Wojownicy Biafry

Drukuj

altRozmowa z Larrym „Okey” Ugwu, dyrektorem Nadbałtyckiego Centrum Kultury oraz z członkami jego, wydającego debiutancką płytę, zespołu – Biafro

- Dlaczego Biafro?
Larry: No cóż, zespół powstał jako „Biafra”, a Biafra to kraj w Nigerii którego już nie ma, ponieważ to było państwo secesyjne. W latach sześćdziesiątych w Nigerii, siedem lat po odzyskaniu niepodległości wybuchła wojna domowa pomiędzy Nigerią a narodem Ibo, czyli ludem zamieszkującym południowo – wschodnią część Nigerii (Nigeria uzyskała niepodległość 1 października 1960 r. dop. – red.). Ibo chcieli się odłączyć z powodów, wiadomo, politycznych. Powstał tam kraj Biafra, a lud Ibo deklamował niepodległość. Wojna ta pochłonęła około miliona ofiar. Po trzech latach, z powodu głodu zaistniałego wskutek blokady ekonomicznej Nigerii, Biafra została zduszona i była zmuszona się poddać. Z tego powodu nazwa nie jest mile widziana  w obecnie demokratycznej Nigerii. Tam ma być jeden kraj – jeden głos. Gdy ambasador usłyszał, że jest taki zespół – Biafra, założony przez Nigeryjczyka pochodzącego z Biafry, z plemienia Ibo, który w dodatku ma związek z przywództwem secesji...  


alt


- Jaki dokładnie?
Larry: W czasie wojny byłem wychowywany przez matkę prezydenta Biafry. No więc w momencie gdy ambasador to usłyszał, w Nigerii wśród młodzieży istniał ruch dążący do reaktywowania Biafry i on się przestraszył, że tworzymy to samo tutaj. Pojechałem do ambasady i wytłumaczyłem że absolutnie nie ma to nic wspólnego z polityką. Powiedziałem, że nazywamy się nie Biafra, lecz Biafro dlatego, że nie chciałem być aresztowany przy przylocie do kraju.

- Istniejecie od 1996 roku, to jest szmat czasu. Jeszcze nie wydaliście płyty. Jak to się stało, że nadszedł odpowiedni moment do wydania jej teraz? W dodatku płyty koncertowej.
Tomasz „Kvajah” Szymborski: Nie wydajemy płyt, bo sukces może nas zabić (śmiech).
Jacek „Dr Jahkill” Staniszewski: To było alibi po to żeby nie nagrywać(śmiech). Graliśmy dla czystej przyjemności, z emocją. Zajmujemy się na co dzień innymi rzeczami, ale nie traktujemy muzyki jako hobby, tylko jako misję. Jeśli już wchodzimy na scenę, to jesteśmy wtedy wojownikami Biafry, o to nam chodziło. Gdy zaczęliśmy występować pod tą nazwą, ona była w zasadzie nazwą ideologiczną. Ja wychodzę z ruchy punkowego, a ten ruch wywodzi się z pewnej ideologii, dlatego granie w Biafro kojarzy mi się i motywuje mnie do takiej działalności, bo czuje że istnieje pewien, jak to się mówi „message” do przekazania. W Biafro to wychodzi i ma przekaz bezwzględny, możemy się bawić, ale też mówimy o rzeczach poważnych, z głową. Gramy od 96-go, ale robimy to dla naszej przyjemności a nie dla komercyjnej uciechy.    
Larry: Zdecydowaliśmy, że pierwsza płyta ma być live nie dlatego, że nie możemy zagrać w studiu, lecz po prostu chcieliśmy pokazać co to jest Biafra. Właśnie to jest Biafra. Następną płytę nagramy w studiu. Wszystko dopieścimy do końca, ale pierwsze wyjście musiało być na żywo, bez znieczulenia, aby pokazać zespół który chce sprawiać ludziom radość, który gra i nie zwraca uwagi na robienie kariery. 


alt


- A propos samego wydawnictwa, na okładce widzimy dość szczególne zdjęcie, na pewno wiąże się z nim jakaś historia.
Dr Jahkill: Historia jest taka, że to jest zdjęcie samochodu Larrego, który został zniszczony przez wrednych ludzi na Żabiance. Zobaczyłem to zdjęcie i pomyślałem - ono ma taką wartość dokumentalną, że kiedyś może się na okładce pojawić. Pomyślałem sobie, że ta płyta musi być odarta z takiego rastafarjanizmu w polskim wydaniu, tej tęczy i całego tego „łojojoj”, tym bardziej że mamy bardzo konkretne przesłanie dla konkretnych ludzi. Na tym zdjęciu widać taki drąg, którym oni wybili te wszystkie szyby i on jakby definiuje tę płytę - czyli „Heavy Metal Reggae”. Od lat organizujesz akcje, wydarzenia i koncerty w których mówisz o tolerancji. Jak oceniasz młode pokolenia Polaków, wychowanych już w dobie internetu i łatwego dostępu do informacji pod tym względem? 
Larry: To nie jest tak jak ty myślisz. Młodzi ludzie mają oczywiście dostęp do różnych rzeczy, ale niestety kierunek szukania informacji jest skierowany tam, gdzie wydaje im się, że najwięcej się dzieje, czyli Stany, Anglia i tak dalej. Najważniejsze jest uświadomienie młodym, aby skierowali swoją uwagę na Afrykę. Nasza praca polega na tym, aby pokazać im, że jest takie miejsce jak Afryka gdzie powstało większość tych rzeczy które dzisiaj zostały zmodernizowane.


alt


- Ale czy jest jakiś postęp?  
Larry: Oczywiście że tak. Ja dam anegdotę. Moja pracowniczka przyjechała do pracy z siostrzenicą, osiem lat. Ona przyjechała ze wsi, i patrzy – idzie dwóch czarnych, więc mówi do ciotki – patrz! Amerykanie! – Czyli czarny dzisiaj się kojarzy z amerykańskim raperem, z blusmenem, a nie brodatym dzikusem w dżungli, tak jak było kiedyś. Świadomość się zmienia, ludzie wyjeżdżają, mieszkają w Angii, w Holandii czy Francji i bratają się z różnymi osobami. Natomiast tuż po odzyskaniu wolności w Polsce było strasznie. Dlatego, że wtedy zaczął tu właśnie działać ruch skinheadowski. Oni nie dawali żyć.  


alt


- Na koniec spytam jeszcze o plany na przyszłość Nadbałtyckiego Centrum Kultury. Widzę, że jesteście bardzo aktywni.
Larry: Nadbałtyckie Centrum Kultury to jest instytucja, która jest multidyscyplinarna, Mój problem polega na tym, że nie jestem człowiekiem monotematycznym, więc muszę się wykazać w różnych dziedzinach. Multikulturowość jest bliska mojemu sercu, dlatego organizujemy takie festiwale jak „Okno na świat” czy „Dźwięki północy”. Na przyszłość Nadbałtyckie Centrum Kultury będzie się kierowało bardziej na wschód, ponieważ nasza misja jako instytucja koordynująca kulturę krajów nadbałtyckich dobiega końca. Kraje nadbałtyckie są już tak zintegrowane, że musimy szukać już innego pola do działania, a Unia Europejska daje teraz dofinansowania na pozyskiwanie nowych gruntów na wschodzie i my chcemy przewodniczyć temu ruchowi. To jest właśnie kierunek któremu NCK będzie poświęcało teraz więcej uwagi.    
Rozmawiał Rafał Szultk

Related news items:
Newer news items:
Older news items: