Paweł, gdański kuglarz.
Zmienił skórę. Z wilka giełdy zamienił się w stróża gdańskiego ubóstwa.
Znowu wkrada się w gdańszczan łaskę. Techniki ingracjacji opanował celująco.
Mówi co usłyszy, schlebia pączkiem z budyniem, rozmówców wywyższa, umysł swój umniejsza.
Z każdym się zgadza, co potrafi lepiej przed wyborami. Mógłby zagrać zamiast Kobieli w "Zezowatym szczęściu".
Przy czym walczy o konstytucję, demokrację, praworządność - tu głównie przed sądem - oraz prawdę, która stała się jego namiętnością.
Usłyszeli gdańszczanie w Radiu Gdańsk.
"JA nie znoszę mówienia nieprawdy"
Doprawdy nieprawda.
Weźmy nostalgiczną przypowieść prasową żony: "Są tacy którzy woleliby, żeby prezydent nie miał nic i mieszkał w rozpadającym się baraku lub wszystko przepisał na żonę, ale są też tacy, którzy doceniają dobre zarządzanie majątkiem własnym".
Tych najłatwiej spotkać w prokuraturze we Wrocławiu i urzędzie skarbowym w Gdańsku.
Z 7 mieszkań, które posiadał, prezydent ma teraz dwa - 5 "przekazałem moje rodzinie". Zgodnie z ponurą wersją połowicy majątek ten ukrył przed publicznością z litości dla jej wrażliwości albo ze strachu przed poborcą skarbowym.
W sprawie tej wpierw kłamał w oświadczeniach majątkowych, taił też przed obywatelami przychody z dzierżawy swoich włości, z czego publicznie się wygadał. Co nie było mądre.
Oświadczył też w audycji, której był gościem, że kupił akcje spółki Robyg po 50 albo sto groszy, choć na giełdzie były po 297. Jeśli mówił prawdę, to zostałby przez spółkę wyniesiony ponad innych jej akcjonariuszy, w co trudno uwierzyć. W przeciwnym przypadku obywateli, u których zabiega o dobrze płatną posadę z szoferem, okłamał bez zmrużenia oka 3 dni przed wyborami. Ukrywa też nadal datę ich zakupu, bo jako inwestor wie, że pieniądze wolą ciszę, a jako prezydent mógłby swoją szczerością konflikt interesów nieprzyjemnie podświetlić.
Do dziś też nie wyjaśnił, jak to się stało, że jego przybyła z innego miasta dziewczyna, znalazła strych we wspólnocie na Browarnej, w której gmina Gdańsk miała większość udziałów. Bez głosów jej delegata strych ten nie mógł dostać się przybyłej ze Słupska sympatii, jego przyszłej żonie, a następnie stać się własnością prezydenckiej pary w ramach wykupu z bonifikatą.
Mijał się też z prawdą prezydent promując sprzedaż GPEC-c lipskiej spółce komunalnej jako prywatyzację. Na szczęście dodał, namawiając radnych do transakcji, że chodzi o jej prywatyzację częściową. Tu słowa dotrzymał, bo sam się do rady nadzorczej niemieckiej spółki wydelegował, prywatyzując przez lata ok. milion jej złotówek.
Nic dziwnego, że w okręgu nr 2 - Główne Miasto, Orunia, Lipce - gdzie prezydenta obywatele znają najlepiej na każdy głos oddany na niego, dwa przypadły na Kacpra Płażyńskiego. Wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi.
Ziarno od plew oddzielić trzeba teraz w całym Gdańsku. W jego 5.letnim portfelu będzie ok. 15 mld złotych. Czy to jest kwota, którą warto powierzyć politykowi z defektem prawdomówności?
Tak już myśleli ci, którzy głosowali na Wałęsę.
Marek Formela
- 07/11/2018 16:14 - Oblicza sportu: Uśmiech jesieni?
- 05/11/2018 09:25 - Akapit wydawcy: Adamowicz prezydentem - Płażyński szefem rady
- 31/10/2018 21:34 - Sopockie co nieco: Trzy Polski
- 30/10/2018 15:47 - Maciej Płażyński, człowiek z Polski solidarnej
- 30/10/2018 14:44 - Oblicza sportu: Siebie godni
- 23/10/2018 20:34 - Oblicza sportu: Co było a nie jest...
- 19/10/2018 20:02 - Akapit wydawcy: Posprzątać Gdańsk i okolice
- 16/10/2018 20:59 - Oblicza sportu: Jak przerwać ten serial?
- 13/10/2018 19:47 - Akapit wydawcy: Prawdy wyborcze
- 13/10/2018 19:43 - Sopockie co nieco: „Zdziczenie obyczajów?”