Boże, co za szczęście, że mieszkamy w Gdańsku! Pofarciło się nam nielicho, bo nie dość, że stolica Wybrzeża, to jeszcze kolebka Wolności, Neptun, Ratusz i ulica Długa na miejscu. Jednym słowem prestiż nielichy. A wiadomo, nic tak się w życiu nie liczy jak szacunek świata i prestiż.
Nasze władze znają tę starą prawdę i od dawna robią co się da, żeby Gdańskowi splendoru i prestiżu dodać. A to stawiają Europejskie Centrum Solidarności, a to stadion w Letnicy pobudują i na dokładkę zrobią z miasta stolicę kultury. Nie byle jaką, bo stolicę całej Europy. Edynburga, Londynu, Wenecji i Berlina też. Wielkie plany, szlachetne zamiary.
Ale prestiż nasz codzienny powinniśmy doceniać na każdym kroku. Także podczas niedzielnego spacerku po Trakcie Królewskim. Nie może być tak, że tylko turyści są zachwyceni. My, gdańszczanie tez powinniśmy czuć się szczęśliwi i zaszczyceni. Pewnie dlatego włodarzom miasta podobało się, kiedy Fundacja Gdańska chciała oddać aktorowi Markowi Kondratowi niecałe pięćset metrów pod dachem w centrum na knajpę. Przecież Kondrat to nie byle kto i byle jakiej mordowni nie otworzy, tylko od razu Winiarnium! Z definicji epicentrum życia kulturalnego, miejsce nasiadówek elity, artystyczne zagłębie, chlubę miasta i jego mieszkańców. Dobra nasza!
Co z tego, kiedy zawsze znajdzie się jakiś patałach, co go władza w oczy kole i zniweczy najlepsze plany. Czasem będzie to jakiś lokalny patriota-oszołom, czasem żurnalista nadgorliwy. I tym razem pismaki wsadzili nocha nie tam, gdzie trzeba, misterny plan szlag trafił. Miało być po cichu i bez przetargu, a teraz nie dość, że przetarg będzie, to i prestiż ucierpiał.
W tej sytuacji nie zazdroszczę rzecznikowi prezydenta miasta, Antoniemu Pawlakowi. Co myślał poeta twierdząc, że to wszystko bujda na resorach, przetarg planowany był od zawsze, a z firmą Kondrata nikt się nie układał? Kiedy moja córka była młodsza, podczas zabawy w chowanego zasłaniała oczy ręką przekonana, że skoro ona nikogo nie widzi, to i dla innych jest niewidzialna. Ot, genialny patent, tyle że bezużyteczny. Tłumaczenia Pawlaka przypominają mi zachowanie mojego dziecka, z tą różnicą, że w wykonaniu miejskiego urzędnika to jest mało zabawne. Media cytują wypowiedź rzecznika: „Fundacja Gdańska od początku miała zamiar przeprowadzić konkurs ofert. Rozdmuchane w mediach rozmowy z Markiem Kondratem były tylko sondażowymi rozmowami.”
Niby sprawy nie ma, ale jest. Bo oto niedługo po tej stanowczej tezie, dowiadujemy się, co mówią sami zainteresowani: „Nie staniemy do konkursu - zapowiada Piotr Pabiański, prezes sieci Winarium, wspólnik Kondrata. - Dlaczego? Nasza wina, że zgodziliśmy się w rozmowach z władzami na tego rodzaju układ, ale cóż mleko już się wylało. Trzeba było to inaczej przeprowadzić. Może stanąć do przetargu i powiedzieć, że chcemy zrobić to i to. Dzisiaj jak staniemy do konkursu, to powiedzą, że jest zrobiony pod nas. Nie jest to dla nas komfortowa sytuacja.” Ni mniej, ni więcej. I tak oto piarowska zagrywka rzecznika okazała się ściemą dla naiwnych.
Nie pierwszy i nie ostatni raz jakiś rzecznik, jakiegoś urzędu rzucił na stos swój autorytet, wiarygodność i dobre samopoczucie. Jego strata, ale cóż – taka praca. A nam pozostaje czekać, czym jeszcze uraczą nas włodarze Gdańska. W końcu budowanie prestiżu jest czasem łatwiejsze niż łatanie dziur w jezdniach.
Dariusz Olejniczak
- 11/02/2010 21:33 - Obywatel Bartelik dla Gdańska czy dla SLD?
- 04/02/2010 17:38 - Bohater
- 04/02/2010 11:11 - Moja biała kartka
- 30/01/2010 11:07 - Życie w prawdzie
- 30/01/2010 11:04 - Zimowe nonsensy
- 22/01/2010 06:46 - Rzeka rozumna
- 15/01/2010 21:38 - Polskie farsy
- 15/01/2010 21:31 - Państwo w państwie
- 09/01/2010 22:18 - Nihilizm i słuszne wartości
- 24/12/2009 09:01 - Znikające obietnice ”