„Nie, nie. Nie mam pretensji do trenera Stamma, że wtedy na Artura postawił. To był wspaniały trener, wspaniały człowiek...”. Do tej pięknej kariery te słowa życie dopisało. Jakby potrzeba chwili. Dziś już historia. Wspomnienia i... rocznice.
Wejherowianin z urodzenia, wejherowianin z miłości do ludzi i rodzinnego miasta. Tu nawet i swą sportową pasję odnalazł. Ale to, co najcenniejsze, co sportowymi sukcesami zwane, nad Motławą wpisał. A jest tego, oj jest.
Bokser. Zaczynał w wejherowskim Gryfie. Potem było wojsko, dwa lata w bydgoskim Zawiszy, no i te ponad dwanaście lat sportowych szczytów w Gdańsku zaliczał, wszystko to w historię GKS Wybrzeże wpisywał i tam po wsze czasy zostanie. Olimpijski brąz, złoto i srebro ME, tytuł mistrza i cztery tytuły wicemistrza Polski. Wejherowski gdańszczanin! Hubert Skrzypczak, oczywiście.
Meksyk 1968. Dotąd zawsze w muszej. To jego waga. A teraz nagle – zaledwie tygodnie przed Igrzyskami - „Papa” Stamm mówi, że bardziej widzi go w papierowej; w muszej raczej Olech. No i coś bardziej bolesnego, parę kilogramów zrzucić trzeba, choć nigdy ich za wiele nie było. Do wyboru – jechać, nie jechać? Nie, nie, takie „nie” do Huberta nigdy nie pasowało. I się zaczęło. Dekagram po dekagramie, kilogram po kilogramie... Sześć kilogramów! Z „muchy” w „papierek” nagle się zamienił. Ale nigdy nie słyszałem narzekań, nigdy cokolwiek na trenera złego. Przeciwnie, to był zawsze „Papa”, to ojciec jego – i polskich – sukcesów w ringu, które tu akurat nawet zliczyć trudno. Wtedy, w Meksyku, też przecież w dychę trafił. Srebrny Artur, brązowy Hubert.
Meksyk. 12-27 października 1968. 50 lat mija właśnie. Igrzyska XIX Olimpiady. Ring, waga papierowa. Trzy kolejne wygrane pojedynki. Stop w półfinale, lepszy Koreańczyk Yong-Ju Jee. Więc brąz, brąz do pięknej już przecież kolekcji. Tak życie zapisało, tak w życiorysie to wpisane. Hubert Skrzypczak! Choć i ręka „Papy” gdzieś tam się przyłożyła. Tak było, tak... minęło. A dziś zbiegło się to wszystko, jubileusze dopisało. Pięćdziesiątka meksykańskiego brązu i 75 lat Huberta (ur. 29.09.1943). Najlepszego, Mistrzu! Z podzięką za wszystkie emocje, za tamte wspólne chwile radości. Rok Huberta!
Albert Gochniewski
- 08/10/2018 08:00 - Sopockie co nieco: Dr Jekyll i Mr Hyde
- 07/10/2018 16:14 - Akapit wydawcy: Strzecha "Sołtysa"
- 02/10/2018 15:29 - Oblicza sportu: Złotem w złoto
- 02/10/2018 15:25 - Sopockie co nieco: Przyrost szczęścia lokalnego brutto
- 29/09/2018 20:04 - Akapit wydawcy: Zaułki prezydenta
- 21/09/2018 20:39 - Akapit wydawcy: Weksel za 15 miliardów zł
- 19/09/2018 16:17 - Wybrzeże broniło się z honorem do ostatniego naboju
- 18/09/2018 16:23 - Oblicza sportu: Bakcyla połknąć
- 18/09/2018 15:42 - Sopockie co nieco: Wojna postu z karnawałem
- 17/09/2018 20:01 - Dzień hańby i dzień niepodległości: 17 września 1939 – 17 września 1993