciekawszymi.
Oczywiście mieszkańcy potrafią bawić się nie tylko po zmierzchu. W letnie miesiące na rynku, w specjalnie oznakowanym ogródku, lwowianie łączą się w pary i tańczą tango – każdy przechodzeń może się dołączyć! Ja sam miałem okazję kołysać się w rytm Kayah i Bregovicia wraz z dopiero co napotkaną dziewczyną. Otwartość Ukraińców jest zresztą powalająca także w innych sytuacjach, często podchodzą w klubach do polskich turystów, by porozmawiać, wznosząc przy okazji przyjacielski toast.
Melancholijnie, refleksyjnie
Lwów słynie także z miejsc mistycznych, melancholijnych, o refleksyjnym charakterze. Jednym z nich jest z całą pewnością Cmentarz Łyczakowski, oddalony od centrum o pół kilometra (polecam więc spacer). Co prawda piętno czasu odbiło się na nim dość drastycznie, ale to właśnie ono nadaje mu niepowtarzalną atmosferę. Zmurszałe pomniki, przekrzywione krucyfiksy oblane rdzą, monumentalne grobowce pamiętające stalinowskie czasy, a wszystko to zatopione w morzu zieleni – nekropolia zwala z nóg. Szczególnie amatorów fotografii, którzy przechadzają się godzinami po cmentarnych alejkach w poszukiwaniu niepowtarzalnego ujęcia. Magię miejsca potęgują tablice upamiętniające tutaj pochowanych: Marię Konopnicką, Gabrielę Zapolską czy Artura Grottgera.
Ważną dla Polaków częścią łyczakowskiej nekropolii jest Cmentarz Orląt, gdzie spoczywają obrońcy Lwowa, polegli w walce w latach 1918-1920. Miejsce to imponuje swoją dostojnością. Mimo że górują nad nim szpetne, socrealistyczne blokowiska, w żadnym stopniu nie odbiera mu to nawet promila nobliwości. Ocean białych krzyży zmusza do refleksji i rzuca na kolana. Dosłownie. Tym bardziej, jeśli odwiedza się cmentarz tuż przed zachodem słońca.
Lwów nie tylko uwodzi, ale wręcz pochłania w całości. Intryguje i fascynuje tak namiętnie, że aby zaspokoić głód jego poznania, najlepiej zagościć w nim na dłużej. Najbliższą okazją będzie Euro 2012, kiedy najbardziej polskie miasto na Ukrainie otworzy swe podwoje całemu światu.
Tomasz Sokołów
Fot. Tamara Dekum
Opera we Lwowie. Fot: Tamara Dekum
Widok na stare miasto. Fot: Tamara Dekum
Jeden z pomników na lwowskim cmentarzu. Fot: Tamara Dekum
- 29/12/2009 10:43 - Uwaga!!! Petardy!
- 29/12/2009 10:23 - Open’er walczy o tytuł Best Major Festival
- 29/12/2009 10:16 - Jeep kontra tramwaj
- 29/12/2009 09:44 - Medal dla Czapiewskiego
- 28/12/2009 09:40 - Awanse PO: Z Cetniewa do rządu
- 19/12/2009 10:09 - Pękła rura
- 19/12/2009 10:00 - Atak zimy
- 18/12/2009 11:55 - Planeta Energii w internecie - ENERGA bawi i edukuje najmłodszych
- 17/12/2009 12:46 - Ciemny debiutant w „Brovarni”
- 17/12/2009 12:36 - Zimowa akcja dokarmiania ptaków